Rano obudziłem się z głową Rydel na moim torsie. Blondynka była we mnie wtulona jak w swojego chłopaka i pewnie gdyby wszedł do nas do pokoju ktoś obcy, pomyślałby, że jesteśmy razem. Zacząłem sobie przypominać co działo się w nocy. Siedziałem wtulony w siostrę na podłodze i płakałem. Rzadko zdarzało mi się płakać, a jeśli już to na serio musiało mnie coś zaboleć. Ale psychicznie, bo nigdy nie płakałem z bólu fizycznego. Rydel próbowała mnie uspokoić i w końcu jej się udało. Usiedliśmy na łóżku i rozmawialiśmy. Zwierzałem jej się, a ona próbowała zrozumieć co czuję. Po rozmowach z siostrą zawsze było mi lżej na duchu. Była moim osobistym psychologiem.
Potem Rydel położyła się na łóżku, nadal mnie słuchając, aż w końcu usnęła, więc i ja się położyłem.
-Więc to się stało w nocy. - szepnąłem do siebie.
Wstałem z łóżka i pocałowałem siostrę w czubek głowy.
- Dziękuję za wszystko.-szepnąłem w sumie do siebie, bo przecież Rydel spała i nie słyszała.
Zszedłem na dół, gdzie cała rodzinka jadła już śniadanie. Podszedłem do lodówki i wyjąłem sok pomarańczowy.
- Ross! Wreszcie wstałeś! Jest 11:00, o której Ty poszedłeś spać? -zapytał Rocky, który jako pierwszy mnie zauważył.
- O 3:00. - rzuciłem bez uczuć. Odłożyłem karton soku do lodówki, chwyciłem szklankę pełną napoju i usiadłem na kanapie.
- Bro, co jest? -zapytał Riker przysiadając obok mnie.
- Nic. Idź jeść śniadanie.
-Pewnie pokłócił się z Danny.-krzyknął Ryland i zabrał się za jedzenie kolejnego naleśnika. Mój braciszek zawsze wiedział kiedy się odezwać i zawsze wybierał najmniej odpowiedni moment!
- Zamknij się RyRy! -Rocky pacnął Ryland'a w tył głowy.
- Rocky, zostaw Go! I używaj odpowiednich słów! -tata zwrócił mu uwagę.
- A Ty Riker chodź do stołu! -dodała jeszcze mama. Właśnie! Mama! Zapomniałem o tym, co jej wczoraj powiedziałem.
- To prawda, co mówi Ry? Pokłóciliście się? -próbował dowiedzieć się blondyn.
- Zerwaliśmy. -rzuciłem. Wszyscy to usłyszeli, bo cała rodzina ucichła i patrzyła to na mnie, to na siebie nawzajem. I nastała ta niezręczna cisza, kiedy nikt nie wie co powiedzieć. Wstałem z kanapy i wyszedłem z salonu. Wszedłem do pokoju. Rydel już nie spała.
- O, Ross. Wiesz która godzina? -zapytała zaspana.
- Podobno 11:00. - zaśmiałem się.
- I jak tam? Lepiej już? - zmieniła temat.
- Nic nie jest lepiej, Delly. Odkąd wyjechała, planowałem co kupić jej na święta. Planowałem, że święta spędzimy razem, więc przy mnie wyciągnie ten prezent spod choinki. Że podzielimy się opłatkiem i złożymy sobie życzenia ,,i żebyśmy już zawsze byli razem", a Rocky i Ryland nadadzą tej śmiesznej atmosfery. Wiesz, jak to oni. - uśmiechnąłem się na chwile. -Wydaje się romantyczne, ale nie o to mi chodzi. Ja tylko chciałem spędzić z nią moje ulubione święta. Moje urodziny i sylwestra, żeby wspaniale zacząć nowy rok. A teraz wszystko poszło się...walić. - przeczesałem ręką włosy.
- Będzie dobrze, Rossy. Jeszcze się zejdziecie. - przytuliła mnie i wyszła z pokoju. Ja wziąłem z szafki ubrania i poszedłem pod prysznic.
I tak już kolejny strumień wody spływał po moim ciele, a ja nie wiedziałem co robić. Myślałem jak naprawić mój związek z Danny. I nic nie wymyśliłem. Zakręciłem wodę i wyszedłem spod prysznica. Ubrałem się w to co przyszykowałem, umyłem zęby i przeczesałem na szybko włosy. Poszedłem do kuchni, gdzie mama zmywała po śniadaniu.
