poniedziałek, 27 lipca 2015

#41



2 komentarze = rozdział





- Aha, super, a spytałeś mnie o zdanie? - krzyknęłam, kiedy wychodziliśmy z baru. Lynch przewrócił oczami i westchnął, sięgając do kieszeni po klucz.
- Możesz już przestać zanudzać? Jedziesz z nami i tyle. - powiedział znudzony, otwierając samochód.
- Ross!
- Co?!
- Gówno. - powiedziałam oschle. - Nigdzie nie jadę, nie rzucę pracy, bo Pan Ross Lynch zechciał, abym wyjechała z zespołem na pół roku. - założyłam dłonie na klatce piersiowej, kiedy dziewiętnastolatek wsiadał do samochodu nadal milcząc.
- A po co Ci praca? - stęknął, czekając, aż wsiądę, jednak nie miałam takiego zamiaru. Nie rozumiałam jego zachowania.
- Może po to, żeby mieć za co żyć i opłacić mieszkanie. Nie wszyscy śpią na pieniądzach, bo przez dwie godziny sobie pośpiewają, wiesz? - uniósł brwi, spoglądając na mnie z środka samochodu i czekając z otwartymi drzwiami, aż wejdę do środka.
- Nie śpię na pieniądzach, idiotko. A pracę możesz znaleźć nawet bardziej płatną, mieszkanie opłaciłaś za rok i nie wymiguj się, bo sama to wczoraj powiedziałaś. - Może racja, ale to nie znaczyło, że ma mi dyrygować. Co do pracy też miał rację. Moje argumenty się skończyły, on był w tym o wiele lepszy. Usiadłam na miejscu pasażera, zatrzaskując za sobą drzwi, na co od razu dostałam upomnienie od blondyna.
- Odwieź mnie do domu. - szepnęłam, opierając się o fotel i patrząc przed siebie. Ross przekręcił klucz w stacyjce i po chwili już jechaliśmy.
- I co wyjadę na pół roku i znów zerwiemy, tak? Dobra.
- Dobra.
- Super.
- Super. - reszta drogi minęła w ciszy. Nie rozumiałam dlaczego on taki był. Kochałam Go, ale zawsze musiał mieć władzę. Wszystko co zarządził - tak miało być i nikt nie miał nic do gadania. Myślał, że jest jakimś przywódcą, ale bardzo się mylił, bo każdy miał coś do powiedzenia. I nie mogę  uwierzyć w to, że on i tak zawsze dostaje to co chce - dzięki swojej arogancji i bezczelności.
    Zaczęłam zaciskać dłoń na nadgarstku, tak bardzo, że paznokcie wbiły mi się w skórę, powodując niemal ból, kiedy Ross jechał zbyt szybko. Czułam, że robi się niedobrze. Zacisnęłam powieki nie chcąc widzieć jak szybko jedziemy autostradą. Nie chciałam widzieć wszystkich mijanych aut.
- Czemu po prostu nie powiedz, żebym zwolnił? - zapytał oschle, znacznie zmniejszając szybkość. Słyszałam, że wciąż był zły, chociaż nie wiem z jakiego powodu. To ja miałam prawo być zła, a nie on.  - I  dlaczego choć raz nie zrobisz czegoś, o co ktoś Cię prosi i patrzysz tylko na siebie? - dodał po krótkiej ciszy.
- Nawet nie wiesz z jak wielu rzeczy zrezygnowałam robiąc coś dla innych. - odparłam spokojnie.
- Właśnie widzę.
- Chrzań się, Lynch. - rzuciłam i moja złość znów powróciła. Nigdy nie przypuszczałam, że mogę być aż tak wściekła na osobę, którą kocham.
- Własnie to zrobiłem, wczoraj. - przez jego twarz przemknął cień uśmiechu, a jego ton głosu był łagodniejszy. Sam też nie był już zdenerwowany. Był bardziej znudzony.
- Palant.  - fuknęłam.
- Egoistka. - zaśmiał się, ale ja nie widziałam powodów do śmiechu.
