środa, 11 lutego 2015

#26

 
                                                              2 komentarze = rozdział. 



  - Ona jest tylko przyjaciółką. - wyszeptałem.
- Ross...proszę wyjdź. - powiedziała stanowczo. Wydawała się taka nieugięta. Jakby nie miała uczuć. Nie widziałem w jej oczach łez. Tylko pustkę. Stała z rękoma założonymi na piersi. Patrzyła na mnie bez emocji. Widziałem ją coraz bardziej rozmazaną. W oczach zbierały mi się łzy, ale nie chciałem by to widziała.
- Czyli to koniec? - milczała. - Chcesz zakończyć to w ten sposób? - milczała. - Chyba nigdy Ci na mnie nie zależało. - Wyszeptałem łamiącym się głosem. Obróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę wyjścia, a ona nadal milczała. Nie tak sobie to wyobrażałem. Nie tak...

   Kiedy wróciłem do domu rodzice już byli. Przywitali mnie z entuzjazmem. Rodzeństwo wyczekująco patrzyło na mnie, czekając, aż coś im opowiem. Spojrzałem w oczy Rydel.  Patrzyła na mnie pytająco. Pokiwałem przecząco głową. Posmutniała.
- Mamo? - zacząłem nagle.
- Tak?
- Mogę pożyczyć samochód? - zapytałem. Chciałem gdzieś jechać. Sam nie wiedziałem gdzie.
- Po co? Gdzie jedziesz?
- Do kolegi. Chciałbym z nim pogadać. To kolega z którym nagrywałem film, muszę dowiedzieć się paru spraw. - skłamałem. Ale co jej miałem powiedzieć? ,,Nie wiem mamo, tak sobie jadę przed siebie" nie byłoby zbyt przekonywujące.
- To weź. Tylko nie bądź późno. - uśmiechnęła się. Przytaknąłem, wziąłem kluczyki i wyszedłem. Wsiadłem do samochodu i jeszcze chwilę zastanawiałem się czy na pewno jechać, ale w końcu przekręciłem kluczyki w stacyjce i ruszyłem przed siebie. Ciągle myślałem o Danny, Zostawiła mnie tak po prostu. Nie mówiła nawet dlaczego. Na dodatek nic nie chciała mi wyjaśnić. Jakbym na to nie zasługiwał. Jakbym nigdy nic dla niej nie znaczył.
  Jak na złość akurat czerwone światło! Zatrzymałem się. Trwało to niemiłosiernie długo.
W pewnym momencie poczułem mocne uderzenie. Samochód pojechał do przodu. Nie wiedziałem co się dzieje. Poczułem ogromny ból w karku i kręgosłupie oraz w głowie. Jakby ktoś uderzał mi w czaszkę młotkiem. Przed oczami przeleciały mi obrazy chwil spędzonych z Danny i rodziną. Po chwili widziałem tylko ciemność. Nie widziałem nic, ale czułem ogromny ból.





