sobota, 13 grudnia 2014

#25

                                                             2 komentarze=rozdział.



- Ross! Ross! - obudziło mnie szeptanie Victorii.
- Co? - spytałem zaspany, nadal jeszcze drzemiąc.
- Moja mama za dwie godziny wraca z pracy. Ja już idę, ona nie wie, że tu jestem.
- Czekaj! Odprowadzę Cię. -stanąłem na równe nogi, choć nadal byłem zaspany. Szybko się ogarnąłem i wyszliśmy z domu. Szliśmy w ciszy, całą drogę.
- Ross, tutaj jest mój dom... - zatrzymała mnie blondynka, ponieważ zamyśliłem się i poszedłem dalej.
- A, tak. To cześć. - machnąłem ręką.
- Może wejdziesz na chwilę? - zaproponowała.
- Okej... - rzuciłem ,,na odwal się" i wszedłem do środka.
- Napijesz się czegoś?
- Herbaty?
- Już robię. - posłała mi uśmiech i wyszła do kuchni, a ja wszedłem do salonu i oglądałem różne rzeczy w pokoju. W końcu doszedłem do komody, na której stały ramki ze zdjęciami. Na jednym zdjęciu była Vic z jakimś chłopakiem. Wziąłem ramkę do ręki i przyjrzałem się bliżej. Zastanawiałem się kim może być ten chłopak.
- To mój brat. - wzdrygnąłem się i obróciłem. Dziewczyna położyła kubki na stoliku i podeszła do mnie. - zginął w wypadku... - spojrzała na zdjęcie.
- Przykro mi. - wydukałem.
- Mnie też. Ale dobra, nie ważne. Co robimy? - zmieniła temat.
- Ja już chyba będę musiał iść.
- Nie idź, proszę. - przytuliła się do mnie. Nie za bardzo wiedziałem co robić, więc również ją przytuliłem.
- No dobra, ale co będziemy robić?
- Przejdziemy się gdzieś? Napiszę mamie kartkę... - przytaknąłem i poszedłem się ubrać, a ona poszła do kuchni napisać kartkę.

Szliśmy zatłoczonym centrum rozmawiając. O wszystkim i o niczym, kiedy przypadkowo złapałem ją za rękę. Spojrzałem na nią niepewnie, ale ona tylko uśmiechnęła się pod nosem.
Szedłem więc trzymając Victorię za rękę, kiedy dostrzegłem ją. To musiała być ona.
- Poczekaj chwilkę. - krzyknąłem do blondynki i pobiegłem przed siebie. Przeciskałem się przez tłum ludzi, próbując jej nie zgubić. Wreszcie przebiegłem przez cały tłum. Rozejrzałem się dookoła. Nie było jej. Spojrzałem jeszcze w prawą stronę. Tam jest! Znów ruszyłem w pościg. Już byłem za nią. Chwyciłem ją za nadgarstek i obróciłem w swoją stronę.
- Danny! - krzyknąłem uradowany. - Od kiedy Ty palisz? - zapytałem, widząc papierosa, którego trzymała w palcach.
- Od niedawna. Od kiedy masz dziewczynę? - spojrzałem w stronę Victorii.
- Od niedawna. - rzuciłem.
- Po co mnie goniłeś?
- Chciałem Cię zobaczyć.
- To bez sensu.
- Czemu to zrobiłaś?
- Ale co?
- Zerwałaś ze mną?
- Bo mogłam. - rzuciła od niechcenia.
- Co się z Tobą stało?!
- Nic. Wydoroślałam, Rossy. - dmuchnęła we mnie dymem,  zgasiła papierosa i ruszyła przed siebie.
Co się  z nią stało? To już nie była moja Danny. Danny, którą kocham.
- Ross, co się stało? - Victoria dobiegła do mnie.
- Co? Nie, nic... - mówiłem zakłopotany, nadal oglądając się w jej stronę.
-  A kto to był? - ciągle tylko zadawała głupie pytania.
- Nikt! Pomyliłem ją z kimś, jasne?! - krzyknąłem i odszedłem w inną stronę, zostawiając dziewczynę samą.


Wszedłem do domu, gdzie całe moje rodzeństwo sprzątało dom. Nie ukrywam, zdziwiło mnie to, ale nie miałem siły pytać o co chodzi. Wchodziłem po schodach na górę, kiedy w połowie drogi zatrzymała mnie Rydel:
- O nie, Ross! Rodzice wracają wcześniej! Trzeba tu posprzątać, a Ty nam pomożesz!
- Ale Delly! - spojrzałem na nią błagalnym wzrokiem.
- Żadnego ,,ale"!  Chodź. - pociągnęła mnie za rękę zaprowadziła do salonu.
- Masz. - podała mi odkurzacz. - zacznij odkurzać od góry, potem na dole. Ale Ross, błagam Cię, przyłóż się do tego.
- Ale czemu oni wracają wcześniej?! - zmieniłem temat.
- Nie wiem. Mieli wrócić dopiero w poniedziałek. Nie wiem, dlaczego, no! W każdym razie nieźle tu nabrudziliśmy przez te kilka dni i powinniśmy coś z tym zrobić, tak? Idź już! - pogoniła mnie.
Wciągnąłem odkurzacz na górę i zacząłem od pokoju Riker'a. Ej chwila? Dlaczego ja miałem sprzątać pokoje ich wszystkich, a oni sprzątali tylko salon? Znowu mnie wrobili! Przypominając sobie słowa siostry ,,Ale Ross, błagam Cię, przyłóż się do tego" postanowiłem zrobić to o co prosiła.
Po około godzinie odkurzyłem wszystkie pokoje na górze, razem z sypialnią rodziców. U Rydel było czystko, więc tylko ,,przejechałem" odkurzaczem. Opadłem na łóżko w moim pokoju, patrząc na sufit.
- Ross, jeszcze dół! - do mojego pokoju wparował nagle Rocky.
- Tyle co skończyłem, chcę odpocząć!
- Wszyscy chcemy, ale odpoczniemy jak skończymy. No chodź! - chwycił za odkurzacz i zniósł go na dół. Westchnąłem i zszedłem za nim. Odkurzyłem całą kuchnię i w końcu salon. Żeby odkurzyć pod stolikiem musiałem uklęknąć i przy wstawaniu uderzyłem się w głowę.
- Aua! - wstałem masując obolałą głowę.
- Sierota! - zaśmiał się Riker.
- Wal się! - również się zaśmiałem i rzuciłem w niego ścierką, która leżała na stoliku.
- Dobra, to już wszystko! - zdyszana Rydel opadła na kanapę w salonie. - Rossy, mogę Cię prosić o sok? - zrobiła maślane oczka. Przewróciłem oczami i ruszyłem do kuchni. Zaniosłem siostrze sok, a ta przeniosła się z pozycji leżącej w siedzącą i przejęła ode mnie szklankę. Kiedy wstała zrobiła na kanapie więcej miejsca, więc ja i Riker usiedliśmy obok niej. Rocky włączył konsolę i usiadł na podłodze, czekając, aż załączy się gra. Ryland poszedł do siebie.
- Widziałem dziś Danny. - spuściłem głowę i czułem na sobie spojrzenia ich wszystkich.
- I co? Gadaliście? - zapytał niepewnie Riker.
- Tsa. Stwierdziła, że wydoroślała i dmuchnęła we mnie dymem.
- Ona pali? - zdziwiła się Rydel.
- Też o tym nie wiedziałem!
- Zależy Ci na niej? - zapytał Rocky, jednak nie odrywając się od gry.
- Ty serio pytasz?
- No to jedź do niej, pogadaj z nią może, co? Chyba, że od razu zamierzasz odpuścić?
- Masz rację... mogę? - zwróciłem się do Rydel.
- No jedź! - zerwałem się na równe nogi, szybko założyłem buty i zarzuciłem na siebie kurtkę. Musiałem iść na nogach, bo rodzice zabrali samochód. Stanąłem przed jej domem i nie wiedziałem co robić. Bałem się, bo przecież mogła zamknąć przede mną drzwi i tyle by z tego było.
- Danny, muszę Ci coś...nie to głupie. - mówiłem sam do siebie, ćwicząc to co mam jej powiedzieć, kiedy otworzyły się przede mną drzwi.
- Ja wychodzę! - krzyknęła do środka domu ciotka Danny.
- Dzień dobry. - uśmiechnąłem się.
- O! Rossy, kochanie, tyle czasu Cię nie widziałam! Przyszedłeś do Danny?
- Tak, tak. Jest w domu?
- Pewnie, wchodź. - uśmiechnęła się, otworzyła przede mną drzwi szerzej. Wszedłem, ona zamknęła drzwi, a ja niepewnym krokiem ruszyłem najpierw do salonu.
Danny oglądała telewizję i była odwrócona tyłem do mnie.
- H...hej. - rzuciłem niepewnie, a ona gwałtownie się odwróciła.
- Co Ty tutaj robisz?! - była wyraźnie zdziwiona i wpatrywała się we mnie.
- Chcę z Tobą pogadać...
- Ale o czym? - głupie pytanie. Bałem się. Bałem się, bo wiedziałem, że nie będzie tak łatwo.
- Jak było? - uderzyłem się w czoło, za to co powiedziałem. Stchórzyłem, ale ona zaśmiała się. Jednak za chwile znów spoważniała i udawała tą zimną Danny.
- Tylko po to przyszedłeś? - zapytała znów tym swoim tonem.
- Nie. Chcę wiedzieć co się stało, bo...bo ja Cię kocham i nie chcę z Tobą zrywać! Wyjechałaś tak nagle, żałuję wszystkiego co wtedy powiedziałem, ale kocham Cię i nie zrezygnuję z Ciebie tak łatwo. Proszę, powiedz mi chociaż dlaczego...
- Ross...Tobie naprawdę nadal zależy? - chyba zmiękła. Już nie miała tego zimnego tonu.
- Tak. I to bardzo. Dlaczego ze mną zerwałaś?
- Tak byłoby Ci łatwiej.
- Słucham?! A Ty wiesz co ja przeżywałem?
- Jakoś znalazłeś sobie dziewczynę, bardzo szybko.
- Nie mam dziewczyny.
- A ta  blondynka? Nawet w telewizji o tym mówili....







TADADADAM. Nie mogłam wytrzymać bez Danny, no :( I musiałam ją tutaj jakoś wkleić. xD
A po za tym zastanawiałam się co mam zrobić, żeby ją tu jakoś przywrócić i tylko to mi wpadło do głowy :D

sobota, 6 grudnia 2014

#24

                                                                    2 komentarze=rozdział

Tak Wiktoria, Twoją opinię z fb liczę jako komentarz xD <3


Naszą rozmowę przerwało walenie do drzwi. 
- Idź otworzyć.- rozkazał starszy brat i rzucił się na kanapę. Ruszyłem otworzyć drzwi, w których stała zdenerwowana Victoria. 
- Co. To. Jest?! - krzyczała, próbując mówić spokojnie i wymachując mi gazetą przed twarzą. 
- Gazeta? - zapytałem, jakby to było oczywiste. 
- A na okładce? - założyła ręce na piersi  wyczekująco tupała nogą o podłogę. 
- No my. 
- Ross! 
- No co? Jesteś sławna. - zaśmiałem się. 
- To nie jest śmieszne! - przewróciłem oczami. -  Mam tego dość! Ciągle pakuję się przez Ciebie w kłopoty! Co ja mam z tym.... - przerwałem jej wypowiedź pocałunkiem. Nie wiem dlaczego. Po prostu panikowała. Jak inaczej miałem ją uciszyć? Na początku to był tylko zwykły pocałunek na uciszenie, który miał trwać kilka sekund, a przemienił się w coś namiętnego i, z tego co czułem, długiego. Kiedy przestałem ją całować powoli oddaliłem od jej głowy moją głowę i otworzyłem oczy. Spojrzałem na Victorię, która stała jak wyryta. Uśmiechnąłem się do niej, a ona poczerwieniała. Za chwile usłyszałem oklaski i odwróciłem się. Riker! Zupełnie zapomniałem, że tu siedzi. 
- Co? - zwróciłem się do blondyna, przewracając oczami. 
- Nie, nic. Obejrzycie ze mną? - próbował zmienić temat i spojrzał na ekran, na którym akurat były reklamy. - Albo nie obejrzycie. 
- Ej, w sumie to dobry pomysł! Rydel...gdzie jest Delly? - urwałem. 
- Z Ell'em. Pojechali do sklepu, po coś na obiad. - Riker mówił piskliwym głosem, potrzepując rzęsami, próbując udawać Rydel. - pokiwałem tylko głową. 
- Głupi jesteś!
- Cieszę się, że wreszcie są razem! Od zawsze wiedziałem, że się kochają. - w progu kuchni stanął Rocky. 
- Dobra, czyli nie ma tylko Rydel i Ell'a, a gdzie rodzice? 
- Wyjechali na weekend. Ross, w ogóle nie wiesz co się dzieje w domu?! - Riker obrócił się w moją stronę. 
- To jeszcze lepiej! Dziś Mikołaj, no nie? No to czemu mamy spędzać nudno dzień, jak możemy dziś wieczorem zaprosić na noc Ell'a i Vic i zrobić wieczór filmowy?
- Ross, jesteś pewien? Masz zamiar oglądać romantyczne filmy, do których zmuszą nas one?- Rocky usiadł obok Riker'a. 
- ,,One" to nasza siostra i moja przyjaciółka. A po za tym to wcale nie muszą być romantyczne filmy! - wytknąłem bratu język i oberwałem poduszką. 
- Przesadziłeś! - krzyknąłem i rzuciłem się na niego, okładając Go poduszkami. 
- Dobra, dobra! - wykrzykiwał brunet. - Poddaję się. A co do  pomysłu...jeśli Twoja przyjaciółka i Ell będą chcieli zostać, można coś takiego zorganizować. 
- Spojrzałem pytająco na blondynkę. 
- No nie wiem, Ross...- pokiwała przecząco głową.
- No proszę! Będzie super! Co będziesz robić w domu? 
- Dobra...zgadzam się. - zaśmiała się, a ja ją przytuliłem, ale odepchnęła mnie. 
- Jeszcze nam zrobią zdjęcie. - powiedziała z sarkazmem. - Idę do domu po rzeczy.
- Iść z Tobą?
- Nie. Wiem gdzie mieszkam. 


Siedziałem na łóżku grając na gitarze. W końcu zacząłem grać ,,Christmas is coming", a do tego zacząłem śpiewać. 
-Oh-oh Christmas is coming
Those elves and reindeer are running
And i just want you by my side.