- Mamo, przepraszam Cię za wczoraj. - wydukałem.
- Nie jestem zła. - rzuciła mi promienny uśmiech.
- Całe szczęście. -również się uśmiechnąłem. Wtedy rozległ się dzwonek do drzwi. Pobiegłem otworzyć.
- Victoria? A co Ty tutaj robisz?-zapytałem nieźle zdziwiony.
- No bo wczoraj jak mnie odprowadzałeś to dałeś mi swoją bluzę, bo było mi zimno, ja zapomniałam Ci ją oddać. Więc oddaję teraz. Przepraszam, że Cię nachodzę. -podała mi bluzę i odwróciła się, żeby iść.
- Poczekaj! -krzyknąłem za nią.
- Co?
- Może chcesz gdzieś wyskoczyć?
- Jasne! -uśmiechnęła się. Chwyciłem za kurtkę i wyszedłem z domu.
- To gdzie idziemy? - zapytała.
- Może do Ciebie. -uniosłem dwukrotnie brwi i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. - Tak serio to nie mam pojęcia. Może na gorącą czekoladę? Jest zimno!
- Może być.
Zaszliśmy do kawiarni, która była całkowicie pusta. Zajęliśmy stolik i zaraz pojawiła się koło nas kobieta w czerwonym fartuszku i notesikiem na zamówienia.
-Widzę tutaj zakochaną parkę!- rzuciła od razu.
-Tak właściwie to my nie...
-Tak, tak, jesteśmy razem.-przerwałem Victorii, która zerkała na mnie zmieszana.
- To może gofry? - zaproponowała kelnerka.
- Właściwie to chcieliśmy gorącą czekoladę, ale...
- To nie ma znaczenia! Gofry na koszt firmy! - mówiła podekscytowana. Dziwna kobieta...
Za chwile zniknęła bez słowa za ladą.
- Co to miało być? Jak to ,,jesteśmy razem" , czemu kłamałeś?-wypytywała blondynka.
- Dla zabawy. - rzuciłem. Sam nie wiem czemu tak powiedziałem. Za chwilę kelnerka przyniosła nam czekoladę w słodkich, świątecznych kubkach i gofry w kształcie serca oblane miodem. Przesłodzone! Napiłem się łyka czekolady, kiedy do kawiarni weszło dwóch chłopaków i usiadło obok naszego stołu. Co chwile patrzyli się na Victorię i posyłali jej słodkie uśmiechy. Wkurzało mnie to! Nie wiem dlaczego! Nie byłem zazdrosny, na pewno!
- Ej Ty odwal się od niej! - wstałem od stolika i podszedłem do chłopaków. Oboje unieśli ręce w geście obrony.
- O co Ci chodzi?-zapytał jeden z nich.
- Myślisz, że nie widzę?! Czy ja mam na czole wypisane ,,debil"?!
- Ross! - Victoria pociągnęła mnie za rękaw. - Chodźmy stąd!- rzuciłem pieniądze za zamówienie na stolik i wyszedłem ciągnięty za rękę przez Vic.
-Co to było? Najpierw kłamiesz kelnerce, że jesteśmy razem, a potem rzucasz się na niewinnych chłopaków!
- No przepraszam, przepraszam! Naprawdę nie wiem dlaczego to zrobiłem!
- Czekaj, czy Ty jesteś zazdrosny? - zapytała bardziej opanowana.
- Ja? Zazdrosny? Nie, no! Co Ty! Pfff! Tak.
- Ale o co? Znamy się jakieś dwa tygodnie, a widzieliśmy się trzy razy. O co możesz być zazdrosny?
- Nie wiem...czuję przy Tobie coś dziwnego, nawet jeśli się praktycznie nie znamy...znaczy nie jestem zakochany, to na 100%
- O czym Ty znów do mnie mówisz?
- Dobra, nie ważne. Muszę iść, pa. - pożegnałem się i już miałem odejść, kiedy złapała mnie za rękę. - Ross, wytłumacz mi to! - prosiła.
- Ale nie umiem.
- Co Ty tak właściwie do mnie czujesz? Czego ode mnie oczekujesz? - wypytywała. No przecież mówię, że nie wiem.
- Vic...wczoraj zerwała ze mną dziewczyna, naprawdę nie myślę. - wytrzeszczyła szeroko oczy.
- M..m..miałeś dziewczynę? - zapytała łamiącym głosem.
- MIAŁEM.
- Przecież gdybym wiedziała to nigdy bym się z Tobą nie spotykała na tych kręglach i w ogóle! Dlaczego mi nie powiedziałeś?!