- Gdzie Ty jedziesz? - zauważyłam.
- Do domu. Mojego. - ogarnęła mnie nagła panika, przed spotkaniem z R5. Wyobrażałam sobie ich głośny dom, śmiechy i wygłupy, a nagle wchodzę ja i wszyscy cichną. Nastaje krępująca cisza, a Ross prowadzi mnie do swojego pokoju, żebyśmy mogli normalnie rozmawiać. Odetchnęłam ciężko, gdy blondyn zaparkował przed swoim domem. Nagła fala gorąca rozlała się po moim ciele. Wysiadłam z samochodu, zakładając ręce na klatkę piersiową i podeszłam do drzwi. Chwilę później dołączył do mnie Ross i otworzył drzwi, wpuszczając mnie do środka. Ruszyliśmy do salonu, gdzie Riker siedział na kanapie z wtuloną do siebie jakąś dziewczyną, na co moje serce zabiło mocniej. Nie wiem skąd taka reakcja, zdziwiłam się. Nie wiedziałam, że kogoś ma. Chwilę później dostrzegłam, że na telewizorze włączona jest jakaś gra i mój wzrok powędrował na fotel, na którym siedział Ryland  z padem w dłoni. Z takim samym padem w rękach na podłodze siedział Rocky. Grali w jakąś grę wojenną, wciąż krzycząc do siebie jakieś polecenia i wymachując padami, jakby miało im to w czymś pomóc. Riker dawał im wskazówki, a dziewczyna wtulona w niego śmiała się, widząc przejęcie chłopaków grą. Okrążyłam salon wzrokiem, szukając Rydel. Dostrzegłam ją. Stała przy schodach, przyglądając się nam z poważną miną. Poczułam się niezręcznie. Ross odchrząknął, więc wszyscy zgromadzeni skupili uwagę na nas. Jeszcze raz przejrzałam się twarzom im wszystkich, zatrzymując się na Rydel, która zbliżała się do nas powoli. W salonie zapadła cisza, jak przewidywałam. Odnalazłam dłoń Rossa, ściskając ją z całej siły.
- Cholera, Rocky, patrzysz jak grasz? - ciszę przerwał Ryland. Spojrzałam na telewizor. Przegrali. Wtedy RyRy również przeniósł na mnie swój wzrok. - Oh, wow. - szepnął. Chyba wszyscy czuli się tak samo niekomfortowo w tej sytuacji.
- Danny. - nie zdążyłam nic zrobić, kiedy blondynka była wtulona we mnie, a ja czułam jej wiśniowy szampon do włosów. Zaskoczona jej reakcją odwzajemniłam uścisk dopiero po chwili. Ścisnęłam ją mocno, nie mogąc uwierzyć, że znów ją widzę.
- Tak bardzo mi Ciebie brakowało, Delly. - szepnęłam,  kiedy oderwałyśmy się od siebie.  Zauważyłam Rocky'ego, stojącego przede mną i przyglądającego mi się.
- Ty nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłaś!. - krzyknął - Myślałem, że ten idiota już zawsze będzie chodził przygaszony. - zaczął się śmiać, a następnie połaskotał mnie, na co pisnęłam przerażona.
- Rocky! - krzyknęłam przez śmiech. Brunet przestał i chwilę później byłam w ramionach Rylanda. Nie na długo jednak, bo ktoś nagle szarpnął go do tyłu, i przyciągnął mnie do siebie, mocno mnie do siebie przytulając.
- Przepraszam za to, co wtedy powiedziałem. - usłyszałam uspakajający głos Rikera i nic nie mówiąc ścisnęłam go mocniej.
- To jest Savannah. - wskazał na dziewczynę, którą wcześniej obejmował. - Sav, to Danny. - przedstawił mnie. Uśmiechnęłam się do Savannah i podałyśmy sobie dłonie.
  Resztę dnia spędziłam u Lynchów na graniu w gry wideo i butelkę. Ok. 24 byłam tak zmęczona, że poszłam spać, a Ross poszedł razem ze mną.