Snata is coming to town
And you're not gonna be around
The snow is bringing me down
'Cause tomorrow's  gonna a big day-ay-ay
And you're worlds away-ay-ay
I'd give anything if we could sing
Fa la la la la la la la la 
Oh-oh Christmas is coming (...) 
This year the season is crazy 
Snow globe that somebody's shaken 
But that's what makes it Christmas time

Presents under the tree 
Could never  mean as much to me
As you here, that's what i believe 
That when I see Santa's sleigh-ay-ay
Headed this way-ay-ay
He's gonna hear my wishes and know I miss ya
Fa la la la la la la la la la *

- śpiewasz o Danny? - podskoczyłem gwałtownie. Spojrzałem na drzwi, w których stała Rydel. 
- Nie strasz mnie tak! - odłożyłem gitarę. - Przecież to nasza piosenka! Nie pisaliśmy jej o Danny. 
- Prawda jest taka, że każdy z nas, kiedy ją śpiewamy, myśli o kimś innym. Ty myślisz o Danny, Ja o Ell'u, Ell...nie wiem, może o mnie, Rocky o Alex'ie. Riker...nie wiadomo. Słyszałem, że całowałeś Vic i myślałam, że coś do niej czujesz. 
- Bo czuję, ale kocham Danny. 
- Więc co czujesz do Victorii? 
- Nie wiem. Delly, nie wypytuj mnie już! Riker mówił Ci o pomyśle? 
- Tak, zgodziłam się. - uśmiechnęła się. - Riker, Ell i Rocky pojechali coś wybrać do wypożyczalni, a ja szykuję jakieś przekąski, ale usłyszałam, że śpiewasz. 
- Pojechali beze mnie?!
- Nie denerwuj się! Chcieli, żebyś był w domu jak Victoria przyjdzie. 
- A no tak...a przyszła już? 
- Tak, jest na dole. 
- No to co mi nie mówisz? - wstałem z łóżka i zszedłem na dół. 
Blondynka siedziała już na kanapie, oglądając telewizję. Po chwili do domu weszli moi bracia i Ellington. 
- Mamy filmy! - krzyknął Rocky.
- Błagam, nie wzięliście samych filmów akcji, co? - Rydel spojrzała wyczekująco na Ratliff'a. 
- Nie, kochanie! Mamy jeden film świąteczny. - zaśmiał się.
- Jeden?! 
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Po chwili Ellington stał przy Rydel, próbując ją przepraszać, a Riker zajmował się filmem. 
Chwyciłem opakowanie filmu i przeczytałem tytuł. 
- ,,Christmas is coming"? Jak nasza piosenka...-uśmiechnąłem się.
- Dlatego go wypożyczyliśmy. - Rocky skubnął popcorn z miski na stoliku. 
- idioci! - zaśmiałem się i usiadłem na kanapie pomiędzy Victorią, a Rockym, Riker usiadł na fotelu obok, a Rydel i Ell usiedli razem na jednym fotelu, ponieważ fotele były dwu osobowe. 
- Jak się będziesz bała, to możesz mnie przytulić. - szepnąłem do Victorii. 
- Mam się bać komedii? - zaśmiała się.
- Nie ważne. - zakończyłem temat.
- Dobra, cicho bądźcie! - uciszył nas Rocky. 
Film okazał się komedią, o chłopaku, który pracował co roku w centrum handlowym, przebrany za Mikołaja, rozdając prezenty. Przez pracę, w ciągu świąt nie miał czasu dla rodziny, na dodatek pokłócił się ze swoją żoną, która razem z dziećmi wyjechała na Święta do swoich rodziców. Ten w Wigilię wrócił do domu, zastając go samego, a potem pojechał do żony i dzieci, tknięty wyrzutami sumienia, a zakończyło się to pocałunkiem małżeństwa i ,,o fuuuj!" dzieci. * 
Mimo, iż była to komedia, Vic ciągle się do mnie wtulała. 
- ,,Mam się bać komeddii?" - zacytowałem jej słowa, za co oberwałem w ramię. 
- Było zimno, jasne?!
- Okej, okej...
Po tym filmie Rydel i Victoria poszły do pokoju mojej siostry, a ja z chłopakami zostałem obejrzeć jakiś film akcji. Rocky komentował praktycznie cały film. 
- Gdyby się schował za tą szafą, to nie dostałby tej kulki w łeb! - oburzony, ślepo szukał popcornu w pustej już misce. 
- Cholera no, skończył się. - szepnął do siebie. Zaśmiałem się. 
- Dobra, ja idę spać. - spojrzałem na zegarek. 23:00. 
Poszedłem na górę i zapukałem do pokoju Rydel. 
- Idź stąd! - usłyszałem głos siostry, ale i tak wszedłem do środka. 
- Victoria, gdzie śpisz? - zwróciłem się do 15-latki, która spojrzała na Rydel.
- No idź! I tak będę spała z Ell'em! - zaśmiała się, a Victoria szybko wstała z łóżka i podbiegła do mnie. Ruszyliśmy do mojego pokoju.
- Gdzie jest łazienka? - zapytała podnosząc swoją torbę z krzesła.
- Korytarzem prosto i na lewo. - wskazałem, a ta wyszła. Położyłem się do łóżka, czekając na dziewczynę. Wróciła ubrana  w różową pidżamę i w upiętym koku. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się.
- No co? Mam coś na twarzy? - zapytała zmieszana, szukając dłońmi czegoś na twarzy. 
- Nie, nie! - rzuciła we mnie poduszką. 
- Okej, jak chcesz.- rzuciłem. 
- Posuń się trochę! - Rozkazała, a ja odsunąłem się bardziej w stronę ściany. Wsunęła się pod kołdrę i wtuliła we mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem i zamknąłem oczy. 

______________________________________________
2* nie ma takiego filmu, wymyślałam go na szybko xD 
















piątek, 28 listopada 2014

#23

Rano obudziłem się z głową Rydel na moim torsie. Blondynka była we mnie wtulona jak w swojego chłopaka i pewnie gdyby wszedł do nas do pokoju ktoś obcy, pomyślałby, że jesteśmy razem. Zacząłem sobie przypominać co działo się w nocy. Siedziałem wtulony w siostrę na podłodze i płakałem. Rzadko zdarzało mi się płakać, a jeśli już to na serio musiało mnie coś zaboleć. Ale psychicznie, bo nigdy nie płakałem z bólu fizycznego. Rydel próbowała mnie uspokoić i w końcu jej się udało. Usiedliśmy na łóżku i rozmawialiśmy. Zwierzałem jej się, a ona próbowała zrozumieć co czuję. Po rozmowach z siostrą zawsze było mi lżej na duchu. Była moim osobistym psychologiem.
Potem Rydel położyła się na łóżku, nadal mnie słuchając, aż  w końcu usnęła, więc i ja się położyłem.
-Więc to się stało w nocy. - szepnąłem do siebie.
Wstałem  z łóżka i pocałowałem siostrę w czubek głowy.
- Dziękuję za wszystko.-szepnąłem w sumie do siebie, bo przecież Rydel spała i nie słyszała.
Zszedłem  na dół, gdzie cała rodzinka jadła już śniadanie. Podszedłem do lodówki i wyjąłem sok pomarańczowy.
- Ross! Wreszcie wstałeś! Jest 11:00,  o której Ty poszedłeś spać? -zapytał Rocky, który jako pierwszy mnie zauważył.
- O 3:00. - rzuciłem bez uczuć. Odłożyłem karton soku do lodówki, chwyciłem szklankę pełną napoju i usiadłem na kanapie.
- Bro, co jest? -zapytał Riker przysiadając obok mnie.
- Nic. Idź jeść śniadanie.
-Pewnie pokłócił się z Danny.-krzyknął Ryland i zabrał się za jedzenie kolejnego naleśnika. Mój braciszek zawsze wiedział kiedy się odezwać i zawsze wybierał najmniej odpowiedni moment!
- Zamknij się RyRy! -Rocky pacnął Ryland'a w tył głowy.
- Rocky, zostaw Go! I używaj odpowiednich słów! -tata zwrócił mu uwagę.
- A Ty Riker chodź do stołu! -dodała jeszcze mama. Właśnie! Mama! Zapomniałem o tym, co jej wczoraj powiedziałem.
- To prawda, co mówi Ry? Pokłóciliście się? -próbował dowiedzieć się blondyn.
- Zerwaliśmy.  -rzuciłem. Wszyscy to usłyszeli, bo cała rodzina ucichła i patrzyła to na mnie, to na siebie nawzajem. I nastała ta niezręczna cisza, kiedy nikt nie wie co powiedzieć. Wstałem z kanapy i wyszedłem z salonu. Wszedłem do pokoju. Rydel już nie spała.
- O, Ross. Wiesz która godzina? -zapytała zaspana.
- Podobno 11:00. - zaśmiałem się.
- I jak tam? Lepiej już? - zmieniła temat.
- Nic nie jest lepiej, Delly. Odkąd wyjechała, planowałem co kupić jej na święta. Planowałem, że święta spędzimy razem, więc przy mnie wyciągnie ten prezent spod choinki. Że podzielimy się opłatkiem i złożymy sobie życzenia ,,i żebyśmy już zawsze byli razem", a Rocky i Ryland nadadzą tej śmiesznej atmosfery. Wiesz, jak to oni. - uśmiechnąłem się na chwile. -Wydaje się romantyczne, ale nie o to mi chodzi. Ja tylko chciałem spędzić z nią moje ulubione święta. Moje urodziny i sylwestra, żeby wspaniale zacząć nowy rok. A teraz wszystko poszło się...walić. - przeczesałem ręką włosy.
- Będzie dobrze, Rossy. Jeszcze się zejdziecie. - przytuliła mnie i wyszła z pokoju. Ja wziąłem z szafki ubrania i poszedłem pod prysznic.


I tak już kolejny strumień wody spływał po moim ciele, a ja nie wiedziałem co robić. Myślałem jak naprawić mój związek z Danny. I nic nie wymyśliłem. Zakręciłem wodę i wyszedłem spod prysznica. Ubrałem się w to co przyszykowałem, umyłem zęby i przeczesałem na szybko włosy. Poszedłem do kuchni, gdzie mama zmywała po śniadaniu.
- Mamo, przepraszam Cię za wczoraj. - wydukałem.
- Nie jestem zła. - rzuciła mi promienny uśmiech.
- Całe szczęście. -również się uśmiechnąłem. Wtedy rozległ się dzwonek do drzwi. Pobiegłem otworzyć.
- Victoria? A co Ty tutaj robisz?-zapytałem nieźle zdziwiony.
- No bo wczoraj jak mnie odprowadzałeś to dałeś mi swoją bluzę, bo było mi zimno,  ja zapomniałam Ci ją oddać. Więc oddaję teraz. Przepraszam, że Cię nachodzę. -podała mi bluzę i odwróciła się, żeby iść.
- Poczekaj! -krzyknąłem za nią.
- Co?
- Może chcesz gdzieś wyskoczyć?
- Jasne! -uśmiechnęła się. Chwyciłem za kurtkę i wyszedłem z domu.
- To gdzie idziemy? - zapytała.
- Może do Ciebie. -uniosłem dwukrotnie brwi i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. - Tak serio to nie mam pojęcia. Może na gorącą czekoladę? Jest zimno!
- Może być.
Zaszliśmy do kawiarni, która była całkowicie pusta. Zajęliśmy stolik i zaraz pojawiła się koło nas kobieta w czerwonym fartuszku i notesikiem na zamówienia.
-Widzę tutaj zakochaną parkę!- rzuciła od razu.
-Tak właściwie to my nie...
-Tak, tak, jesteśmy razem.-przerwałem Victorii, która zerkała na mnie zmieszana.
- To może gofry? - zaproponowała kelnerka.
- Właściwie to chcieliśmy gorącą czekoladę, ale...
- To nie ma znaczenia! Gofry na koszt firmy! - mówiła podekscytowana. Dziwna kobieta...
Za chwile zniknęła bez  słowa za ladą.
- Co to miało być? Jak to ,,jesteśmy razem" , czemu kłamałeś?-wypytywała blondynka.
- Dla zabawy. - rzuciłem. Sam nie wiem czemu tak powiedziałem. Za chwilę kelnerka przyniosła nam czekoladę w słodkich, świątecznych kubkach i gofry w kształcie serca oblane miodem. Przesłodzone! Napiłem się łyka czekolady, kiedy do kawiarni weszło dwóch chłopaków i usiadło obok naszego stołu. Co chwile patrzyli się na Victorię i posyłali jej słodkie uśmiechy. Wkurzało mnie to! Nie wiem dlaczego! Nie byłem zazdrosny, na pewno!
- Ej Ty odwal się od niej! - wstałem od stolika i podszedłem do chłopaków. Oboje unieśli ręce w geście obrony.
- O co Ci chodzi?-zapytał jeden z nich.
- Myślisz, że nie widzę?! Czy ja mam na czole wypisane ,,debil"?!
- Ross! - Victoria pociągnęła mnie za rękaw. -  Chodźmy stąd!- rzuciłem pieniądze za zamówienie na stolik i wyszedłem ciągnięty za rękę przez Vic.
-Co to było? Najpierw kłamiesz kelnerce, że jesteśmy razem, a potem rzucasz się na niewinnych chłopaków!
- No przepraszam, przepraszam! Naprawdę nie wiem dlaczego to zrobiłem!
- Czekaj, czy Ty jesteś zazdrosny? - zapytała bardziej opanowana.
- Ja? Zazdrosny? Nie, no! Co Ty! Pfff! Tak.
- Ale o co? Znamy się jakieś dwa tygodnie, a widzieliśmy się trzy razy. O co możesz być zazdrosny?
- Nie wiem...czuję przy Tobie coś dziwnego, nawet jeśli się praktycznie nie znamy...znaczy nie jestem zakochany, to na 100%
- O czym Ty znów do mnie mówisz?
- Dobra, nie ważne. Muszę iść, pa. - pożegnałem się i już miałem odejść, kiedy złapała mnie za rękę. - Ross, wytłumacz mi to! - prosiła.
- Ale nie umiem.
- Co Ty tak właściwie do mnie czujesz? Czego ode mnie oczekujesz? - wypytywała. No przecież mówię, że nie wiem.
- Vic...wczoraj zerwała ze mną dziewczyna, naprawdę nie myślę. - wytrzeszczyła szeroko oczy.
- M..m..miałeś dziewczynę? - zapytała łamiącym głosem.
- MIAŁEM.
- Przecież gdybym wiedziała to nigdy bym się z Tobą nie spotykała na tych kręglach i w ogóle! Dlaczego mi nie powiedziałeś?!
- Przestań, spotykaliśmy się jako przyjaciele, to nie miało nic do rzeczy!
- Miałam prawo wiedzieć! - krzyczała przez łzy. To nie były łzy smutku, lecz złości. Już nie jeden raz zauważyłem, że kiedy się wściekała prawie płakała. Danny płakała tylko jak była smutna.
Podszedłem do Victorii i przytuliłem ją. Chwile się do mnie przytulała, ale za chwilę odepchnęła mnie i poszła w przeciwną stronę bez słowa.
      Równie wściekły jak ona wróciłem do domu. Usiadłem na kanapie w salonie i włączyłem telewizję. Skakałem chwilę po kanałach, aż w końcu trafiłem na wiadomości. Nienawidziłem ich, więc już miałem przełączać, kiedy usłyszałem:
,,Z ostatniej chwili, Ross Lynch...." . Pogłośniłem trochę i wsłuchiwałem się.

- ,,Przed chwilą zauważono Ross'a Lynch'a obściskującego się z jakąś dziewczyną! Czy to jego nowa partnerka? Czy zakończył związek z Danny Honses?"
- Cholera. -szepnąłem do siebie. Na dodatek w prawym górnym rogu zdjęcie moje i Victorii jak się przytulamy. A jeśli Danny to ogląda? Znienawidzi mnie! Pomyśli, że już znalazłem sobie pocieszenie. Chwyciłem za telefon i wystukałem numer do Riker'a. Po trzech sygnałach w końcu ktoś odebrał.
- Riker? Oglądasz wiadomości? Gdzie jesteś?!
- U kolegi. Oglądam, stary co Ty odwaliłeś?! Co to za laska?
- To moja koleżanka, Riker co ja mam robić? Za chwile to się rozejdzie wszędzie, rozumiesz? Wezmą ją za moją dziewczynę i  nie pozbędziemy się plotek!
- Co Ty nie powiesz! Już wiele razy oskarżano Cię o romanse. Z Laurą, z Maią i Bell'ą tylko, że ze wszystkimi coś nagrywałeś. Odkręć to jakoś. Wymyśl plotkę, że to jakaś fanka czy coś.
- Żartujesz sobie? Jesteś głupi, Riker. Dobra, nie mam dziś siły myśleć, jutro coś wymyślę, cześć. - rozłączyłem się.
Mimo, że była dopiero 19:00 położyłem się spać. Długo nie mogłem usnąć i kręciłem się z boku na bok, myśląc o Danny, Victorii i o wszystkim. Jeszcze bardziej przerażało mnie to, że jest piątek wieczór i całe moje rodzeństwo wyszło się gdzieś rozluźnić, a ja siedziałem w domu. To było do mnie niepodobne.