- Przestań, spotykaliśmy się jako przyjaciele, to nie miało nic do rzeczy!
- Miałam prawo wiedzieć! - krzyczała przez łzy. To nie były łzy smutku, lecz złości. Już nie jeden raz zauważyłem, że kiedy się wściekała prawie płakała. Danny płakała tylko jak była smutna.
Podszedłem do Victorii i przytuliłem ją. Chwile się do mnie przytulała, ale za chwilę odepchnęła mnie i poszła w przeciwną stronę bez słowa.
Równie wściekły jak ona wróciłem do domu. Usiadłem na kanapie w salonie i włączyłem telewizję. Skakałem chwilę po kanałach, aż w końcu trafiłem na wiadomości. Nienawidziłem ich, więc już miałem przełączać, kiedy usłyszałem:
,,Z ostatniej chwili, Ross Lynch...." . Pogłośniłem trochę i wsłuchiwałem się.
- ,,Przed chwilą zauważono Ross'a Lynch'a obściskującego się z jakąś dziewczyną! Czy to jego nowa partnerka? Czy zakończył związek z Danny Honses?"
- Cholera. -szepnąłem do siebie. Na dodatek w prawym górnym rogu zdjęcie moje i Victorii jak się przytulamy. A jeśli Danny to ogląda? Znienawidzi mnie! Pomyśli, że już znalazłem sobie pocieszenie. Chwyciłem za telefon i wystukałem numer do Riker'a. Po trzech sygnałach w końcu ktoś odebrał.
- Riker? Oglądasz wiadomości? Gdzie jesteś?!
- U kolegi. Oglądam, stary co Ty odwaliłeś?! Co to za laska?
- To moja koleżanka, Riker co ja mam robić? Za chwile to się rozejdzie wszędzie, rozumiesz? Wezmą ją za moją dziewczynę i nie pozbędziemy się plotek!
- Co Ty nie powiesz! Już wiele razy oskarżano Cię o romanse. Z Laurą, z Maią i Bell'ą tylko, że ze wszystkimi coś nagrywałeś. Odkręć to jakoś. Wymyśl plotkę, że to jakaś fanka czy coś.
- Żartujesz sobie? Jesteś głupi, Riker. Dobra, nie mam dziś siły myśleć, jutro coś wymyślę, cześć. - rozłączyłem się.
Mimo, że była dopiero 19:00 położyłem się spać. Długo nie mogłem usnąć i kręciłem się z boku na bok, myśląc o Danny, Victorii i o wszystkim. Jeszcze bardziej przerażało mnie to, że jest piątek wieczór i całe moje rodzeństwo wyszło się gdzieś rozluźnić, a ja siedziałem w domu. To było do mnie niepodobne.
- Proszę. Teraz odkręć to ze wszystkich sklepów! -obudził mnie głos Riker'a, oraz uderzenie czymś w twarz. To ,,coś" to była gazeta. Podniosłem ją z twarzy i spojrzałem na okładkę, na której było to samo zdjęcie, co wczoraj w wiadomościach.
- Mam to w dupie. Niech się w końcu przestaną wtrącać w moje życie! - rzuciłem gazetę na podłogę i położyłem się na brzuchu, chowając twarz w poduszce.
- Ross! Co się z Tobą dzieje? Rozumiem, że Danny Cię rzuciła, ale nagle nic Cię nie interesuje! Zrób coś! - brat krzyczy na mnie, ale nie reaguję, więc ściąga ze mnie kołdrę.
- No dobra, dobra - krzyknąłem i wstałem z łóżka. Wziąłem potrzebne rzeczy, poszedłem po prysznic. Kiedy wyszedłem spod prysznica zjadłem jakieś śniadanie.
- Riker, to co mam zrobić? -bezradnie zapytałem brata.
- Najlepiej to cofnąć czas i jej nie przytulać.
- Bo co?! Jestem człowiekiem! Czy przez to, że jestem bardziej rozpoznawalny nie mogę nic robić? Mam tego dość. Gdzie się nie ruszę, wszędzie zdjęcia, za niedługo będą mnie w kiblu podglądać!
- Wiem, to wkurzające. - Riker poklepał mnie po plecach.
-----------------------------
tak wiem, nudny, ale nie mam weny, potem będą lepsze.
2 komentarze=rozdział.
Super rossdzialik!! Czekam!!!!
OdpowiedzUsuń~Wika~
Piękny uwielbiam właśnie takie blogi jak twój
OdpowiedzUsuń