---------
musiałam tak skończyć rozdział, bo nie wiedziałam co dalej napisać haha xd ups

wtorek, 21 lipca 2015

#40

2 komentarze = rozdział

- Dasz radę - szepnęłam sama do siebie stojąc przed salą gimnastyczną. To ostatni dzień szkoły. Wreszcie odpocznę - i to nie tylko na dwa miesiące. Na całe życie! Kończę szkołę. Może nie z najlepszymi wynikami, ale kończę.Wyciągnęłam rękę, żeby otworzyć drzwi, ale natychmiast ją cofnęłam. Dobrze wiem, że nawet w ostatni dzień będą mnie wyśmiewać.
- Dlaczego nie wchodzisz? - zapytała nauczycielka, która właśnie do mnie podeszła i otworzyła przede mną drzwi. Przełknęłam ślinę i powoli weszłam do środka. Było mi gorąco, nie mogłam oddychać. Za każdym razem kiedy zauważyłam, że ktoś coś szepce, albo się śmieje, byłam pewna, że to z mojego powodu. Chciałam odebrać to świadectwo i po prostu wyjść. Zostawić szkołę za sobą i nie wracać do najgorszych lat naszego życia.
- Danny Honses. - powiedziała dyrektorka, czekając aż podejdę. Czułam na sobie spojrzenia wszystkich. Chcę zapaść się pod ziemię! Czułam jak moje policzki płoną, nogami jak z waty ruszyłam odebrać świadectwo. Uścisnęłam dłoń kobiety i szybkim krokiem wróciłam na miejsce.

- Udało Ci się zdać? - usłyszałam czyiś szyderczy śmiech. Odwróciłam się na pięcie, nabierając powietrza.
- Jak widać. - uśmiechnęłam się.  Dziewczyna rozłożyła usta i spojrzała na swoją przyjaciółkę. Znów się odwróciłam, chcąc odejść.
- Nie wiem dlaczego Ross z Tobą jest. Jesteś obrzydliwa, jak on może Cię całować? Może on jest gejem, a z Tobą jest tylko dlatego, że jesteś naiwna, a media muszą poznać jakąś bajeczkę? - Parsknęłam śmiechem i odwróciłam się, podchodząc szybko do szatynki. Zamachnęłam się i uderzyłam ją z całej siły w twarz.
- Pieprz się Rowan. - splunęłam i wyszłam ze szkoły.


   Ciepłe powietrze otuliło moje ciało z momentem otworzenia drzwi.  Wyszłam na zewnątrz i ruszyłam do domu. Co dziś zrobiłam? Po 4 latach postawiłam się komuś, kto mnie dręczył. Co z tego mam? W sumie to nic. Może małą satysfakcje i ubaw po zobaczeniu jej miny. Ale wspomnienie o Rossie ukuło mnie w serce. Oczywiście, mogłam powiedzieć, że z nim nie jestem, ale nie zniosłabym kolejnej dawki obrażających mnie słów. Powoli zbliżałam się do domu, więc wyjęłam już klucze, żeby później nie szukać. Im bliżej byłam tym szybciej szłam, jednak przed samym domem zaczęłam zwalniać kroku. W końcu stanęłam w miejscu, przełknęłam ślinę i nie wiedziałam, czy czasem nie śnię. Zamrugałam kilka razy, jednak obraz ten dalej nie zniknął.
Stał tam, oparty jedną nogą o bramę. Głowę też opierał na bramie, patrząc przed siebie smutnym, pustym wzrokiem. Słońce świeciło dziś nadzwyczaj mocno, przez co wydawało się, jakby jego włosy lśniły.Opadały mu one na czoło, jednak idealnie widziałam jego twarz. Ręce schował w kieszeni spodni. Podchodziłam coraz bliżej, nie mogąc uwierzyć, że to się  dzieje. Stałam obok niego, a on wciąż nawet na mnie nie spojrzał. Zapatrzony był przed siebie, ale wiem, że czuł moją obecność.
Jedyny ruch jaki u niego dostrzegłam to oblizanie warg.
- To nie tak miało wyjść. - odezwał się wreszcie, nie przenosząc na mnie wzroku.
- O czym Ty mówisz? - zaśmiał się, odwracając głowę. Spojrzałam mu w oczy, w których przez chwilę zobaczyłam nadzieję.
- To ja odszedłem, a wciąż obwiniałem Ciebie. Ale nie chcę być tak daleko od Ciebie dopóki nic nie wyjaśnimy. - wspięłam się na palce i przeniosłam ręce na jego kark, przyciągając go do siebie. Odnalazłam jego wargi i połączyłam je z moimi. Ross odwzajemnił pocałunek dopiero po chwili, przenosząc ręce na moje biodra. Przygryzł moją dolną wargę, a następnie przejechał po niej językiem. Przyciągnęłam Go mocniej do siebie, czując, jak pieści językiem moje podniebienie. Wplątałam jedną rękę w jego gęste, miękkie włosy. Oderwał się ode mnie, na co jęknęłam niezadowolona. Oparł czoło o moje i spojrzał mi w oczy. Jego oczy nie były już takie puste jak jeszcze 10 minut temu. Pojawiła się w nich radość.
- Nie rób mi tak więcej. - westchnął, próbując uspokoić oddech.
- Jasne. - zaśmiałam się, muskając ustami jego szyję. - Ale skąd wiedziałeś, gdzie...
- Twoja ciocia mi powiedziała. Nie wierzę, że mieszkasz sama. - uniósł dwukrotnie brwi. Uderzyłam go w ramię. Nie wierzyłam, że stoi znów przede mną, że znów mogę go dotykać i całować Go kiedy zechcę.