- Proszę. Teraz odkręć to ze wszystkich sklepów! -obudził mnie głos Riker'a, oraz uderzenie czymś w twarz. To ,,coś" to była gazeta. Podniosłem ją z twarzy i spojrzałem na okładkę, na której było to samo zdjęcie, co wczoraj w wiadomościach.
- Mam to w dupie. Niech się w końcu przestaną wtrącać w moje życie! - rzuciłem gazetę na podłogę i położyłem się na brzuchu, chowając twarz w poduszce.
- Ross! Co się z Tobą dzieje? Rozumiem, że Danny Cię rzuciła, ale nagle nic Cię nie interesuje! Zrób coś!  - brat krzyczy na mnie, ale nie reaguję, więc ściąga ze mnie kołdrę.
- No dobra, dobra - krzyknąłem i wstałem z łóżka. Wziąłem potrzebne rzeczy, poszedłem po prysznic. Kiedy wyszedłem spod prysznica zjadłem jakieś śniadanie.
- Riker, to co mam zrobić? -bezradnie zapytałem brata.
- Najlepiej to cofnąć czas i jej nie przytulać.
- Bo co?! Jestem człowiekiem! Czy przez to, że jestem bardziej rozpoznawalny nie mogę nic robić? Mam tego dość. Gdzie się nie ruszę, wszędzie zdjęcia, za niedługo będą mnie w kiblu podglądać!
- Wiem, to wkurzające. - Riker poklepał mnie po plecach.


-----------------------------
tak wiem, nudny, ale nie mam weny, potem będą lepsze.
2 komentarze=rozdział.

sobota, 8 listopada 2014

#22

- O matko! To Ross Lynch!-krzyknął ktoś na końcu, gdy wszedłem do sali. Dyrektor tak się cieszył, że od razu dostałem potrzebne informacje i mogłem ruszać do grupy.
-Tak, to Ross Lynch!-zaśmiałem się. - Więc widzę, że już mnie znacie, chyba, że nie, to jestem Ross Lynch! No i będę Waszym tymczasowym trenerem. Na początek, zanim omówmy szczegóły, chciałbym Was wszystkich poznać. -uśmiechnąłem się-więc zróbmy kółeczko i każdy się przedstawi  i powie co lubi.
Jak powiedziałem tak zrobiliśmy i tak powoli poznawałem całą grupę.
-Jestem Vanessa i kocham taniec i zespół R5.-spojrzałem na dziewczynę.
-Vanessa? A czy ja Cię nie znam?-przerwałem reszcie grupy.
-Nie, chyba nie. Możesz mnie pamiętać z koncertu...
-A no tak! To niesamowite, teraz będziemy razem pracować...i będę mógł sprawdzać, czy dotrzymujesz obietnicy...-uśmiechnąłem się.
-Tak.-wyszeptała i lekko się uśmiechnęła.

Kiedy przedstawiła mi się cała grupa powiedziałem im o moich zamiarach co do treningów i w ogóle. Potem wszyscy rozeszli się do domów. Ja zostałem na sali i zebrałem moje rzeczy.
-Hej Ross-blondynka podeszła do mnie od tyłu.
-O, hej! A Ty jesteś...?
-Victoria.
-Przepraszam, ciągle jeszcze mi się mylicie.
-To zrozumiałe, widzimy  się pierwszy raz.-uśmiechnęła się.
-Tak...-odwzajemniłem uśmiech.-Dlaczego zostałaś?
-A...chciałam z Tobą chwilę porozmawiać.
-A o czym?
-Tak po prostu. Bardzo Cię lubię i...tak jakoś.-zmierzyłem ją wzrokiem.-przepraszam, wiem, to głupie.-zarumieniła się. Była urocza.
-Nie, to nie głupie. Właściwie to nie mam planów na dziś. A Ty masz jakieś?
-Nie...-uśmiechnęła się szerzej niż przed chwilą.
-To może gdzieś wyskoczymy?-zaproponowałem.
-Jasne!
-To o..-zerknąłem na zegarek. Już 13?!-Może o 15:00?
-Okej, a gdzie?
-Tu, przed studiem.
-Dobra.-wyszedłem. Pojechałem do domu. Od razu ruszyłem do mojego pokoju i zacząłem wybierać jakieś ubrania. W progu mojego pokoju stanęła Rydel.
-Delly, nie teraz.-rzuciłem do siostry i wyjąłem z szafki jakąś niebieską bluzkę.
-Gdzie się tak szykujesz, co?-zignorowała to co powiedziałem. Przewróciłem oczami.
-Nigdy nie odpuszczasz, co?
-Nie.-rzuciła się na moje łóżko.-Więc...?
-Idę z koleżanką gdzieś na miasto.
-Z koleżanką?! Przypominam Ci, że masz dziewczynę.-Coś w środku mnie zabolało. Na chwilę przerwałem grzebanie w szafie. Poczułem, że jakby zaszkliły mi się oczy. Mrugnąłem kilka razy i zamknąłem szafkę, wyjąwszy wreszcie jakieś odpowiednie ciuchy.
-Nie mam.-warknąłem.-A po za tym to nie Twoja sprawa!-wyszedłem z pokoju i ruszyłem do łazienki się przebrać. Czy moja siostra musi odbierać wszystko jak randki? Tak, kocham Danny, ale to chyba nie znaczy, że nie mogę spotykać się z  nikim, tym bardziej, że teoretycznie NIE JEST moją dziewczyną, nawet nie odbiera ode mnie telefonów i nie odpisuje mi na SMS-y.
Ubrałem się w to, co przygotowałem. Potem psiknąłem na siebie trochę perfum, ułożyłem włosy i wyszedłem. Napisałem jeszcze SMSa, do Danny, ale kiedy znów nie odpisała, rzuciłem telefon na biurko i wyszedłem z domu.

Znalazłem się przed studiem tańca, gdzie czekała już podekscytowana Victoria.
-Hej!-rzuciła mi się na szyję. Odwzajemniłem uścisk.
-Hej.-odpowiedziałem.-to gdzie idziemy?
-Nie wiem, w  sumie nie myślałam nad tym. Może po prostu idźmy przed siebie?-przypomniała mi się Danny i to jak znaleźliśmy w ten sposób jakąś łąkę. Mój Boże, czy wszystko musi mi o niej przypominać? I czy to musi tak strasznie boleć?!
-Nie, to bez sensu. Lubisz kręgle?-odpowiedziałem w końcu.
-To trochę głupie, ale..ja nigdy nie grałam.-przyznała.
-To nie problem, mogę Cię nauczyć!-zaproponowałem i poszliśmy do kręgielni.

Wzięliśmy buty do kręgli i założyliśmy je. Pierwszy byłem ja. Zbiłem wszystkie kręgle.
-Już widzę, że nie mam szans.-zaśmiała się blondynka.
-To nie takie trudne! Weź kulę.-wybrała żółtą kulę. Mój ulubiony kolor.-Okej i teraz zobacz.-objąłem ją od tyłu i złapałem ją za rękę.-musisz się pochylić i wycelować,  a potem...-pchnąłem kulę. Również wywróciły się wszystkie kręgle.
-Widzisz?-spojrzałem na dziewczynę, która teraz była zarumieniona.
-Wydawało mi się to trudniejsze.-zaśmiała się.
-A w ogóle to ile masz lat?-zapytałem znikąd.
-Jak Ci powiem to przestaniesz się ze mną zadawać.
-No przestań! Masz 50 lat?
-Nie, ale 15.-zamilkłem. To było trochę dziwne, bo ja za miesiąc będę miał 19, ale potem zdałem sobie sprawę, że jej wiek mi nie przeszkadza. Danny ma 17, ale to i tak lepiej niż 15.
-Nie przeszkadza mi to.-usiedliśmy przy stoliku. Było w tej dziewczynie coś takiego, co bardzo mnie do niej ciągnęło. Była ładna i urocza.

Po kręglach poszliśmy na pizzę. I dowiedziałem się tam o niej wielu rzeczy. Np. że kocha surfować, tak jak ja, a jej marzeniem jest pocałunek w deszczu.

Wróciłem do domu. W salonie czekała już na mnie wściekła mama.
-Wiesz która godzina?-spytała od razu, kiedy wszedłem do domu.
-23.00.-rzuciłem.
-Miałeś być o 20:00!
-Mam 18 lat! Za miesiąc 19! Nie będziesz mi ustalała o której godzinie mam wracać do domu!  Po za tym 20:00?! Już Ryland ma więcej czasu ode mnie, a jest młodszy!
-Zmień ton!
-Ty zmień! I zmień mi najlepiej godzinę powrotu do domu na nieograniczoną! Od dzisiaj wracam o której chcę!-krzyknąłem i pobiegłem do swojego pokoju. Czułem, że naprawdę przesadziłem, ale no o 20:00? Tym bardziej, że wcale nic nie ustalaliśmy. Moja mama chyba myśli, że mam 14 lat. Chociaż Victoria ma 15,  a ma czas do 23.00. Właśnie dlatego wróciłem dopiero teraz.
Położyłem się do łóżka, kiedy zadzwonił mój telefon. Leniwie podniosłem się i chwyciłem za słuchawkę.
-Victoria?-zapytałem od razu. Moje przeczucie mnie pomyliło.
-Jaka Victoria?-poznałem ten głos.
-Danny?! Wreszcie się odzywasz, od jakiś dwóch tygodni! No i jak tam?-pytałem podekscytowany.
-Wiesz co...ja chciałam Ci tylko powiedzieć, ze musimy zerwać..
-Słucham?-czułem jak łamie mi się głos.-Jak to...zerwać, dlaczego?!
-No po prostu Ross, dużo myślałam. Przepraszam Cię.-rozłączyła się. Spojrzałem na telefon. Jak mogła ze mną zerwać.
-Cholera.-szepnąłem.-CHOLERA JASNA!-wydarłem się na cały dom i rzuciłem telefonem o ścianę. Ruszyłem w stronę biurka, ale zahaczyłem nogą o gitarę. Kopnąłem ją z całej siły. Rozbrzmiał krótki dźwięk strun. Minęło 10 sekund, jak Rydel stanęła w progu mojego pokoju. Siedziałem na podłodze i prawie płakałem.
-Co się stało?!-przerażona usiadła koło mnie. Przy niej zawsze się uspakajałem.
-Nic, księżniczko.-próbowałem mówić w miarę wiarygodnie, ale głos mi się łamał. Łzy spływały po moich policzkach. Rydel bez słowa przytuliła mnie.
-Danny ze mną zerwała.-wyszeptałem. Nie odezwała się. Przytuliła mnie jeszcze mocniej. Na tyle mocno, że czułem już wyraźnie zapach jej słodkich perfum, a kosmyki jej blond włosów łaskotały mnie po twarzy.
-Ross...
-Nie mów nic.-przerwałem jej.-Nic nie mów. Po prostu przy mnie bądź.





No hej :) Pisałam ten rozdział tydzień, a i tak nie należy do najlepszych. Nie wiem co się ostatnio ze mną dzieje, że tak słabo piszę. Znaczy, zawsze słabo pisałam, ale nigdy nie AŻ tak słabo. Przepraszam za to ;/

A w ogóle Riker ma dziś urodzinki, więc życzmy mu wszystkiegoooo najlepszego. Kochamy Cię, Riker <3

niedziela, 19 października 2014

#21

Całą noc nie mogłam usnąć. Leżałam w łóżku, kiedy usłyszałam za oknem jakiś łomot. Wystraszyłam się więc leżałam pod kołdrą. Zdałam sobie sprawę, że ktoś jest u mnie w pokoju, więc powoli wyjrzałam zza kołdry.
-ROSS?-prawie krzyknęłam. Co on tu robił?
-Obudziłem Cię? Przepraszam, chciałem Cię zobaczyć.
-O 3  w nocy?
-Nie wiem, kiedy wyjedziesz.-chciał mnie przytulić, ale się odsunęłam.
-Co Ty robisz?-zapytałam udając zdziwienie.
-Chcę przytulić moją dziewczynę?-odpowiedział, jakby to było oczywiste.
-Nie masz dziewczyny.-rzuciłam oschle.
-O co Ci chodzi?
-Zerwałeś ze mną jakieś 13 godzin temu.
-Dobrze wiesz o co mi wtedy chodziło. Nie chodzi mi o zerwanie. Wrócimy do siebie. Ale związki na odległość bolą. To po co być w związku?
-Zachowujesz się dziecinnie.
-Kocham Cię.
-Po co przyszedłeś?
-Powiedzieć, że Cię kocham.
-Już to zrobiłeś. Coś jeszcze?
-Chciałem się pożegnać...
-Super. Zrób to.
-Słuchaj, nie chcę, żebyś myślała, że...
-Nie przeciągaj pożegnania.- przerwałam mu.- To męczące. Zdecydowałeś się odejść, to idź. Rozumiem o co Ci chodzi.
-Danny...-próbowałam spojrzeć mu w oczy, ale po prostu nie mogłam. Nie chciałam, aby widział w nich łzy.
-Idź już...-wyszeptałam. Wyszedł znów przez okno. Jakby nie było drzwi. Był załamany i widziałam to po nim. Następnego dnia zdałam test. Jeszcze tej nocy miałam lecieć do Włoch.

*Oczami Ross'a*

Przed chwilą dostałem SMS-a od Danny. Już siedziała w samolocie. Nawet się z nią nie pożegnałem. Zrobiła to specjalnie. Żebym nie widział jej łez. Była przecież taka dumna. Tyle razy przy mnie płakała... Mógłbym przysiąc, że teraz też płacze. Usiadłem na łóżku i grałem coś na gitarze.
-Wszystko ok?-Riker wszedł do pokoju.
-Nic nie jest ok. Wyjechała. Serce mi się kraja, jak myślę, że nie zobaczę jej tyle miesięcy.
-Walcz o nią.
-Już przegrałem.
-Ross...ratuj to co dla Ciebie najważniejsze, zanim stracisz to na zawsze....-spojrzałem na brata załzawionymi oczami, a on wyszedł.
Miał rację. Ale co ja mogłem zrobić? Wyjechała na kilka miesięcy. Nie mogę jechać do niej, bo R5 daje koncerty, a w 2015 ruszamy w trasę. Ona wróci  pewnie na Boże Narodzenie, a potem znów wyjedzie. To nie ma sensu.....