***oczami Danny***

Nie potrafiłam odpowiedzieć mu na żadne jego pytanie. Nie potrafiłam wytłumaczyć, dlaczego z nim zerwałam, bo sama do końca tego nie wiedziałam. Siedziałam na kanapie, ale przed oczami ciągle miałam Ross'a i jego ból w oczach, który dostrzegłby każdy. Usłyszałam sygnał mojego telefonu i niechętnie wstałam, aby go odebrać.
- Słucham? - powiedziałam gdy tylko odebrałam.
- Danny? - usłyszałam. Od razu poznałam ten głos. Dziewczyna mówiła takim tonem, że od razu wiedziałam, że coś się stało.
- Rydel? Co się dzieje?!
- Ross...on jest w szpitalu. Nieprzytomny. Kiedy od Ciebie wrócił pojechał gdzieś i miał wypadek. Proszę przyjedź do szpitala! - wypuściłam telefon z ręki. Nogi miałam jak z waty, a w oczach pierwszy raz od mojego wyjazdu poczułam łzy. Pobiegłam do przedpokoju, ubrałam się i jak najszybciej pojechałam autobusem do szpitala. Oczywiście samo dojście na przystanek zajęło mi sporo czasu. Na miejscu od razu odszukałam Rydel.
- Delly, co się dzieje?! - krzyczałam.
- Nie wiem, Dan. Operują Go. - mówiła przez łzy. - Był załamany kiedy od Ciebie wrócił. Mówił, że jedzie do kolegi. Ludzie mówili, ze podobno stał na światłach, a pijany kierowca w niego uderzył. Dlaczego? Dlaczego to nie mogło spotkać tego pijanego idioty, tylko mojego brata?! - płakała. Strasznie płakała. A ja czułam, że to moja wina. Może gdybym z nim porozmawiała, pogodziła się. Nie doszłoby do tego. To przeze mnie.
- Rydel, gdzie jest reszta? - zapytałam, jakby to było najbardziej istotne. A nie było.
- Pod salą.
-  Więc czemu Ty siedzisz w poczekalni?
- Nie potrafię tam iść...boję się...
- Ja muszę tam iść. Zaraz wrócę do Ciebie. - rzuciłam i pobiegłam pod salę. Oczywiście zapomniałam zapytać jaka to sala i najpierw zwiedziłam cały szpital. W końcu z daleka rozpoznałam blond włosy Riker'a. Podbiegłam do chłopaków i rodziców Ross'a. Nie było tam tylko Ellington'a. Ale w sumie nie był ich bratem. Miał prawo nie przyjechać. Po za tym, może gdzieś wyjechał, albo nie został jeszcze poinformowany.
- Riker. - wydukałam.  Obrócił się w moją stronę. Patrzył na mnie tak, jakby chciał mnie zaraz uderzyć w twarz, ale jego wzrok bolał bardziej niż gdyby to zrobił. - Co z nim? - zapytałam w końcu.
- Operują Go. Był tak załamany kiedy od Ciebie wyszedł...dlatego gdzieś pojechał! Gdyby było wszystko ok to siedziałby teraz w domu! Nie mogłaś mu nic wytłumaczyć?!
- Riker, dość! To nie jej wina! - Przerwał Rocky. Patrzyłam na blondyna z bólem. Ogromnym bólem. Był moim przyjacielem, ale miał rację. To była moja wina. Tylko moja.
Z sali wyjechali lekarze i pielęgniarki. Wiozły Ross'a na łóżku szpitalnym. Lynch'owie od razu rzucili się na lekarza z pytaniami. Ja stałam z boku i patrzyłam na Ross'a na tym łóżku. Miał taki spokojny wyraz twarzy. Po jego skroni nadal spływała krew. Twarz była w małych ranach, ale już czysta. Na szyi miał kołnierz. Spod kołdry na żebrach było widać bandaż. Po policzku spłynęła mi łza. Otarłam ją.
- I co? - zapytałam kiedy wszyscy odeszli od lekarza. Riker prychnął. Rocky zmierzył go wzrokiem i podszedł do mnie.
- Nadal nie odzyskał przytomności. Jest w dość poważnym stanie. Jest cały poobijany do tego ma złamane żebro. Po za tym wszystko ok. Martwią się tylko o to, czy odzyska przytomność.
- Rocky... - przytuliłam się do bruneta - tak mnie to boli! Riker ma rację, że to moja wina. Gdybym nie zachowała się wtedy jak dziecko nie doszłoby do tego. Gdybym po prostu się z nim pogodziła...pewnie zostałby u mnie na noc i nigdzie by nie pojechał. - szlochałam.
- To nie Twoja wina, ale mogłaś z nim pogadać. - Szepnął. Pogłaskał mnie po głowie, a potem oddalił się.

Wszyscy pojechali ze szpitala ok. 23:00. Ja zostałam tam na  dłużej, ale ok. 02:00 lekarz kazał mi wyjść.  Stamtąd nie pojechałam do domu.
- Co Ty tutaj robisz o tej porze? - zapytała zaspana blondynka, otwierając drzwi szerzej. Weszłam do środka.
- Czy mogę dziś spać u Ciebie? - zapytałam. Kiwnęła głową. Powiesiłam kurtkę i poszłam na górę. Rydel położyła się na łóżku, ja za chwilę rzuciłam się obok niej. Przytuliłam przyjaciółkę i wyszeptałam:
- Rydel...przepraszam Was...za wszystko.
- Przestań. Idź już spać. - rozkazała. Zamknęłam oczy. Zmęczona, usnęłam od razu.