                                             
***
  Opadłam plecami na łóżko, a moja koszulka wylądowała na podłodze. Wygięłam plecy w łuk i próbowałam złapać powietrze, czując ogromny ból.
- Wszytko w porządku? - zapytał Ross, unosząc jedną brew. - Możemy przestać. - jęknął, nie przestając całować mojego brzucha i piersi.
- Nie! - odpowiedziałam odrobinę zbyt szybko. Jego usta błądziły po moim ciele, a w środku mnie rozpływała się fala gorąca. Wiłam się pod każdym jego dotykiem, czując, że jestem już na skraju wytrzymania, a to był dopiero początek. Ross jednym zwinnym ruchem odpiął mój stanik i rzucił go gdzieś za siebie, sprawiając, że zostałam już tylko majtkach, a on - w bokserkach. Spojrzał mi w oczy i połączył nasze usta w pocałunku, delikatnie ugniatając moje piersi. Przeniósł swoje pocałunki na moją szyję, potem znów piersi, brzuch i w końcu na materiał mojej bielizny, która teraz, pod jego ustami zdawała się nie istnieć.
- Ross... - szepnęłam. Jego oczy były całe czarne, przepełnione pożądaniem. Mogłam sobie jedynie wyobrażać, jak wyglądały moje. Zdjął  swoje różowe bokserki, a następnie powoli zsuwał ze mnie czerwone majtki. Zdawało się, jakby ta czynność trwała wiecznie. Jedyne światło w pokoju to były promienie słoneczne, wpadające przez źle zasłonięte okno.
- Ross, proszę. - powtórzyłam.
- Lubię, jak mnie prosisz. - uśmiechnął się triumfująco. W normalnych okolicznościach przewróciłabym oczami, ale teraz kurczyły się we mnie wszystkie mięśnie i bardzo pragnęłam w końcu poczuć ulgę i spełnienie, nie miałam sił nawet nimi przewrócić. Ross sięgnął na podłogę po swoje spodnie i wyjął z kieszeni foliową paczuszkę. Przygryzłam dolną wargę, a jego oczy (o ile to możliwe) pociemniały jeszcze bardziej. Odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy.Rozchylił moje uda, a pod jego dotykiem poczułam, jak przez moją skórę przechodzą dreszcze. Poczułam jak muska włosami moją twarz i automatycznie otworzyłam oczy. Zauważyłam, jak zwisa nade mną i mi się przygląda  wzrokiem pełnym powagi. Ułożył ręce po obu stronach mojej głowy. Przeniosłam wzrok na jedną z nich, a następnie złapałam się za jego nadgarstki. Prawie krzyknęłam, gdy wszedł we mnie gwałtownie. Uśmiechnął się, jakby właśnie wstrzymywał śmiech przez moją reakcję. Zaczął poruszać się szybko i mocno, szepcąc mi do ucha słowa, na których ciężko było mi się skupić. Zaczął całować moje ucho, szyję, obsypywał pocałunkami całą moją twarz. Błądziłam rękoma po całym jego ciele, a on nie zwalniał tempa.
- Mocniej... - zdziwiłam się swoimi słowami. Jego ruchy już teraz były wystarczająco mocne. Syknął, gdy moje paznokcie wbiły się w jego plecy, wykonując moją prośbę.
- Danny -  jego stłumiony krzyk przedarł się przez mój gardłowy jęk. Zastygł w miejscu, z ustami na mojej szyi. Moje ciało pulsowało jeszcze, kiedy opadł na łóżku obok mnie, a ja ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej. Jedną ręką wciąż pieścił moje pośladki, a ja resztkami sił całowałam jego tors i szyję.