*tydzień później*

Leżałem na łóżku, wpatrując się w sufit. Dlaczego wyjechała? Planowałem spędzić z nią święta. Planowałem, że przyjdzie do mnie, podzielimy się tym cholernym opłatkiem, a po złożeniu życzeń pocałujemy. Miałem nadzieję, że ubierzemy razem choinkę, że spotkamy się pod jemiołą. A jeśli nie chciałaby przychodzić na Wigilię, to chociaż w następny dzień świąt, ale nie. Musiała wyjechać. Zastanawiałem się jaki kupić jej prezent, bo nie wiedziałem i nie wiem. Teraz to będzie na marne i kupię go kiedy będę chciał, bo przyjedzie po Nowym Roku, więc mam czas, do 1 stycznia. Nie wiem, kiedy dokładnie wróci, ale na pewno po 1.
-Ross, ogarnij się.-Rydel weszła do mojego pokoju i podała mi kubek z kakaem.- siedzisz w tym pokoju od tygodnia. Koncerty są wstrzymane do 2015, jedyne co możesz robić to nagrywać płytę. Co chcesz dalej robić? Będziesz tu siedzieć dopóki Danny nie wróci?
-Jak to koncerty są wstrzymane?!
-A, Ty nie wiesz...
-No nie.
-Nie wiesz o niczym, bo siedzisz tylko w tym pokoju. Nie wiesz, że Riker jest przeziębiony i stracił głos?
-Tu Cię zaskoczę siostrzyczko, bo wiem. Ale dlaczego są wstrzymane do 2015? Przecież choroba trwa ok, tydzień, góra dwa.
-Lekarz powiedział, że jesteśmy przemęczeni, więc tata postanowił zrobić nam przerwę. Co chcesz dalej robić?
-Nie wiem.
-Powiem jeszcze, że wymyśliliśmy dziś, że zrobimy dzisiaj spotkanie z fanami, żeby im to wytłumaczyć, mam nadzieję, że się pojawisz. A i masz-rzuciła we mnie gazetą.- wiem, że lubisz tańczyć, może znajdziesz jakieś zajęcie.-i wyszła.
Spojrzałem na gazetę i ogłoszenie w niej:

,,POSZUKIWANY DOŚWIADCZONY TYMCZASOWY CHOREOGRAF TAŃCA"
Spodobało mi się to. Przynajmniej miałbym zajęcie. Nie wiem jak tata mógł odwołać wszystkie koncerty, przecież one dawały mi radość. Mi, całemu R5 i fanom. Postanowiłem, że zadzwonię do tego studia tanecznego wieczorem. Tymczasem musiałem przygotować się na spotkanie z fanami. Przecież bym Go sobie nie odpuścił.

Gotowy zszedłem na dół, gdzie czekało już gotowe rodzeństwo.
-Myśleliśmy, że już nie zejdziesz.-burknął Rocky.
-W ogóle to gdzie ma być to spotkanie?-zmieniłem temat.
-W galerii.- rzuciła Rydel. Spojrzałem na Riker'a, który bardzo chciał coś teraz powiedzieć, ale nie mógł. Było mi Go bardzo szkoda, ale śmiesznie to wyglądało. Chwycił za swój notes i długopis chcąc coś napisać, ale zaraz to odłożył.
-W galerii?  Oszaleliście?
-O co Ci chodzi?
-Nie no, to tylko jakieś 10 tysięcy fanów.
-,,Galeria" to nazwa klubu, geniuszu.-Ell poczochrał moje włosy, które układałem pól godziny.
-Co? Od kiedy?!
-OD dawna. Ale też ją dopiero znaleźliśmy. Najpierw my będziemy na scenie i zrobimy coś w stylu Q&A, a potem podpiszemy autografy i w ogóle...-Rydel zaśmiała się, a potem ruszyliśmy do samochodu.

Na miejscu czekali już fani. Kiedy weszliśmy na scenę od razu powitał nas głośny pisk. Uśmiechnąłem się. R5 Family zawsze wywoływało u mnie uśmiech. Rozmawialiśmy z fanami tak jak na Q&A, tylko, że wcześniej wytłumaczyliśmy im zawieszenie koncertów. Wiele pytań oczywiście brzmiało ,,Ross, jak Ci się układa z Danny?" na co odpowiadałem tylko krótkie ,,dobrze" i lekko się uśmiechałem. Bo co miałem mówić?
Po wszystkim udaliśmy się do większej sali, gdzie usiedliśmy przy stole, a fani ustawieni w kolejce czekali na autografy. Siedziałem ostatni, więc jak zwykle najdłużej czekałem, żeby porozmawiać z fanką. Denerwowało mnie to. Chciałem posłuchać wszystkiego co ma do powiedzenia, ale musiałem ostatni, bo zawsze moje rodzeństwo mnie tam wywalało, ale i tak ich kochałem.
Powoli od autografów bolała mnie ręka, ale nie przestawałem. Teraz podeszła do mnie dziewczyna, około 16 lat. Miała brązowe, kręcone włosy do pasa, była szczupła i naprawdę ładna. Z resztą jak wszystkie R5ers. Podała mi osobny plakat, na którym byłem tylko ja, żebym go podpisał, a Rydel po podpisaniu się podała mi ten, gdzie jesteśmy wszyscy. Jednak coś mnie zaniepokoiło. Tej fance podwinął się rękaw i zobaczyłem coś, co mnie właściwie zabolało. Chwyciłem ją za nadgarstek i podwinąłem rękaw całkiem. Przyglądała mi się zdziwiona.
-Nie rób tego, proszę. Każdy problem jesteś w stanie rozwiązać bez pomocy żyletki.- uśmiechnąłem się do niej. Jej natomiast łzy spłynęły po policzku.
-Ale ja już inaczej nie potrafię.-wyszeptała.-przytuliłem ją.
-Wierzę w Ciebie. Pamiętaj, że jeżeli jest źle, to znaczy, że będzie lepiej. Na końcu zawsze jest dobrze. Widocznie skoro, jest źle, to to nie koniec. Obiecaj mi, że postarasz się z tym skończyć...
-Vanessa.-dokończyła.
-Obiecaj mi, że postarasz się z tym skończyć Vanessa.
-Obiecuję.- uśmiechnęła się i odebrała plakaty. Przytuliła jeszcze raz nas wszystkich i odeszła, a ja jeszcze chwilę odprowadzałem ją wzrokiem.

W domu, po wzięciu prysznica i ogarnięciu się zadzwoniłem do studia.
-Studio tańca ,,CROSS" w czym mogę pomóc? 
-Dobry Wieczór, dzwonię o ogłoszenie, że poszukujecie choreografa. To nadal aktualne?
-Tak, tak. Jest Pan zainteresowany, tak?- Nie, tak dzwonię, dla jaj.- pomyślałem.
-Jak najbardziej.
-W takim razie poproszę pana imię i nazwisko na początek.
-Ross Lynch.
-R-R-Ross Lynch?! Mogę przyjąć Pana od razu, bez żadnych testów, nic! Pan jest do tej pory najlepszym tancerzem, jakiego znam!- uśmiechnąłem się pod nosem.
-Naprawdę?! To świetnie! I dziękuję bardzo, ale bywają lepsi...od kiedy mogę zacząć?
-A od kiedy Pan może?
-Od jura nawet. 
-Więc od jutra. Musi pojawić się pan w studiu o 11:00. Będziemy czekać w sali numer 10.
-Super, dziękuję, do zobaczenia.
-Do zobaczenia.

Więc tymczasowa praca załatwiona. Muszę  się wyspać, bo jutro trzeba wstać....


Nowy rozdział! Wiem, że nie należy do najlepszych, ale stwierdziłam, że muszę w końcu coś dodać. Czekam na komentarze :*
PS użyłam tam cytatu z książki ,,Mały Książę", ponieważ idealnie pasował, a ja na dodatek uwielbiam tą książkę xD


środa, 1 października 2014

#20

*tydzień później*

Od trzech dni jestem już w domu. Dziś jest poniedziałek i ciocia namówiła mnie, żebym poszła do szkoły. Niestety, nie umiałam jej się sprzeciwić. Ubrałam się w czarną bokserkę, a na to zarzuciłam koszulę w kratę-również czarną. Jasne jeansy i czerwone trampki idealnie do nich pasowały. Spojrzałam na moją pociętą rękę i zdałam sobie sprawę, że mam rękawy za łokieć, więc wszystkie rany widać. Poszukałam w szufladzie czegoś, co mogłabym sobie przewiązać przez nadgarstek i wybrałam czerwoną bandamkę. Zawiązałam ją na nadgarstku. Spojrzałam w lustro, na którym poprzyklejane karteczki z różnymi napisami typu ,,jesteś piękna". Ross przyklejał mi je zawsze, kiedy u mnie był, jak to on twierdzi ,,żebym przestała płakać przed lustrem i uwierzyła, że jestem piękna". Uśmiechnęłam się sama do siebie czytając jedną z karteczek.
Następnie chwyciłam torbę, przełożyłam przez głowę i zeszłam na dół, gdzie czekała już moja ciocia, która postanowiła zawieść mnie dziś do szkoły. Długo się kłóciłam, że nie chcę, ale i tak się uparła.

-Powodzenia.-uśmiechnęła się do mnie, gdy wysiadałam z samochodu.
Uśmiechnęłam się sztucznie i pognałam do budynku.
Stałam przed klasą i długo zastanawiałam się czy wejść. W końcu jednak stwierdziłam, że wejdę, pośmieją się ze mnie i wyjdę. Nacisnęłam klamkę i powoli weszłam do środka.
-Dzień dobry.- wyszeptałam. Kiedy weszłam całą klasa nagle ucichła, a wszyscy wlepiali we mnie wzrok jak jakiegoś kosmitę.
-Witaj Danny.-powiedziała nauczycielka i smutno się do mnie uśmiechnęła.
Z głową w dół zajęłam moje stałe miejsce- na końcu sali. Przez całą lekcje próbowałam się skupić na tej biologii, ale jakoś mi nie wyszło.
Następna była godzina wychowawcza. Jak zwykle spóźniłam się na lekcję, ale kiedy weszłam zastała mnie miła (?) niespodzianka. Wszyscy razem z  moją wychowawczynią stali z różnymi kwiatkami, torebkami i jeszcze czymś tam.
-PRZEPRASZAMY!-krzyknęli, gdy tylko weszłam do klasy. Byłam bardzo zdezorientowana, dlatego stałam tam jak wryta. Podszedł do mnie Hugo- wręczył mi kwiaty i przytulił mnie.
-Przepraszam Cię za wszystko...to było głupie.-jego oczy nabrały jakiegoś dziwnego blasku i odszedł. Wydawał się jakiś przygnębiony.
Następna podeszła Maia i podała mi jakąś torebkę (był w niej miś i kartka, ale postanowiłam, że sprawdzę je w domu.)
-Ja również Cię przepraszam, jestem straszną idiotką.-wyszeptała, a łzy spłynęły jej po policzku. Odeszła ode mnie i wtedy przewodnicząca klasy-Dove, wygłosiła jakąś dziwną przemowę:
-Chcemy wszyscy przeprosić Cię z całego serca. Nie wiedzieliśmy jak wielkie masz problemy i nie zdawaliśmy sobie sprawy, że bierzesz sobie to wszystko tak do serca. Chcemy też, żebyś wiedziała, że naprawdę tego żałujemy i to się więcej nie powtórzy.
-Dzięki.-wyszeptałam niewzruszona. Miałam gdzieś te ich przeprosiny. Szkoda, że po dwóch latach, dopiero kiedy próbowałam się zabić, zrozumieli, że mnie ranią. Już chciałam zająć miejsce, kiedy wychowawczyni zatrzymała mnie.
-Tak?-zapytałam znów zdziwiona. A ona czego może chcieć?
-Posłuchaj Danny, mam dla Ciebie niespodziankę! Ponieważ kilka osób z klasy jedzie do Włoch na wymianę, na trzy miesiące, sprawdziłam Twoje oceny z języka włoskiego. Może nie jesteś zbyt dobra z innych przedmiotów, ale akurat w włoskim jesteś jedną z najlepszych w klasie. Pojedzie tylko 6 osób i mam nadzieję, że jedną z nich będziesz Ty. Masz tutaj zgodę.-podała mi kartkę.- I jeśli zdecydujesz się pojechać, to ciocia musi to wypełnić, a Ty musisz mi to przynieść. Potem przystąpisz do bardzo łatwego egzaminu z włoskiego i jeśli uzyskasz co najmniej 30 punktów, na 60 będziesz mogła pojechać.-chyba sobie żartuje! Miałabym wyjechać z osobami, których nienawidzę, zostawiając Ross'a, Rydel?! Riker'a, Ell'a i Rocky'ego oczywiście też, ale Ross to mój chłopak, a Rydel przyjaciółka i bez nich byłoby najtrudniej. Oczywiście, że nie pojadę.

****************


-Oczywiście, że pojedziesz Danny.-zakomunikowała ciocia, gdy o wszystkim jej opowiedziałam.
-Co?! Ale ciociu!
-Bez żadnego ,,ale"! Wiem, że Ci trudno, ale to dobry sposób, żeby oswoić się ze swoją klasą, Dan. Wytrzymasz trzy miesiące bez R5, nie uciekną Ci.
-Jak możesz mi to robić?!-krzyknęłam i wybiegłam z domu. Oczywiście pobiegłam do Ross'a. Musiałam z nim porozmawiać.
-Hej!-pocałował mnie w policzek od razu, kiedy otworzył drzwi.
-Musimy pogadać...
-Co się stało?!-
-Ross...nie będę owijać w bawełnę, po prostu to powiem: wyjeżdżam na trzy miesiące do Włoch. Będę tęsknić, ale nic na to nie poradzę. Cześć.-odwróciłam się i już miałam iść, żeby nie rozpłakać się przy nim. Próbowałam udawać taką silną, ale mi to nie wyszło. Złapał mnie za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę.
-Co?- jego oczy były jakby pełne łez.
-No wyjeżdżam!-łzy spłynęły mi po policzkach.-W słowniku sprawdź...
-Danny...jak to?
-Na wymianę. Nie zobaczymy się przez trzy miesiące, Ross ja nie dam rady.-wtuliłam się w niego.
-Co to znaczy ,,nie dam rady"?!
-Ross...nie dam rady bez mojego chłopaka trzy miesiące!
-To może...nie będę Twoim chłopakiem przez trzy miesiące...?-łza spłynęła mu po policzku, ale szybko ją wytarł.
-Co?
-No...jeśli nie dasz przez trzy miesiące rady bez Twojego chłopaka, to...-zawahał się.-to nie miej chłopaka, przez trzy miesiące...
-Czy...czy Ty ze mną zrywasz?
-Tak jakby...ale nie na zawsze! Tylko na trzy miesiące. Mi też jest ciężko, ale wrócimy do siebie. A jak na razie tylko przyjaciele?
-Nie. Jeśli już, to w ogóle nie chce mieć z Tobą kontaktu. Prędzej się tam zbiję, ale tym razem mi się to uda!-krzyknęłam i odeszłam. Łzy cały czas płynęły mi po policzkach.
-Danny, wiesz, że Cię kocham!-usłyszałam jeszcze za sobą, ale zignorowałam to. Weszłam do domu. Cioci nie było, a na stole leżała już wypisana zgoda. Wzięłam ją ze sobą i poszłam na górę. Spakowałam walizki-normalne było, że dobrze napiszę ten test.Przez całe dwa lata , a teraz już zaczyna się trzeci rok, nie miałam z włoskiego niższej oceny niż 5. Jak miałam nie zdać? Chyba, że specjalnie, ale to też by mi się nie udało. Poszłam jeszcze do łazienki. Otworzyłam szafkę z lustrem, chwyciłam za żyletkę i zamknęłam szafkę. Rozwiązałam bandamkę i odłożyłam  ją na bok. Przejechałam kilka razy żyletką po skórze, a potem dałam rękę pod wodę, żeby wypłukać ją z krwi. Wytarłam ją i z powrotem zawiązałam bandamkę, a żyletkę schowałam do telefonu i wyszłam.
I wtedy zaczęły się wyrzuty sumienia.
CO JA ZROBIŁAM DO CHOLERY?! To było głupie. Ale teraz myślę już tylko o tym, żeby iść po żyletkę, więc w końcu to zrobiłam, i co? I teraz żałuję. Rozpłakałam się. Chciałaby cofnąć czas o te kilka minut i odłożyć tą żyletkę!