Następnego dnia zabrałam się z Lynch'ami i Ell'em do szpitala. Ross jeszcze się nie obudził, ale było z nim lepiej.

- Danny? Słyszysz? - usłyszałam głos Ellington'a.
- Nie, zamyśliłam się. O co pytałeś?
- Idziemy coś zjeść tutaj niedaleko szpitala i wracamy za godzinę. Idziesz z nami? - Pokiwałam głową. Wolałam zostać z Ross'em.  Ratliff wyszedł z sali, a ja znów spoglądałam na blondyna. Ciągle patrząc na niego słyszałam w swojej głowie mój głos, który mówił, że to przeze mnie jest w takim stanie. Gwałtownie obróciłam się w stronę drzwi, kiedy usłyszałam, że się otwierają. W progu stanęła blondynka, wyglądała na młodszą ode mnie. Zmierzyłam ją wzrokiem. Byłam pewna, że pomyliła salę.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś już u niego jest. - powiedziała speszona.
- Spokojnie - uśmiechnęłam się delikatnie - pewnie jesteś fanką?
- Słucham? Nie...jestem jego... - zawahała się - przyjaciółką. - wyszeptała w końcu. Serce biło mi szybciej. Teraz wiedziałam skąd ją kojarzyłam. To była dziewczyna, którą widziałam wtedy w telewizji. Milczałam. Przeniosłam wzrok z niej na Ross'a, który powoli zaczął otwierać oczy. Serce biło mi coraz szybciej, jakby za chwilę miało wyskoczyć. Patrzyłam na niego analizując każdy jego ruch. Kiedy otworzył oczy powoli rozejrzał się dokoła. Spojrzałam na blondynkę, która ciągle stała w progu drzwi.
- Gdzie jestem? - wyszeptał.
- W szpitalu. Miałeś wypadek. - powiedziałam powoli.
- Wypadek? Nie pamiętam go. Jak długo tu jestem?  - pytał coraz bardziej zszokowany, przestraszony.
- Na szczęście jeden dzień. Bałam się, że to potrwa dłużej. - mówiłam łamiącym się głosem.
- Jest tu moje rodzeństwo? Rodzice?
- Oczywiście, że tak, ale będą dopiero za godzinę, wyszli na chwilę...
- Dziękuję. Kiedy wrócą może ich Pani zawołać? - zapytał. Wytrzeszczyłam oczy. ,,Pani"?!
- Czekaj, Ty nie wiesz kim jestem?
- Moją lekarką. - uśmiechnął się. Łza spłynęła mi po policzku.
- Ross? - usłyszałam głos blondynki. Powoli podeszła do jego łóżka.
- Victoria? - uśmiechnął się - Cześć!
- Czyli pamiętasz ją, rodzinę, a mnie nie?! Może pamiętasz jeszcze każdą fankę?! -wybuchnęłam. Jak to możliwe?! Tyle wspólnie spędzonych chwil przez ponad pół roku i mnie nie pamięta, a ją, dziewczynę z którą miał kontakt około dwóch miesięcy pamięta doskonale?!
- Fanki? Co to znaczy? - zapytał. On i ,,Victoria" spojrzeli na mnie.
- R5. Zespołu, do którego należysz. - powiedziałam spokojnie, przełykając ślinę.
- Przepraszam ja...nie pamiętam...
- Ross ja...jestem Twoją dziewczyną... - powiedziałam próbując wszystko naprawić.
- Byłą. - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się.
- Riker, proszę. - szepnęłam - On mnie nie pamięta...
- Więc chcesz naprawić przeszłość za pomocą jego wypadku? Daj spokój... - zabolało. Miał rację. Chwyciłam torebkę i wyszłam z sali.





Kurde. Tyle czasu przerwy,a tu taka beznadzieja. Pomysł z wypadkiem był dobry i dała mi go  Wiktoria, której bardzo dziękuję. :* Ja tylko nie umiałam tego napisać. Co do Victorii - jeszcze wiele namiesza, ale to już moja tajemnica! Przepraszam, ze tyle czasu nie było tu nic, ale brak weny. Gdyby nie Wiktoria Senkowska, pewnie nadal nic by się nie pojawiło. ;P