                                                           
***
   Wstałam z łóżka, czując rozkoszny ból w moim podbrzuszu. Już miałam wyjść z pokoju, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie mam na sobie nic, oprócz łańcuszka, który dostałam od Rossa na osiemnaste urodziny. Na podłodze przy łóżku leżała jego koszulka, więc sięgnęłam po nią i nawet nie musiałam zbliżać do niej swojej twarzy, żeby poczuć te cudowne perfumy. Przeciągnęłam ją przez głowę i założyłam czystą bieliznę. Powoli poszłam do salonu, gdzie Lynch w samych bokserkach oglądał jakiś film. Usiadłam mu okrakiem na kolanach i musnęłam językiem jego wargę.
- Czy Ty znów nosisz moją koszulkę? - zaśmiał się, wtulając się w moją szyję.
- Tak, a czy to jakiś problem? - uśmiechnęłam się, ale on tego nie widział.
- Mhm...wolę Cię bez niej. - mruknął, muskając nosem moją skórę. Roześmiałam się, wplątując rękę w jego włosy i przytulając go do siebie.
- Zjemy coś? - zapytał. Zeszłam z jego kolan, kiwając głową na boki i siadając obok niego.
- Dlaczego? - uniósł brwi.
- Nie chce mi się robić, a po za tym nawet chyba nie mam w lodówce nic na dobre śniadanie. - westchnęłam.
- To jedziemy na śniadanie do baru? - posłał mi znaczące spojrzenie, przytaknęłam wstając z kanapy i ruszając do pokoju. Ubrałam się w żółtą sukienkę i czarne buty na koturnie. Włosy rozpuściłam. Umyłam się i zeszłam na dół, podając Rossowi jego koszulkę. Nagle się ocknęłam. Przystanęłam w miejscu, kiedy blondyn zakładał koszulkę. Sięgnął po kluczki leżące na szafce w przedpokoju i zauważywszy mój wzrok uniósł brwi i uśmiechnął się.
- O co chodzi? - bardzo powoli podniósł klucze nie spuszczając mnie z oka.
- Wczoraj w ogóle o tym nie pomyślałam, ale... gdzie jest reszta? Muszę się z nimi zobaczyć! No i co z trasą? Powinna trwać jeszcze jakieś pół roku. - zmarszczyłam brwi, przyglądając mu się badawczo.
- Możemy porozmawiać o tym po śniadaniu? Wszyscy są tutaj, w LA. - powiedział i wyszliśmy z domu. Wcale nie chciałam rozmawiać o tym po śniadaniu. Dopiero teraz dotarło do mnie, że własnie wrócił z trasy jakby nigdy nic, w dodatku moi najlepsi przyjaciele są tutaj, a ja się z nimi nie widziałam. Nagle zaczął ogarniać mnie strach. Co jeżeli zrezygnowali z trasy? Fani R5 mnie znienawidzą. Oni już mnie nienawidzą. W mojej głowie kłębiło się mnóstwo pytań. Czy Riker wciąż mnie nienawidzi? Czy jeżeli mnie zobaczy nakrzyczy na mnie, czy się nie odezwie? W końcu kazał mi nie wracać i przestać ich ranić. Czy Rydel wciąż jest zła? Co myślą o mnie Rocky i Ell? Z nimi w ogóle nie miałam kontaktu od odejścia. A co, jak po tym co opowiedzieli im Ross i Riker nienawidzą mnie i są na mnie źli, jak Rydel? Co jeżeli ich spotkam i nikt się do mnie nie odezwie i jedyna osoba z R5, z którą będę rozmawiała to będzie Ross?