środa, 24 września 2014

#19


*oczami Ross'a.*

Operują  ją już z godzinę. Nie wiem co się dzieje. Dostałem SMS'a ,,przepraszam, już nie dałam rady" i od razu pojechałem do Danny. Nie zdążyłem się jeszcze niczego dowiedzieć.
Siedzę z jej ciocią w szpitalu w ciszy. O niczym nie rozmawiamy. No bo o czym? Z sali wyszedł lekarz i pielęgniarki wiozące Danny na łóżku, czy tam noszach. Od razu ja i jej ciocia podbiegliśmy do nich.
-Co z nią?!
-Pan jest kimś z rodziny?-zapytał lekarz, jakby to teraz było najważniejsze.
-Nie, jestem jej chłopakiem.-odpowiedziałem i spojrzałem na moją nieprzytomną dziewczynę.
-W takim razie musi Pan tu poczekać, a Panią zapraszam do mnie do gabinetu.-zwrócił się do ciotki Danny,  a pielęgniarki gdzieś  zawiozły Dan. Usiadłem w korytarzu i czekałem na jej ciocię.  Do oczu już po raz kolejny napłynęły mi te cholerne łzy, a ja nie umiałem ich powstrzymać. Po prostu jedna za drugą spłynęły mi po policzku. Dlaczego próbowała się zabić?! I czemu ja nie wiedziałem o jej problemach?! Byłem tak beznadziejny, że nawet nie wiedziałem, że moja dziewczyna ma jakiekolwiek problemy, które doprowadziły ją do próby samobójczej! W tym momencie wyszła z sali ciotka Danny z lekarzem. Przetarłem łzy i podszedłem do nich. Lekarz odszedł.
-I co z nią?-pociągnąłem nosem. 
-Połknęła dużą ilość środków nasennych. Miała płukanie żołądka. Jeszcze śpi, ale za niedługo powinna się wybudzić...-powiedziała i przetarła chusteczką łzy. - Ross, dziękuję, że przyjechałeś...
-To był mój obowiązek. Kocham Danny...
-Wiem. Wiesz, jesteście razem już ile...? Z 2 miesiące? A ja jeszcze nie miałam okazji Cię poznać. Mało o Tobie słyszałam. Danny ma pewnie swoje przyjaciółki od
 opowiadania im o Tobie. Poznaliśmy się w takich okropnych okolicznościach, ale widzę, że kochasz moją córkę. Tak, córkę. Tak ją traktuję. Jestem ciągle zapracowana. Więc kiedy miała mi o Tobie opowiedzieć? Nigdy nie ma mnie w domu. Nawet nie wiedziałam, że ma jakieś problemy, myślałam, że jest szczęśliwa!-znów zaczęła płakać.
-To nie jest pani wina. Nie może się pani o to obwiniać. J powinien za niedługo skończyć lekcje. Może pojadę i powiem mu, gdzie jesteśmy i przywiozę jeszcze jakieś rzeczy Danny?-zaproponowałem. 
-Mógłbyś? 
-Oczywiście.
-Bardzo Ci dziękuję! Może wpadniesz do nas na obiad jak Danny wyjdzie ze szpitala?
-Jasne, dziękuję.-uśmiechnąłem się i wyszedłem. 
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem do domu Danny. W między czasie zadzwoniłem do Rydel.
-Halo?-usłyszałem po drugiej stronie.
-Danny jest w szpitalu...
-Jak to?! Ale co się stało?!
-Przyjedź do niej do domu, właśnie tam jadę po jakieś rzeczy dla niej. Tam wszystko Ci opowiem, ale nie martw się, jak na razie jest już dobrze.- uspokoiłem siostrę i się rozłączyłem. 

Zastukałem w drzwi, ponieważ J powinien być już w domu. I był. Otworzył mi.
-Ross? Gdzie jest Danny? Ciocia pewnie w pracy, ale Danny powinna już być. Jest z Tobą?-zadawał pytania.
-Nie, J. Danny jest w szpitalu. Próbowała popełnić samobójstwo....
-Co? Jak to? Nie, ale co z nią?!-krzyczał, a mi po policzku znowu spłynęły łzy.
-Już dobrze. Przyjechałem po rzeczy dla niej. Chcesz ze mną potem jechać? 
-Jasne!
-Przyjdzie jeszcze Rydel, bo kompletnie nie wiem, co mam zabrać. Otworzysz jej? 
-Tak, tak...-powiedział, a ja poszedłem na górę. Otworzyłem jej szafę, ale nie wiedziałem co mam zabrać. No bo... co się zabiera dziewczynie do szpitala? 
Usiadłem przy biurku i zobaczyłem dwie kartki. Jedną z wielkim napisem ,,ROSS" ,a drugi z napisem ,,CIOCIA". Rozłożyłem tę z moim imieniem i zacząłem czytać.

                                                   ,,Ross. W sumie to nie wiem po co Ci to piszę. Nie radzę sobie z problemami, wiesz? W szkole mnie dręczą. Dzisiaj mnie pobili, bo nie chciałam podać im Twojego numeru. Przepraszam, że jestem taka beznadziejna. Że często obrażam się o byle co. Przepraszam, że nie jestem taka idealna, jakbyś chciał. Nie chcę z Tobą zrywać. Wniosłeś do mojego życia wiele radości. Ale ja tak dłużej nie potrafię, Ross. Kocham Cię nad życie, wiesz? Ale sobie nie radzę. Te wszystkie problemy mnie dobijają. Nie chcę tak dłużej. Nie chcę, żebyś miał mnie za problem. Boję się iść jutro do szkoły. Nie zamierzam podać im Twojego numeru, więc wtedy znowu mnie pobiją i stracę wszystko. Zdecydowałam. Może i jestem ,,tchórzem", ale nie dam sobie dalej rady. Kocham Cię ponad wszystko.-Danny"

Co?! Nie, to nie możliwe...więc teoretycznie Danny próbowała się zabić z mojego powodu! To wszystko moja wina! Gdybym ie przyszedł wtedy do jej szkoły...
-Co z Danny?-do pokoju wpadła Rydel. Bez słowa podałem jej list i ukryłem twarz w dłoniach. Bez słowa wyszedłem przed dom. Zacząłem kopać jakiś kamień, który akurat napatoczył się pod moje nogi. Rzucałem kasztanami w drzewa i kopałem śmietniki. Wtedy poczułem na moim ramieniu dłoń. To Rydel. Przytuliła mnie bez słowa. Płakała.
-Z Danny już dobrze...ale to wszystko moja wina.- wyszeptałem, gdy się trochę uspokoiłem.
-To nie jest Twoja wina!-uspokoiła mnie.
-Jedźmy już...-powiedziałem ignorując to, co powiedziała. -spakowałaś już wszystko?
-Tak, torba jest na górze.
-Powiedz J'owi, że jedziemy. Ja idę po torbę.-powiedziałem i ruszyłem na górę. Spojrzałem jeszcze na biurko na którym leżały oba listy. Mój schowałem do kieszeni w kurtce, a cioci Danny do kieszenie w spodniach i wyszedłem. Zamknąłem dom kluczami, które zostawił J i wsiadłem do samochodu, w którym czekali już Rydel i J.
Przekręciłem kluczyk w stacyjce i ruszyliśmy.
W szpitalu od razu poszedłem na piętro, gdzie pewnie czekała ciocia Dan.
-J!-krzyknęła, gdy zobaczyła czternastolatka i przytuliła Go.
-Dzień dobry.-przywitała się Rydel.
-Cześć Delly...-ciotka Danny uśmiechnęła się. Właściwie to jej ciocia lepiej znała Rydel ode mnie.
Z sali wyszedł lekarz.
-Dziewczyna się obudziła. Możecie wejść, ale pojedynczo i na krótko. -
Wszyscy spojrzeliśmy na siebie. Ja wszedłem pierwszy. Spojrzałem na jej zabandażowany nadgarstek. Położyłem torbę z jej rzeczami obok łóżka i usiadłem na krzesełku.
-Przepraszam...-wyszeptała, a po jej policzku powoli spłynęła łza.
-Przestań...to wszystko przeze mnie. Gdybym nie przyszedł do tej szkoły, to by Ci nie dokuczali.
-Ross...oni mi dokuczają już 2 lata. To nie Twoja wina.
-i nic z tym nie robiłaś?
-A co miałam robić?-nie odpowiedziałem. Przytuliłem ją tylko. Potem musiałem wyjść, bo inni też chcieli wejść.

*oczami Danny.*
Po Ross'ie przyszła do mnie ciocia. Ciągle płakała, a ja nie chciałam na to patrzeć.
-Przepraszam, że nie było mnie przy Tobie...-pogłaskała mnie po głowie.
-To nie przez Ciebie. Tylko przez ludzi z mojej szkoły.
-Jak to?
-Normalnie. Ross mógł mnie nie ratować. Przynajmniej miałabym spokój. Ciągle mnie tam niszczyli...
-Danny nie mów tak! Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?!
-Miałaś swoje zmartwienia...-wymamrotałam.
Po cioci przyszła Rydel. Ona tylko płakała i ja płakałam. Nie rozmawiałyśmy. Kochałam z nią milczeć. To była moja najlepsza przyjaciółka. Skoro mogłam z nią milczeć, to mogłam z nią wszystko.
J rozpłakał się u mnie w sali, więc od razu wyszedł. Nie rozmawialiśmy. Potem wszyscy pojechali do domu, bo Ross kazał im odpocząć. On sam został ze mną. Położył się koło mnie na łóżku, a ponieważ było miejsca tylko na jedną osobę, leżałam prawie na nim, ale potem przyszedł lekarz i kazał mu zejść. Siadł więc na krześle.
-Obiecuję, że zniszczę tych wszystkich gnoi.-zakomunikował jak gdyby nigdy nic.
-Przestań Ross, nie chcę o nich teraz myśleć.
-Przepraszam...jak będziemy mieli dziecko...
-chwila co?-zaśmiałam się.
-No co?! Chyba będziemy mieli dziecko tak? Weźmiemy ślub, zamieszkamy razem i będziemy mieć dziecko. I wtedy to dziecko ustawi wszystkich do pionu i wszyscy będą mu usługiwać...-rozmarzył się.
-Kto powiedział, że wezmę z Tobą ślub? Albo, że będę miała z Tobą dziecko? Chyba po moim trupie!-znowu zaczęłam się śmiać.
-Wiem, że tego pragniesz najbardziej na świecie.-wyszeptał mi do ucha, ale zrobił to tak, że aż przeszedł mi dreszcz po plecach.
-Możliwe...-również wyszeptałam i pocałowałam Go.
-Ross jesteśmy w szpitalu!-krzyknęłam, gdy próbował ściągnąć moją bluzkę.
-No i?- zaśmiał się i od razu odpuścił.- Dobra, idziemy spać.-rozkazał i usadowił się na krześle. Było mi szkoda patrzeć, jak musi usypiać na małym stołku, ale usnął od razu, więc postanowiłam Go nie budzić, a sama również poszłam spać.

wtorek, 9 września 2014

#18

-Honses znowu spóźniona.-usłyszałam wrogi głos nauczycielki, gdy próbowałam wejść do klasy, tak, by nie zauważyła mojego spóźnienia. W końcu stała tyłem do klasy, bo znów pisała te nieszczęsne przykłady na tablicy. To drugi tydzień szkoły, a ja spóźniłam się już trzeci raz! Muszę się ogarnąć. 
-Przepraszam, autobus mi się spóźnił.-skłamałam. 
-Skoro tak, to pewnie powtórzyłaś sobie ostatnią lekcję? To proszę do odpowiedzi.-uśmiechnęła się. Nienawidziłam jej! Zawsze tak robiła, tym bardziej, że wiedziała, że nie jestem dobra z matmy. Chwyciłam za mój zeszyt i ruszyłam w stronę jej biurka, słysząc za sobą tylko szydercze śmiechy reszty klasy. 
-No Honses, pokaż co potrafisz!-krzyknął ktoś z końca sali. Czułam, jak do oczu nabierają mi się łzy, ale nadal szłam do biurka nauczycielki. 
-Przodem do klasy.-rozkazała, a ja obróciłam się, mimo, że nie chciałam. 
I zaczęło się pytanie. Na nic nie znałam odpowiedzi. Odpowiadałam tylko krótkie ,,no yyy...no" i przerywałam udając, że liczę. Z każdym wypowiedzianym słowem słyszałam docinki ze strony klasy. 
-Siadaj, jedynka.-usłyszałam i odebrałam zeszyt. Usiadłam na swoim miejscu i wyczekiwałam na dzwonek. 
Wreszcie zadzwonił dzwonek, a ja powoli wyszłam z klasy. 
-No cześć! Wiesz...w sumie mam ochotę na coś ze sklepiku, ale nie mam kasy, Honses!-krzyknął Louis, jeden z moich prześladowców. 
-Nic nie mam.-rzuciłam bez uczuć i ruszyłam przed siebie, kiedy ktoś szarpnął mnie za rękę. To Louis. Zaczął ściągać z moich ramion plecak i zaraz zaczął go przeszukiwać. 
Po około dwóch minutach rzucił nim we mnie i poszedł. 
-Mówiłam, że nic nie mam.-szepnęłam pod nosem zbierając z podłogi rzeczy, które się wysypały.
Poszłam do łazienki, podeszłam do umywalki i przemyłam twarz chłodną wodą. 
-O, tu jesteś!-ktoś szarpnął moje ramię. 
-Ashley...-warknęłam na blondynkę i zmierzyłam wzrokiem jej koleżankę. 
-Umów mnie z Ross'em.-zażądała. 
-Co?-zapytałam, chociaż słyszałam.
-Głucha jesteś?!
-Ale Ross to mój chłopak!-krzyczałam na blondynkę. Sama nie wiedziałam co robię. Jeszcze w zeszłym roku odpowiedziałabym głupie ,,dobra" i zrobiła co mi kazała. Ale tutaj stawka jest za wysoka.
-No to z nim zerwiesz.-uśmiechnęła się do mnie.
-Nie.-postawiłam się.
-Co?!-popchnęła mnie do ściany i przygniotła do niej. -Posłuchaj idiotko. Nie wiem czy wiesz, ale ja mogę Cię zniszczyć w bardzo krótkim czasie. Mogę sprawić, że w ciągu kilku miesięcy stracisz wszystko. WSZYSTKO, rozumiesz? Więc rób co mówię. Zerwiesz z Ross'em. I od razu podasz mi do niego numer.
-Nie.-powtórzyłam i wtedy Ashley nie wytrzymała. Zaczęła szarpać mnie za włosy, kopać po brzuchu i dawać ,,z liścia" w twarz. A najgorsze było to, że nawet nie mogłam jej oddać, bo jej koleżanka trzymała mi ręce. 
-No. Więc to tyle. Jutro numer Lynch'a jest u mnie w szafce, tak?-zapytała kiedy skończyła mnie okładać. Pokiwałam tylko twierdząco głową, na co ona poklepała mnie po ramieniu. 
-Grzeczna dziewczynka.-uśmiechnęła się i wyszła z łazienki. Wtedy zadzwonił dzwonek, ale ja nie poszłam na lekcje. Osunęłam się po ścianie, o którą byłam oparta i usiadłam na podłodze. Zaczęłam zanosić się łzami. Nie chciało mi się żyć, miałam dość bycia popychadłem. Powoli wstałam i spojrzałam w lustro. Poprawiłam rozczochrane włosy i zmyłam krew z wargi. Zarzuciłam plecak na ramiona i wróciłam do domu. Rzuciłam plecak na podłogę na przedpokoju i pobiegłam do łazienki. Zamknęłam drzwi z trzaskiem i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. W domu nikogo nie było. 
Zaczęłam przeszukiwać szafkę w łazience, kiedy trafiłam na żyletkę. Obracałam ją przez chwilę w rękach  i wtedy ją odłożyłam. Nie chciałam tego robić. Schowałam żyletkę z powrotem i wyszłam z łazienki. W sumie byłam z siebie trochę dumna, że tego nie zrobiłam, chociaż ciągle mnie tam ciągnęło. Usiadłam przy biurku i zobaczyłam gumkę recepturkę. Założyłam ją na rękę i zaczęłam strzelać sobie w rękę. Przypomniałam sobie słowa Ashley.
,,Posłuchaj idiotko. Nie wiem czy wiesz, ale ja mogę Cię zniszczyć w bardzo krótkim czasie. Mogę sprawić, że w ciągu kilku miesięcy stracisz wszystko. WSZYSTKO, rozumiesz? Więc rób co mówię. Zerwiesz z Ross'em. I od razu podasz mi do niego numer."
Wtedy łzy spłynęły  mi po policzku. Wzięłam kartkę i długopis i zaczęłam coś pisać. 