- Jesteśmy. - usłyszałam głos dziewiętnastolatka i odwróciłam wzrok za szybę. Zauważyłam bar do którego już nieraz mnie zabierał. Weszliśmy do środka. To nie była żadna elegancka restauracja. To był typowy bar, w którym przy drewnianych stolikach każde krzesło było inne, tak samo jak talerze i sztućce. Było to małe pomieszczenie, umiejscowione w mało znanej okolicy. Ale za to kucharki były tu najmilsze na świecie i robiły najpyszniejsze śniadania.
- O matko! Mary, przynieś mi no mi tu aparat! Zobacz kto przyszedł! - krzyknęła pani Marie, kiedy nas zauważyła. Zaśmiałam się, czując jak płonie mi twarz. Chwilę później Mary pojawiła się z aparatem mierząc nas wzrokiem.
- Matko, tyle Was tu nie było! - westchnęła, układając dłonie ubrudzone z mąki na twarzy. - Nasze Ronny wróciło. - czasami będąc tu czułam się jakbym była u moich babć, których tak naprawdę nigdy nie miałam. Ekscytowały się każdym naszym gestem i kochały nas jak swoich wnuków. Obie nas uścisnęły, a Ross posłał mi rozbawione spojrzenie.
- Co dla Was? - zapytała w końcu Marie.
- Dla mnie gofry z owocami i sok pomarańczowy. - uśmiechnęłam się.
- Czyli to co zawsze? Ross, Ty też to co zawsze? - miała na myśli jajecznicę, ale ten pokiwał głową, co chyba trochę ją zdziwiło.
- Dzisiaj smażony bekon i jajko sadzone, do tego sok jabłkowy i...to tyle. - uśmiechnął się i oboje zajęliśmy miejsce przy stoliku. Ross siedział na telefonie i znając życie przeglądał twittera, a ja w tym czasie obserwowałam jego twarz. Każdy jego gest. Każdy cień uśmiechu, który przemykał przez jego twarz, gdy przeczytał coś miłego lub zabawnego. Obserwowałam jego palce, piszące coś na klawiaturze jego telefonu. Mery postawiła przed nami talerze, a Lynch schował telefon do kieszeni posyłając jej uśmiech i dziękując.
- Smacznego. - rzucił, chwytając za  widelec.
- Smacznego. - odpowiedziałam i wzięłam gofra do ręki. Był tak pyszny, że dosłownie rozpływał mi się w ustach. Ross skończył jeść, gdy ja dopiero zaczynałam drugiego gofra. Wypił cały sok jabłkowy za jednym razem i teraz to on obserwował mnie. Ale ja jadłam i czułam się głupio. Czułam, ze zaraz zrobię z siebie idiotkę i się nie pomyliłam. Nie mogąc ugryźć kawałka jedzenia, szarpnęłam nim, przez co bita śmietana spadła mi na sukienkę, przy okazji brudząc mi twarz. Co z tego, że Ross widział mnie w każdej sytuacji i kochał mnie taką, jaką jestem? Moja twarz i tak płonęła, kiedy ten zaśmiał się, sięgając po serwetkę i wycierając mi nią brodę.
- Dobra, już jest po śniadaniu, co z trasą? - rzuciłam.
- Masz jeszcze prawie całego gofra, nie chcesz go skończyć? - zapytał, przenosząc wzrok na mój talerz.
- Nie. Powiedz mi o co chodzi!
- Dobra. Zjechaliśmy z trasy na tydzień, przez co musieliśmy poprzekładać koncerty. Mieliśmy tu sprawy do załatwienia. Wracamy za sześć dni, także spokojnie. - uśmiechnął się. Ja nie miałam powodu do uśmiechu. Czyli jednak muszę wytrzymywać bez niego jeszcze pół roku? A ja zrobiłam sobie niepotrzebną nadzieję.
- Ale co z nami? Ze mną? - zapytałam, starając się brzmieć pewnie i biorąc łyka soku. Prawie go wyplułam, słysząc jego odpowiedź.
- Jedziesz z nami.

____________________________
Typowe fan fikszyn w jednym rozdziale, hehe. 
+ nie umiem pisać tych głupich scenek. XD

niedziela, 19 lipca 2015

#39


                                                                              2 komentarze = rozdział



- Chciałam colę dietetyczną! - parsknęła blondynka, kiedy postawiłam przed nią szklankę.
- Słucham? Przecież my nie mamy dietetycznej, a po za tym od razu mówiłaś, że zwykłą! - krzyknęłam. - Przepraszam. - dodałam. Nie chciałam krzyknąć, ale od ostatnich wydarzeń ciągle chodzę zdenerwowana, a ta blondi mega działa mi na nerwy.
- Czy ona na mnie krzyknęła? - zwróciła się do chłopaka siedzącego obok niej. Blondyn westchnął ciężko, posyłając mi przepraszające spojrzenie. - Dlaczego nic z tym nie robisz? - uniosła się, teatralnie kładąc dłoń na swoją pierś.
- Megan, przecież zamawiałaś zwykłą...
- Mam tego dość! - przerwała mu, wstając od stolika i poprawiając spódniczkę, która ledwo zakrywała jej pośladki, a następnie wyszła z kawiarni. Spojrzałam na blondyna. Położył pieniądze na stoliku obok szklanki z colą i wstał, tak jak Megan przed chwilą.
- Strasznie Cię przepraszam. - jęknął i poszedł w ślady swojej dziewczyny i opuścił pomieszczenie.
    Wróciłam na zaplecze, zważając na fakt, że nie ma już żadnych klientów i rzuciłam notes na blat, nalewając sobie do szklanki wody.
- Poznałaś już Megan? - Callie, która w niewyjaśniony sposób pojawiła się obok mnie, wybuchnęła śmiechem. Uniosłam brwi, odwracając się tyłem do blatu i opierając się o niego plecami. Upiłam łyk wody.
- Czyli ona często tu bywa? - zapytałam.
- To najgorsza laska na świecie. Jest tutaj co piątek i zawsze strzela o coś fochy, ale nigdy nie wyszła. Chyba ją wkurzyłaś. - uśmiechnęła się zwycięsko, przecierając blat ściereczką.
- Ja ją? Chyba ona mnie. Okropne babsko. - rzuciłam i odłożyłam szklankę.
- Widzę. Nadal jesteś cała czerwona. - roześmiała się. - A co do piątków... dziś jest piątek. Masz jakieś plany?
- Tak. Siądę przed telewizorem i z miską popcornu i będę narzekać na żenującą grę aktorską różnych osób. - westchnęłam.
- Mogę dołączyć? - zapytała, przygryzając wargę. Przeniosłam na nią wzrok. - No wiesz, pewnie robiłabym to samo, więc może zrobimy to razem? Będę się dziś strasznie nudzić.
- Jasne! W sumie czemu nie, przynajmniej będę miała jakieś towarzystwo.
- Super! Dziękuuuję - uścisnęła mnie.
- Przyślę ci adres SMS'em. - odwiązałam mój fartuszek i odłożyłam go na wieszak. Zabrałam swoją torebkę i pożegnałam się z Callie, wychodząc z restauracji. Po drodze do domu wstąpiłam do sklepu po różne produkty spożywcze.
- Polecamy kubki z wizerunkiem zespołu R5. - rzuciła bez uczuć sprzedawczyni, kiedy skasowała wszystkie rzeczy. Spojrzałam na zdjęcie moich przyjaciół, czując ukłucie w sercu.
- Nie, dziękuję. - wykrztusiłam wreszcie, wyciągając z portfela pieniądze i podając je kobiecie. Odebrałam reklamówki, wychodząc ze sklepu. Ruszyłam do domu i z trudem odnalazłam klucz w torebce. Już prawie trafiłam w zamek, kiedy klucze wyślizgnęły mi się i spadły na ziemię.
- Cholera. - jęknęłam, schylając się, ale kiedy już trzymałam w dłoni przedmiot, jedna reklamówka pękła od spodu i wszystkie moje zakupy się wysypały. - Dlaczego mi to robisz?! - krzyknęłam, patrząc na niebo, mając nadzieję, że Bóg mnie usłyszał.  Schyliłam się więc po raz kolejny i zaczęłam zbierać zakupy i właśnie w tym momencie druga siatka zsunęła mi się z rąk i spadła na podłogę. - O tak, jesteś bardzo zabawny. Ciekawe co zrobisz w prima aprilis! - wyrzuciłam dłonie w górę i oparłam się o drzwi. Otarłam z czoła kropelki potu i westchnęłam, zauważając, że sądzi z drugiej strony ulicy przyglądają mi się z uniesionymi brwiami. Super. Teraz mają mnie za kretynkę!
Kucnęłam, próbując wśród wysypanych produktów odnaleźć klucz. Znalazłam go i otworzyłam drzwi, wchodząc do środka. Zabrałam z kuchni reklamówkę i wyszłam znów na dwór, zbierając wszystko co mi się wysypało. Na szczęście drugie zakupy nie ucierpiały wcale. Zabrałam toboły i położyłam je na blacie w kuchni. Nalałam sobie do szklanki wody i wypiłam ją za jednym razem.       Było mi strasznie gorąco, więc poszłam do łazienki i wzięłam gumkę. Zgięłam się wpół, tak, że włosy mi zwisały, i wtedy ujęłam je w ręce. Okręciłam kilka razy tak, żeby powstało coś w stylu koka i związałam włosy gumką, wyprostowując się. Wróciłam do kuchni i rozpakowałam wszystko.