,,Ross. W sumie to nie wiem po co Ci to piszę. Nie radzę sobie z problemami, wiesz? W szkole mnie dręczą. Dzisiaj mnie pobili, bo nie chciałam podać im Twojego numeru. Przepraszam, że jestem taka beznadziejna. Że często obrażam się o byle co. Przepraszam, że nie jestem taka idealna, jakbyś chciał. Nie chcę z Tobą zrywać. Wniosłeś do mojego życia wiele radości. Ale ja tak dłużej nie potrafię, Ross. Kocham Cię nad życie, wiesz? Ale sobie nie radzę. Te wszystkie problemy mnie dobijają. Nie chcę tak dłużej. Nie chcę, żebyś miał mnie za problem. Boję się iść jutro do szkoły. Nie zamierzam podać im Twojego numeru, więc wtedy znowu mnie pobiją i stracę wszystko. Zdecydowałam. Może i jestem ,,tchórzem", ale nie dam sobie dalej rady. Kocham Cię ponad wszystko.-Danny" 

Spojrzałam na kartkę. Jedna łza skapnęła na kawałek papieru, który potem odłożyłam. Wzięłam drugą kartkę i napisałam drugi ,,list".

,,Ciociu...przepraszam za to. To nie jest Twoja wina. Dałaś mi wszystko co najlepsze. Gdyby nie Ty, nie wiem, co by ze mną było. Przepraszam za wszystkie moje błędy. Dziękuję, że zaadoptujesz J'a. Zajmij się nim dobrze. Kocham Cię.-Danny." 

Oba listy położyłam na biurko i drżącą ręką chwyciłam za telefon. Napisałam SMS do Ross'a. Związałam włosy w luźnego kucyka i poszłam do łazienki. 
Wyjęłam jakieś tabletki. Spojrzałam na siebie w lustro. 
-Nienawidzę Cię...-powiedziałam do odbicia i połknęłam tabletki. 
Czekałam chwilę. W tym czasie zrobiłam sobie też te kilka kresek, które wtedy odpuściłam. Coraz bardziej czułam, jak moje powieki robią się ciężkie.
-Danny!-usłyszałam gdzieś z dołu, ale nie miałam siły krzyczeć. Do łazienki wpadł Ross.
-Danny! Coś Ty zrobiła do cholery?!-krzyczał i nerwowo mną potrząsał. 
-Przepraszam...-wyszeptałam i moje powieki całkiem się zamknęły. Jeszce chwilę słyszałam tylko, jak Ross woła ,,pomocy", a potem już nic.









Hej, wrociłam po tygodniu nieobecności. Wiem, że nudny i krótki, ale jestem zmęczona. Piszcie w komentarzach co sądzicie. I jak myślicie, co będzie dalej? :) 

niedziela, 31 sierpnia 2014

#17

-Dan, siedzisz tam już godzinę, spóźnię się do szkoły!-słowa J'a wyrwały mnie z zamyślenia. Zimny strumień wody oblał mnie ostatni raz i zakręciłam wodę. Powoli wyszłam  spod prysznica i skierowałam się do koszyka w którym leżały ubrania. Założyłam je na siebie, umyłam jeszcze zęby i twarz, zrobiłam delikatny makijaż.
-No to zaczyna się piekło.-szepnęłam do swojego odbicia w lustrze i wyszłam z łazienki.
Zeszłam powoli na dół i zabrałam się za jedzenie tostów, przygotowanych przez ciocię.
Nie miałam ochoty nic jeść, ale stwierdziłam, że dobrze być najedzonym gdy każdy Cię wyzywa. Wtedy przynajmniej masz siłę przejść na koniec korytarza.

Wyczołgałam się z domu i bardzo wolnym krokiem ruszyłam do szkoły. Stanęłam przed drzwiami budynku i chwilę myślałam czy na pewno wejść.
-Dalej Danny, dasz radę.-pomyślałam i weszłam do środka. Już na samym początku ludzie mrozili mnie wzrokiem i dobrze wiedziałam, że prawdziwe piekło zacznie się po akademii. Wyminęłam wszystkich, którzy mi się przyglądali i weszłam do sali. Zajęłam miejsce z tyłu, bo wszystkie te akademie były nudne, a przynajmniej kiedy siedziałam z tyłu nauczyciele nie widzieli, jak piszę SMS. Tym razem Ross napisał do mnie pierwszy, więc nie musiałam się wysilać, bo mimo, że jest moim chłopakiem, zawsze wstydzę się pisać pierwsza. Przecież nie będę się narzucać.

,,Siedzę na akademii. Zabierz mnie stąd :(" 

Odpisałam blondynowi i w sumie nie musiałam zbyt długo czekać na odpowiedź.

                                                      ,,Przepraszam, zapomniałem, że chodzisz do szkoły! Ja się uczę w domu i w sumie nawet nie pomyślałem. Już nie przeszkadzam."

,,Wcale nie przeszkadzasz i tak jest nudno."


Jednak już nie odpisał. Siedziałam i słuchałam nudnego wykładu pani dyrektor, o tym, jak to wakacje się skończyły i życzy nam powodzenia w nauce. Wreszcie, po półtorej godzinie dobiegł koniec tego zrzędzenia. Wyparowałam  z sali jak oparzona. Miałam nadzieję, że wszyscy, którzy wyszli przede mną pójdą do domu i zapomną o tym, że jeszcze się nade mną nie znęcali. Wyszłam z sali i już kierowałam się ku wyjściu, kiedy moją uwagę przykuł zgromadzony na końcu korytarza tłum. Podeszłam bliżej, żeby zobaczyć co jest obiektem ich zainteresowania, jednak nic nie dojrzałam.
-Liv co się tu dzieje?-zapytałam koleżanki, która tak jak ja stała na samym końcu tego tłumu.
-Tutaj jest sam Ross Lynch, rozumiesz?! Czekam na swoją kolej, żeby zrobić sobie z nim zdjęcie. Poczekasz ze mną?-poprosiła i zrobiła ,,minę szczeniaczka".
-Ross Lynch?-zapytałam zdziwiona i zaczęłam przepychać się przez tłum ludzi, w większości raczej dziewczyn.
-Gdzie leziesz?! Nie pchaj się, jest kolejka. Po za tym on nawet nie spojrzy na taką pokrakę jak Ty!-zakpiła mi w twarz blondynka. Uśmiechnęłam się tylko i z satysfakcją ruszyłam na przód, aż w końcu dotarłam do blondyna.
-Ross? Co tu robisz?-zapytałam chłopaka, który właśnie dawał komuś autograf.
-Hej kochanie.-po tych słowach cały tłum piszczących fanek ucichł. Patrzyły na mnie z taką zazdrością w oczach, że nie wiedziałam, czy się ich bać, czy się śmiać. Wyszukałam w całym tłumie blondynki, która jeszcze przed chwilą stwierdziła, że Ross na mnie nie spojrzy. Byłam zła na blondyna, o to, że przyszedł, bo wiedziałam, że jeśli ludzie się teraz dowiedzieli, to  z zazdrości będą niszczyć mnie jeszcze bardziej, jednak widząc zazdrość tych wszystkich dziuń i przypominając sobie słowa blondynki, wpiłam się w usta Ross'a, który momentalnie odwzajemnił pocałunek. Kiedy skończyłam miałam ochotę krzyknąć: ,,i co nie spojrzy na mnie?! To proszę!", ale się powstrzymałam.
-Chodźmy już.-szepnęłam do niego, ale ten spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
-Muszę rozdać autografy! Fani tego chcą, poczekajmy chwilę, proszę!-błagał.
-Chociaż zawołaj Olivię. Niech jest pierwsza, bo czeka na samym końcu!-rzuciłam wściekła i pognałam w stronę wyjścia. Potem słyszałam tylko: ,,Olivia, chodź tutaj, będziesz wcześniej.", ale to olałam i ruszyłam do domu.
Rzuciłam się na kanapę i już nie miałam na nic ochoty. Marzyłam tylko o tym, żeby się obudzić i krzyknąć ,,Ah, to tylko sen! Wakacje  się wczoraj zaczęły!", ale to nie było możliwe.
Z trudem wstałam z kanapy i poszłam do mojego pokoju. Przebrałam się w jakiś stary, naciągnięty sweter i leginsy. Weszłam do łazienki i zmyłam makijaż, a włosy uwiązałam w luźnego koczka. Z powrotem ruszyłam, by położyć się na kanapę, ale oczywiście teraz komuś zachciało się mnie odwiedzać.
-Czego chcesz, Lynch?-rzuciłam ostro do chłopaka.
-Mogę wiedzieć, o co Ci chodzi?-zapytał zmieszany.
-Mówiłam Ci kiedyś, że każda minuta w spędzona w szkole jest dla mnie udręką, bo mam tam tylko jedną koleżankę, a reszta się nade mną znęca! A Ty wpadłeś sobie do szkoły, jakby nigdy nic  i jeszcze zatrzymywałeś mnie tam dłużej!
-Przepraszam!
-Myślisz, że to wystarczy?! A w ogóle czego chciałeś ode mnie ze szkoły?!
-Chciałem Cię odebrać, jejku. Jechałem w dobrych zamiarach, nie wiedziałem, że mam tam fanów...
-Nie udawaj, dobrze?-rzuciłam z ironią, a ten tylko przetrzepał dłonią włosy i ze swoim uśmieszkiem satysfakcji odparł:
-Masz rację wiedziałem, moi fani są wszędzie! Kocham ich! No ale wracając- po ostatnich trzech słowach znowu spoważniał.-nie obrażaj się o takie głupoty, dobra? Nie masz innych powodów?
-Ross...
-Nie!-przerwał mi.-Mam cię znowu przypiąć kajdankami do kierownicy i czekać, aż mi wybaczysz?-zaczęłam śmiać się jak głupia.
-Co jest w tym takiego śmiesznego?!-pytał, ale ja nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Po pierwsze dlatego, że ciągle się śmiałam, a po drugie dlatego, że sama do końca nie wiedziałam. Przytuliłam Go tylko, na znak, że  już w porządku i dalej się śmiałam.
-Spędzisz ze mną trochę czasu?-zrobiłam smutną minę, a Ross przetarł brodę udając, że myśli.
-No dobra, mała!-zaśmiał się i puścił mi oczko.
-Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi, Ross! A po za tym ,,mała"? Strasznie oryginalnie!-zaśmiałam się i uderzyłam Go w ramię,  na co on tylko przewrócił oczami. Za chwilę jednak przewiesił mnie przez ramię i pognał ze mną do mojego pokoju.
-Ross, puszczaj!-krzyczałam machając nogami.
-Dobra.-powiedział i upuścił mnie na łóżko.  Potem śmialiśmy się jeszcze chwilę, później wtuliliśmy się w siebie i tak leżeliśmy.
-Nie chcę iść jutro do szkoły.-powiedziałam wtulając się w blondyna jeszcze bardziej.
-Wiem. Ale może po tym, jak widzieli, że mnie całujesz dadzą Ci spokój?
-Wątpię. Będzie jeszcze gorzej, dziewczyny  będą zazdrosne i będą mi dokuczać bardziej. Może tylko chłopcy dadzą spokój.
-No wiesz, ale jak widziały jaki jestem napakowany to się przestraszyły i dadzą sobie spokój.-zaśmiał się, a ja razem z nim.
-Nie sądzę.-szepnęłam tylko i potem leżeliśmy już w ciszy.

-Danny, muszę iść.-poczułam jak ktoś trąca moje ramię. Obudziłam się i przetarłam oczy.
-Ross? Co się stało?
-Usnęłaś i nie chciałem Cię budzić, ale muszę iść. Kocham Cię, nie martw się o jutro.-pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju.

Smutna poszłam do łazienki, wzięłam zimny prysznic i ubrałam się piżamę.
-Nie dość, że jesteś brzydka, to jeszcze nie radzisz sobie z ludźmi w szkole!-znów rozmawiałam ze swoim odbiciem czesząc włosy. Potem poszłam do kuchni i zrobiłam sobie tosty. Jednak nie miałam ochoty ich jeść, więc siedziałam na krześle i patrzyłam na talerz myśląc o dniu jutrzejszym. W końcu odłożyłam tosty i ruszyłam na górę, kiedy usłyszałam pukanie w drzwi, więc musiałam znowu schodzić na dół.
-Stella?! Cały miesiąc Cię nie widziałam!-przytuliłam przyrodnią siostrę.
-Wiesz jak, za Tobą tęskniłam?! Mam dla Ciebie pamiątki!-pisnęła podekscytowana.
-Tak?! To już się nie mogę doczekać, aż mi je pokażesz! Ja...też muszę Ci coś powiedzieć. J!-zawołałam brata, który migiem znalazł się na dole.
-Stella, to jest J, mój brat, a J, to Stella, moja przyrodnia siostra.-zaczęłam, a potem opowiedziałam Stelli całą historię. O dziwo nie była zła.
-Możesz zająć mój pokój!-zwróciła się do J i uśmiechnęła. - za niedługo się wyprowadzam, więc będzie wolny.-mrugnęła do niego.- A teraz pamiątki!-krzyknęła podekscytowana i zaczęła wypakowywać różne rzeczy z torby.
-Jak to się wyprowadzasz?-zapytałam wracając do tematu.
-No normalnie. Mam już swoje lata, więc zamieszkam sama.-uśmiechnęła się i podała mi mały pakunek, w którym była szklana kula, a w środku niej zdjęcie R5.
-Skąd wiedziałaś?-zaśmiałam się patrząc na kulę.
-Sama mi nie powiedziałaś, że masz sławnego chłopaka i przyjaciół, to sama musiałam się dowiedzieć! Nie ważne jak, ważne, że wiedziałam!-zaśmiała się.

Potem poszłam do pokoju, a razem ze mną J, bo musiał spać dziś ze mną i po długich przemyśleniach w końcu usnęłam.



Wiem, że nudny wybaczcie mi :C Ale stresuję się jutrem i w ogóle :C Przepraszam!

sobota, 30 sierpnia 2014

#16

-Cholera, skup się Honses!-ocknęły mnie słowa koleżanki.
-Co się stało, Olivia?-zapytałam dziewczyny. Olivia chodzi ze mną do klasy. To jedyna dziewczyna, która mnie nie niszczy w szkole. Nie koleguję się z nią, ale siedzę z nią na matematyce i można z nią pogadać. Jest okey. Zadzwoniła do mnie i spytała, czy pójdę z nią na zakupy szkolne. No wiecie ,,Back to school."
-Musimy kupić te cholerne podręczniki, a nigdzie nie ma angielskiego! Czy to możliwe, że już je wykupili?-marudziła, ale ja jej nie słuchałam. Ciągle patrzyłam w jeden punkt przed sobą.
-Przepraszam, Liv, nie mogę! Spotkamy się w poniedziałek, na rozpoczęciu, cześć.-rzuciłam do blondynki i przebiegłam na drugą stronę ulicy. Wbiegłam w uliczkę, w której właśnie zniknął mój punkt obserwacyjny. Przykucnęłam za śmietnikiem i uważnie przyglądałam się chłopakowi. Nadszedł moment, w którym musiałam przerwać.
-J?! Co Ty robisz?!-krzyknęłam na speszonego czternastolatka.
-Ja?! Nic!-rzucił woreczek, który przed chwilą trzymał w ręce obok siebie. Podeszłam bliżej i podniosłam worek.
-Co....Ty ćpasz?-zdezorientowana przyglądałam się raz prochom, raz chłopakowi, który przed chwilą uciekł, który był, jak podejrzewam diler'em J'a.
-Nie....nie ja.-usiadł bezradnie na ziemię.
-Więc po co Ci to?!-pytałam brata.
-No...na moim starym osiedlu byli tacy dwaj goście. Oni mnie bili i ogólnie...no i teraz kazali mi kupić to...
-Czemu się zgodziłeś?!
-Bo by mnie pobili?! -odpowiedział tak oczywistym pytaniem.
-J, gdzie oni teraz są?-zapytałam już spokojniejsza. Było mi żal brata.
-Na osiedlu. Czekają na mnie i na towar.
-Zaprowadź mnie tam.-rozkazałam.
-Co? Nie! Mogą Ci coś zrobić.
-J...
-No dobra...
Brat zaprowadził mnie na osiedle, które było niedaleko od centrum. Zaszliśmy do jakiegoś bloku, zeszliśmy do piwnicy. Szliśmy cicho i w końcu doszliśmy na miejsce. Powoli uchyliłam drzwiczki. Weszłam do środka. Siedziało tam dwóch chłopaków i jakaś dziewczyna. Nie wnikałam w szczegóły. Zaczęłam prosto z mostu:
-Macie dać spokój J'owi! Jeszcze raz usłyszę, zobaczę, czy cokolwiek, że Go skrzywdziliście, albo coś, to nie ręczę za siebie!-krzyknęłam, a oni tylko spojrzeli się na siebie.
-Co, młody, przyprowadziłeś dziewczynę?-zwrócili się do mojego młodszego brata.
-Jestem jego siostrą, kretynie!-rzuciłam, co jemu się nie spodobało. Spojrzał na mnie a za chwilę przygniótł mnie do ściany. Drugi chłopak trzymał J'a.
Ten ,,pocałował mnie". To było okropne! W momencie łzy zebrały mi się do oczu. Byłam tak sparaliżowana, że nie wiedziałam co robić.
Tamten chłopak wyprowadził gdzieś J'a, a ta dziewczyna sama wyszła. Zostałam sam na sam z brunetem. Teraz mogło się wydarzyć wszystko. Spojrzał na mój dekolt, a potem mi w oczy. Ja zamknęłam swoje, żeby go nie widzieć. Wtedy poczułam, jak wkłada mi rękę pod koszulkę. Zaczęłam się szarpać, więc nie udało mu się dopiąć swego. Przytrzymał mnie mocniej, żebym się nie ruszała.
-Uspokój się!-krzyknął na mnie, a ja zaczęłam się cała trząść.
-Zostaw ją!-usłyszałam znajomy mi głos. Blondyn podbiegł do chłopaka i położył go jednym ciosem w twarz. Osunęłam się po ścianie na ziemię i zaczęłam płakać.
-Wszystko okej?-Ross przytulił mnie do swojej klatki piersiowej.
-Co Ty tutaj robisz?-zapytałam nadal się trzęsąc.
-Potem Ci opowiem.-obiecał i pomógł mi wstać z ziemi.
-Jeszcze raz dotkniesz ją, albo J'a, to Cię zabiję!-krzyknął jeszcze do leżącego bruneta i wyszliśmy z bloku. Czekał już J. Okazało się, że tamten chłopak uciekł. Wsiadłam z Ross'em i J'em do samochodu i pojechaliśmy do domu Lynch'ów. Tam Rydel dała mi tabletkę na uspokojenie. Kiedy się trochę opanowałam, znów zaczęłam wypytywać Ross'a:
-Co Ty tam robiłeś?!
-J napisał SMS-a. Byłem w centrum, a to niedaleko.
-A co z tym chłopakiem, który Cię wyprowadził?-zwróciłam się do czternastolatka.
-Wyprowadził mnie i poszedł z tą dziewczyną. Dan, tak strasznie Cię przepraszam! Gdyby nie ja i moje problemy...
-Przestań.-przerwałam mu.-przynajmniej teraz masz spokój.
-Kocham Cię...-usłyszałam szept brata. Te słowa mnie tak rozkleiły, jak nawet nie robił tego Ross. Podeszłam do J'a i go przytuliłam.
-Ross odwieziesz nas już?-zapytałam, kiedy oderwaliśmy się od siebie.
-Jasne.


Wyszliśmy z samochodu i już miałam wchodzić do domu, kiedy Ross mnie zawołał.
-Idź już.-powiedziałam do J'a, a sama wróciłam do blondyna.
-Kocham Cię. Tak cholernie Cię kocham i gdyby coś Ci się wtedy stało to nigdy bym sobie tego nie wybaczył! Jesteś moim całym światem!-znów łzy zleciały mi po policzku. Pierwszy raz usłyszałam od kogoś takie słowa. Pocałowałam Ross'a i szepnęłam mu do ucha ,,kocham Cię" , po czym wróciłam do domu.
Weszłam do salonu, gdzie siedział J i ciocia.
-Danny usiądziesz na chwilę?-poprosiła Alex, a mój wzrok od razu padł na łzy J'a. Usiadłam obok niego i spojrzałam na ciocię.
-Przyszedł list. Wasza matka zrzeka się praw do J'a. Jeśli już zgłosiła to do sądu, to mogą nam go zabrać.-spojrzałam na brata, który teraz płakał jeszcze bardziej i przytuliłam go do siebie.
-Jednak nie wiadomo na ile. Chcę adoptować J'a, ale dopóki to się nie stanie, a nie będziemy mogli być rodziną zastępczą do czasu adopcji, J trafi d ośrodka...
-Chcecie mnie adoptować?!-J krzyknął jakby szczęśliwszy.
-Tak, ale nie wiem ile spędzisz w ośrodku...
-Nie ważne ile! Poczekam ile będzie trzeba!-przytulił Alex, która tylko uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech i potem jeszcze rozmawialiśmy o adopcji, ośrodku i tak dalej.
Po ciężkim dniu wzięłam szybki, zimny prysznic i wróciłam do pokoju się położyć.
Położyłam się wygodnie i już miałam odwrócić się na drugi bok, kiedy na mój ciemny pokój padło światło z korytarza. To J uchylił drzwi.
-Mogę na chwilę?-zapytał nieśmiało, a ja tylko poklepałam miejsce obok siebie. Usiadł obok mnie i zaczął:
-Strasznie się cieszę, że mnie adoptujecie, ale...jest mi przykro. Powinna o mnie walczyć! Powinna chcieć mnie odzyskać, a ona tak po prosty pozbyła się problemu! -zaczął płakać. J rzadko płakał. Właściwie odkąd tu był to dopiero dzisiaj w salonie widziałam jego łzy. Nie odezwałam się do niego, tylko przytuliłam Go. W końcu usnął, więc ja też postanowiłam. Jednak całą noc przepłakałam. Nie mogłam spać. Myślałam o tym chłopaku, o mojej ,,matce", o J'u, o słowach Ross'a, o tym co, mogło się stać, gdyby Ross nie wbiegł do tej piwnicy. Wszystko zaczynało mnie znowu dobijać.



Hej jest kolejny rozdział. Wydaje mi się długi, ale pewnie zaraz okaże się krótki, także przepraszam, naprawdę się staram :C

WYGLĄD

Hej kochani! Zmieniłam nagłówek, jednakże nie jest on zbyt piękny ;-; pierwszy raz robiłam w tym programie i ogólnie pierwszy raz robiłam nagłówek. Napiszcie mi, czy może zostać, czy jest znośny, bo się waham. :)


+
http://close-your-eyes-and-kiss-me.blogspot.com/p/bohaterzy_30.html - bohaterzy ;d

czwartek, 28 sierpnia 2014

#15

Hejka kochani <3 Strasznie Wam dziękuję za ostatnie komentarze, strasznie Was kocham <3 Może nie jest Was dużo, ale to osoby, które czytają to co tutaj nabazgram są po prostu wspaniałe! :) Dziękuję też Wiktorii za tą jej motywację, Ciebie też kocham <333
A teraz rozdział :)



Rano, kiedy Rydel już musiała iść, ja się ubrałam i ogarnęłam trochę mój pokój. Ciocia wyszła już do pracy, więc znów siedziałam sama. Chwyciłam za telefon i już chciałam pisać do Ross'a, albo Rydel, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć, ale w drzwiach stał nieznajomy mi chłopak.
-O co chodzi?-zapytałam przyglądając mu się dokładnie.
-Nazywam się J (czyt. Dżej.-od aut.) Oxford.-wzdrygnęłam się lekko słysząc jego nazwisko.
-Czego chcesz?-zapytałam oschle zdając sobie sprawę, że jest z ,,tej" rodziny.
-Wiem, że nienawidzisz mojej matki, mojego ojca i prawdopodobnie też mnie, ale błagam daj mi wytłumaczyć.
Zmierzyłam go od góry do dołu i otworzyłam szerzej drzwi.
-Wejdź. - rozkazałam i chłopak ze spuszczoną głową wszedł do środka.
-No więc?-zapytałam siadając na kanapie obok niego.
-Mam 14 lat. Moja matka urodziła mnie trzy lata po Tobie. Na początku nie wiedziałem, że mam siostrę. Ale od jakiś dwóch miesięcy matka zaczęła szukać jakiś adresów w internecie. Kiedyś nie zamknęła strony i zobaczyłem, że to adresy domów dziecka.  Na początku myślałem, że ona chce adoptować dziecko...
-Po co mi to mówisz?-przerwałam mu.
-Daj mi skończyć. Myślałem, że chce adoptować dziecko, więc zapytałem ją o to i wtedy powiedziała mi całą prawdę. No wiesz, że oddała Cię kiedyś i tak dalej i, że chce Cię odzyskać. Strasznie się cieszyłem, bo zawsze chciałem mieć starszą siostrę. Nadszedł dzień spotkania z Tobą. Siedziałem w domu i sprzątałem pokój, bo chciałem zrobić Ci trochę miejsca. Ale wróciła ona. Wściekła jak nie wiem. Powiedziała, że nigdy nie pogodzi się z tym, że Cię zostawiła, więc zacząłem ją pocieszać. Ale w pewnym momencie krzyknęła ,,Do cholery i nie będziemy mieć tych pieniędzy." Zapytałem o co chodzi, ale kiedy mi wyjaśniła...po prostu znienawidziłem ją. Uciekłem od niej. Stwierdziłem, że jeśli potrafiła zrobić Ci krzywdę, to jest okropnym człowiekiem i...nie chcę z nią mieszkać.-łza zakręciła mi się w oku. Było mi szkoda tego chłopaka.
-Zapytam jeszcze raz. Po co mi to mówisz? I  o co chodzi z tymi pieniędzmi?
-Chciałem Cię za nią przeprosić, wiem, że to Ci nie zwróci tych wszystkich lat, ale...ale po prostu jest mi za nią wstyd.
-A pieniądze?
-No...ona znalazła coś, że może dostawać pieniądze na utrzymanie rodziny, ale żeby je dostawać, musi mieć co najmniej dwójkę uczących się dzieci. Miała tylko mnie i starała się o Ciebie, żeby dostać tą kasę.
-A...Aha...-powiedziałam próbując udawać, że mnie to nie rusza.-a Ty gdzie pójdziesz?
-Jeszcze nie wiem. Przyszedłem Ci tylko to powiedzieć, bo muszę iść szukać jakiegoś miejsca do spania, bo pada.-powiedział załamany i wstał z kanapy.
-Czekaj.-krzyknęłam za nim.
-Co?-podbiegłam do J'a i przytuliłam Go. Momentalnie zaczęły lecieć mi łzy. On odwzajemnił uścisk. Wtulił się we mnie jak w pluszaka.
-Nie puszczę Cię samego na dwór, żebyś spał gdzieś..nie wiadomo gdzie. Na dodatek w deszcz! Zostaniesz tu dzisiaj na noc, dobrze?-zaczęłam przez łzy.
-Serio?! Dziękuję Ci! Jesteś najlepszą siostrą na świecie!- ucieszony przytulił mnie jeszcze raz.
-Wiesz, miałam się dzisiaj umówić z przyjaciółmi. Chciałbyś ich poznać?
-Jasne...ale...nie będę przeszkadzał?
-Nie, no co Ty.-uśmiechnęłam się do niego i napisałam SMS-a do Ross'a.
Podałam J'owi coś do jedzenia i ciepłą herbatę i akurat przyszła Rydel i Ross, a zaraz po nich doszli Ell, Riker i Rocky.
-Cześć kochanie!-Ross pocałował mnie.
-Hej. To jest mój brat, J.-przedstawiłam Go wszystkim kiedy z Ross'em oderwaliśmy się od siebie.
-J, to jest...
-R5...-wydukał nie odrywając od nich oczu. -Jestem Waszym ogromnym fanem! Szczególnie Ell'a i Rydel! Przepraszam chłopaki, Was też uwielbiam, ale chodzi o to, że Ell zainspirował nie do grania na perkusji i dzięki niemu też gram, a Rydel...jest utalentowana i...śliczna...-wypowiadając ostatnie słowo zarumienił się, a Rydel cmoknęła go w policzek.
Całe R5 przyglądało mu się i uśmiechało. Oni kochali spotykać fanów, więc przypuszczam, jaką sprawiło im to radość. W końcu spędzili z J'em cały dzień, a potem wszyscy zostali na noc. Ciocia mogła rano być na mnie wściekła, ale tak dobrze się bawiliśmy, że nie chciałam tego przerwać.
-Okej, chłopaki, trzeba coś ustalić!-przerwałam im wszystkim zabawę.
-Jedyny wolny pokój, to pokój Stelli i salon. Ja będę spała z Rydel u siebie. J będzie spał u Stelli i któryś z Was musi położyć się z nim w pokoju, tylko na podłodze, w salonie są dwie kanapy, więc tylko jeden z Was będzie spał na podłodze. Wszystkim pasuje?-zaśmiałam się.
-Nie.-Ross jakby naburmuszony podniósł rękę, jakby się zgłaszał.
-O co chodzi?-zapytałam zdziwiona.
-Jesteś moją dziewczyną, też bym chciał z Tobą spać! Rydel spała z Tobą wczoraj!-zaczął marudzić.
-Ale ja jestem jej przyjaciółką!-krzyknęła Rydel.
-A ja jej chłopakiem!
-Mam to gdzieś!
-Ja też mam to gdzieś!-oboje wytknęli sobie języki.
-No jak dzieci! Rydel, czy nie obrazisz się...-zaczęłam, ale ona już wiedziała o co chodzi.
-Co?! A gdzie ja mam niby spać, co?-zapytała, ale nie była o dziwo wściekła.
-Ze mną możesz.-zaproponował Ell, na co wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-Przecież jesteśmy przyjaciółmi, nic Ci nie zrobię!-krzyknął gdy się trochę uspokoiliśmy.
-Może on ma rację. Dobra śpię z Tobą.-Rydel zarumieniła się i szybko zakryła policzki.
-W takim razie Wy śpicie na kanapie, Ross ze mną. Kto śpi z J'em?
-Ja mogę...-zaproponował Riker.
-Okej, więc Ty śpisz z J'em, a Rocky na drugiej kanapie. Czy teraz już wszystkim pasuje?-zapytałam, a wszyscy przytaknęli.
Potem obejrzeliśmy jakieś filmy, ja i Rydel zrobiłyśmy kolację, wszyscy zjedliśmy i rozeszliśmy się. Rydel położyła się z Ellingtonem, Rocky na kanapie obok, bacznie obserwując każdy ruch przyjaciela. Po pierwsze dlatego, żeby nie dotknął jego siostry nie tam gdzie trzeba, a po drugie dlatego, że kibicował Rydellington, jednak twierdził, że jeśli Ell skrzywdzi Delly, to on sam Go zabije. J z Riker'em poszli do pokoju Stelli, a ja z Ross'em do mnie. Przebrałam się w jedną, za dużą na mnie bluzkę, która sięgała mi do połowy ud, a Ross został w bokserkach i koszulce. Położyliśmy się obok siebie na łóżku.
-Wiesz, jak mi Ciebie brakowało?-zapytał spoglądając na mnie przez kosmyki swoich włosów.
-Mnie Ciebie też. -pocałowałam Go. W końcu jakimś niewyjaśnionym cudem znalazłam się pod nim. Nie przerywając pocałunków zdjęłam z niego koszulkę. On nie pozostał mi dłużny i szybko zrobił to samo. Nie przerywaliśmy pocałunków ani na chwilę.
-Ross...-szepnęłam, ledwo łapiąc oddech po przerwaniu na chwilę pocałunku.
-Jesteś pewna, że tego chcesz?-zapytał troskliwie, a ja tylko pokiwałam głową.


Rano obudziłam się w łóżku sama. Słyszałam śmiechy na dole, więc wstałam z łóżka i już miałam wychodzić, kiedy zorientowałam się, że przecież nic na sobie nie mam. Wróciłam po kołdrę i obwinęłam się nią. Zaczęłam szukać ubrań, kiedy do pokoju wszedł Ross. Przytulił mnie od tyłu, a ja poczułam, jak się rumienię.
-Jak się spało?-cmoknął mnie w policzek.
-Dobrze, a Tobie?-zaśmiałam się.
-Bardzo dobrze. Czego szukasz?
-Ubrań...to nie logiczne? -zaśmiałam się po raz kolejny i wyjęłam z szafki różowy sweterek i czarne jeansy ,,rurki". Poszłam do łazienki, przebrałam się, zrobiłam delikatny makijaż i zeszłam na dół, do kuchni. Pocałowałam w głowę J'a siedzącego przy stole i jedzącego płatki i zrobiłam sobie herbatę.
Usiadłam obok Rydel i zaczęłam łyk po łyku wypijać napój.
-Nie myśl, że nie słyszałam.-szepnęła mi na ucho i mrugnęła do mnie. Poczułam jak po raz kolejny się rumienię i bez słowa wzięłam kolejnego łyka herbaty.
Potem wszyscy poszliśmy do galerii handlowej. W sumie to poszliśmy do kawiarni w galerii handlowej. Oczywiście nie obyło się bez spotkania fanów. R5 rozdawało autografy, a ja z J'em cierpliwie czekałam, aż skończą. Większość fanek mroziło mnie spojrzeniem, jakby miały mnie zabić, ale zdarzały się miłe, które pytały jak poznałam R5, jak mi się układa z Ross'em i tak dalej.
Potem ja i J wróciliśmy do domu. Była już ciocia, więc opowiedziałam jej o hostorii z J'em.
-Możesz u nas zostać, ale musimy powiadomić Twoją mamę!-zwróciła się do czternastolatka.
-Ale..na jak długo mogę tu zostać?-zapytał nieśmiało.
-Na ile chcesz. Ale Twoja mama musi wiedzieć i musi się zgodzić...
-Zgodzi się...już ja tego dopilnuję.-powiedział i wykonał telefon do matki. Nie wiem, jak, ale ona się zgodziła, więc nie wnikałam w szczegóły. Byłam wykończona, więc poszłam spać, a J poszedł do pokoju Stelli. Nie wiem czy spał, czy oglądał u niej telewizję, ale jakoś nie miałam siły o tym myśleć.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

#14.

Obudziłam się dość wcześnie, więc zeszłam na dół. Myślałam o wczorajszym pocałunku Ross'a. Dlaczego musiał mnie pocałować?! Chciałam obejrzeć telewizję, ale moją uwagę przykuł hałas dochodzący z kuchni. Nie wiedziałam kto to, bo ciocia powinna być w pracy, a Stella wyjechała. Powoli podeszłam do drzwi kuchni, po drodze zgarniając parasolkę, która miała służyć mi za coś do obrony. Delikatnie uchyliłam drzwi.
-Ciocia? Co Ty tu robisz?-zapytałam odkładając parasolkę.
-Masz gościa.-zakomunikowała smutnym tonem.
Weszłam do kuchni i spojrzałam na czarnowłosą kobietę, której zielone oczy wlepione były we mnie.
-O co chodzi?-zapytałam przyglądając się jej coraz baczniej.
-Jesteś taka duża.-łzy spłynęły jej po policzkach.
-Tak, jestem. Mam 17 lat, trudno, żebym nie była.-zaśmiałam się.- a więc o co chodzi?
-Nazywam się Martina. Martina Oxford. Ja...-zawahała się.-ja jestem Twoją matką.-poczułam jak oczy mi się zaszkliły. Stałam bez słowa wpatrując się w podłogę.
-Udało mi się zdobyć Twój adres w domu dziecka.-kontynuowała.
-Po co tu przyszłaś?-zapytałam przez zęby.
-Chciałabym, żebyś do mnie wróciła, córeczko.-łzy spłynęły mi po policzku.
-Teraz sobie o mnie przypomniałaś? Co się stało?! Potrzebujesz pieniędzy, a ja mogę Ci w tym jakoś pomóc?!
-Właściwie to tak, ale nie po to przyszłam. Zrozum, Dolly...
-Danny!-poprawiłam ją.
-Przepraszam, Danny. Ja miałam 15 lat jak Cię urodziłam. Nie byłam dużo młodsza od Ciebie.
-Wszyscy się tak tłumaczą. Wyjdź!
-Córciu.
-Powiedziała, że masz wyjść!-krzyknęła ciocia i od razu mnie przytuliła. Upadłam na podłogę i siedziałam na niej wtulona w ciocię. Nie mogłam w tym momencie powstrzymać łez. Gdyby nie to, że mogę jej jakoś załatwić pieniądze nigdy by tu nie wróciła. Kiedyś mnie nie obchodziła, ale teraz nienawidzę mojej matki!
-Ciociu, ja...muszę iść.-uśmiechnęłam się sztucznie, ubrałam szybko i wybiegłam z domu.

Stałam przed domem Lynch'ów i waliłam w nie pięściami jak opętana.
-Dan? Wejdź!-otworzyła Rydel i od razu się zaniepokoiła. Zaprowadziła mnie do salonu i usadziła na kanapie. Był tam też Rocky, Riker, Ross i Ryland, więc wyglądałam przed nimi jak idiotka, ale wszyscy od razu zaczęli mnie pocieszać. Nawet nie wiedzieli o co chodzi. Rydel przyniosła mi wodę, żebym się uspokoiła. Wypiłam trzy łyki i odstawiłam szklankę.
-Danny? Już lepiej?-zapytał Ross ,,głaszcząc" mnie po plecach.
-Moja...moja matka dzisiaj do mnie przyszła.-wszyscy spojrzeli się po sobie bez słowa.
-Ale...czego ona chciała?-Rydel usiadła jeszcze bliżej mnie.
-Chciała, żebym do niej wróciła.
-Odmówiłaś prawda?-zapytał Rocky patrząc na mnie przejęty.
-Tak, oczywiście...ale...ona chciała mnie z powrotem tylko dlatego, że....-łzy mi przerwały. Znowu nie mogłam nic przez nie powiedzieć.
-Spokojnie, Dan.-Ross przytulił mnie do siebie. Tego mi tak strasznie brakowało. Jego uścisku. Oderwałam się od niego trochę uspokojona i zaczęłam mówić:
-chciała mnie tylko dlatego, że w jakiś tam sposób mogła mieć ze mnie pieniądze.
-Nie przejmuj się nią. Olej ją, ona nie jest warta tego, żebyś przez nią płakała.-Riker próbował mnie  pocieszyć.
-Masz rację.-uśmiechnęłam się i wszyscy zrobiliśmy ,,grupowy uścisk". Posiedziałam z nimi jeszcze chwilę, podziękowałam za wszystko i wróciłam do domu, do cioci.

*narrator, kilka dni później*

Minęło już kilka dni. Danny otrząsnęła się ze spotkania z biologiczną matką. Dzisiaj, tak jak planowała wyszła do klubu z Tony'm. Zamierzała się dobrze bawić.
Siedzieli w klubie już dobrą godzinę, jednak Tony nie zwracał na nią uwagi. Podrywał na jej oczach inne dziewczyny, a ona nie mogła już tego wytrzymać.
-Idę do łazienki.-zapowiedziała, na co chłopak rzucił tylko obojętne ,,spoko".
Dziwnym trafem w tym samym klubie R5 dawało dzisiaj koncert, a Ross od razu dojrzał Danny. Jednak kiedy zobaczył ją z chłopakiem zrezygnował z podchodzenia do niej, czy choćby rozmowy. Ciągle patrzył w ich kierunku, ale kiedy zorientował się, że Tony siedzi sam, podszedł do niego. Właściwie sam nie wiedział po co tam idzie i co chce zdziałać. Po prostu podszedł.
-Ty jesteś Tony, tak? Ten nowy chłopak Danny?-zapytał,  a jego oczy zaszkliły się.
-Tak. A Ty masz jakiś problem?-zapytał oschle, ale blondyn się nie
przejął. Poczuł tylko ukłucie w sercu. Ukłucie na przywołanie wszystkich wspomnień.
-Słuchaj. Masz o nią dbać, rozumiesz?! A jak będzie inaczej, jak ją skrzywdzisz, to Cię przetrącę.
-Ty sam ją wystarczająco skrzywdziłeś, kretynie.-wrócił do flirtowania z jakąś blondynką.
-Nie doceniasz jej. Traktujesz ją jak...jak rzecz! Gdybym teraz miał ją przy sobie, robiłbym
wszystko, rozumiesz, wszystko, żeby się nie nudziła. Rozśmieszałbym ją, tak
jak potrafię, bo NIKT nie śmieje się piękniej niż ona. Robiłbym wszystko, żeby była szczęśliwa, bo zawsze
kiedy się cieszy jej oczy płoną tym blaskiem, który tak w niej kocham.
I jeśli dowiem się, że ją skrzywdziłeś, przyrzekam tutaj, w tym miejscu, że na Twoim pogrzebie będę tylko po to, żeby wrzucić Ci do trumny kartkę z napisem ,,A nie mówiłem?" i to ja Cię wtrącę do tej trumny.
-Ross?-usłyszał za sobą. Znał ten głos. Tak dobrze go znał.
W końcu to ten głos zawsze podnosił go na duchu. Nawet teraz, mimo, że wiedział, że całe jego życie w ciągu kilku dni runęło.
-Słyszałaś?-obrócił się do szatynki.
-Co do słowa.- uśmiechnęła się na chwilę.
-Ross, najlepsze jest to, że...ja też Cię nadal kocham. I ja bez Ciebie nie potrafię!
-Ej, ja tu nadal jestem!-krzyknął Tony, na którego nikt nie zwracał uwagi.
-Zamknij się, nie widzisz, że ona gada ze mną?
-Ja też tu byłam, jak flirtowałeś z tą dziunią. To koniec Tony.  -rzuciła i podbiegła do ukochanego, aby złożyć na jego ustach pocałunek.

*Danny*
Kiedy się od siebie oderwaliśmy spojrzałam mu głęboko w oczy. Znowu zobaczyłam w nich blask, którego nie widziałam od naszego zerwania.
-Wiesz...ja zaraz mam koncert.-zaśmiał się przerywając ciszę.
-To idź już.
-Chodź ze mną! Dopiero co Cię odzyskałem, nie chcę Cię już tracić.-zaśmiałam się i złapałam go z rękę. Oboje ruszyliśmy za scenę. Tam wszyscy zmierzyli nas wzrokiem, ale nic się nie odzywali.
-O, cześć Danny.-przywitał się zdezorientowany Rocky patrząc na nasze złożone ręce, z resztą jak wszyscy.
Potem zaczął się koncert, więc  z zza kulisów dopingowałam moich przyjaciół.
Kiedy koncert się skończył wszyscy pojechaliśmy do mnie, żeby mnie odwieźć.
-Rydel...zostaniesz u mnie na noc?-zapytałam nieśmiało. Potrzebowałam dzisiaj przyjaciółki. Chciałam z kimś pogadać.
-Pewnie. To pojadę po rzeczy i za niedługo u Ciebie będę!-podekscytowana blondynka usadowiła się wygodniej, czekając aż Ross odpali samochód.
-Ej, a my?!-krzyknął Rocky robiąc smutną minę.
-Wy kiedy indziej!-rzuciłam i pocałowałam jeszcze Ross'a.
-No dobra, chcemy jechać do domu, możecie skończyć?!-zaśmiał się Ell.
Oderwałam się od blondyna i wróciłam do domu. Czekałam na przyjaciółkę oglądając telewizję.
-Danny, ktoś do Ciebie!-krzyknęła ciocia i do salonu wparowała Rydel.
-To chodźmy do mnie!-rzuciłam i zaprowadziłam blondynkę do mojego pokoju.
-Dobra, czyli znowu jesteście razem?!-podekscytowana złapała mnie za ręce i zaczęła podskakiwać.
-No więc...tak!-obie pisnęłyśmy, co w sumie było do nas niepodobne.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę! Wy tak do siebie pasujecie!-krzyknęła i usiadła na łóżko.
Reszta nocy zeszła nam na gadaniu, głównie o mnie i o Ross'ie.



Hej, mamy 14 rozdział! :)
Ale ponieważ pod ostatnim nie było komentarzy, nie miałam motywacji, więc  jest tak późno, przepraszam ;/

KOMENTUJESZ-MOTYWUJESZ.
Mam nadzieję, że pod tym będzie więcej komentarzy! :)