        Nie chciałam pamiętać o R5, ale nie mogłam oszukiwać - ich muzyka była naprawdę dobra i dlatego gdy tylko napotkałam w sklepie ich nowy album Sometime Last Night musiałam kupić! Włączyłam więc płytę mimo wielkiego bólu w sercu gdy słyszałam głosy ich wszystkich. Ciągle gdzieś w środku miałam uczucie, jakby niektóre piosenki były o mnie, ale to było głupie uczucie. Może ,,Stay With Me" gdzieś miało coś ze mnie. Jedna piosenka na całą EP. Ale cały album? Byłam wariatką myśląc tak.


   W domu rozbrzmiewały różne piosenki R5, a ja chodziłam i sprzątałam. W końcu miałam dziś gościć tu Callie. Była naprawdę cudowną dziewczyną i przy niej nie można było się nudzić. Była też przeciwieństwem mnie. Potrafiła walczyć o swoje i była bardzo pewna siebie. Z resztą była bardzo ładna, no i rok ode mnie starsza. Trochę przypominała mi Rydel.  Była tak samo gadatliwa i tak samo wszystko przeżywała. Bardzo ją polubiłam.

  Kiedy w końcu skończyłam była 18:00. Wysłałam Callie SMS'a z adresem, a sama poszłam jeszcze tylko wyrzucić śmieci.
- Co Ty tu robisz? - zapytałam smutno, patrząc na małego osobnika, siedzącego na moim śmietniku. - Może wpadniesz do mnie, co? - zaśmiałam się. - Ta, jasne, bo mi odpowiesz. - wzięłam czarnego, małego kota na ręce i wróciłam z nim do domu. Postawiłam go na podłodze w kuchni i wyjęłam z szafki dwie małe miseczki. Do jednej nalałam mleka, a do drugiej obrałam kurczaka, który został mi po wczorajszym obiedzie. Kot wyglądał na młodego, ale myślę, że mógł jeść kurczaka. Następnie postawiłam obie miski przed nim i wróciłam do pokoju, kładąc się na kanapie. Prawie zasnęłam, ale poczułam, jak miękkie futro muska moją rękę. Uchyliłam jedno oko i zauważyłam jak czarny kot wciska się pod moją rękę i próbuje zrobić sobie miejsce. Wstałam, wywracając oczami.
- Masz rację, wstaję. Dzięki. - parsknęłam, ruszając do kuchni.
O matko...ja jestem idiotką! Najpierw rozmawiam sama ze sobą, a potem z kotem! Muszę przestać, albo zamkną mnie w psychiatryku, mają sporo powodów.
 W kuchni przesypałam chipsy do  miski, zrobiłam popcorn i jakieś kanapki i  rozlałam picie do szklanek. Wyniosłam wszystko do salonu i postawiłam na stoliku, czekając na Callie.


                                                                         ***

- To co oglądamy? Jakiś horror, komedia, znów horror... - Callie przewróciła oczami, skacząc po kanałach, kiedy opadłam na kanapę obok niej, chwytając miskę z popcornem. - O, premiera Teen Beach 2 na Disney Channel. - wybuchnęła śmiechem - Szczerze mówiąc, to może coś na kanale dla dzieci będzie lepsze od tych ,, strasznych" - zrobiła cudzysłów w powietrzu - horrorów i nudnych komedii. Obejrzymy? Będzie śmiesznie. - przełknęłam ślinę. Oglądanie Rossa na ekranie przez jakieś dwie godziny? Tak to idealny pomysł, jeżeli się za nim tęskni i jeżeli był osobą, która odeszła, a była dla Ciebie tak ważna jak powietrze.
- Dobra. - rzuciłam. No bo co? Będę płakać przez całą noc przypominając sobie jak było, kiedy był obok mnie. Tak, najwyżej tyle.
- A oglądałaś pierwszą część? Ja nie i nie będę wiedzieć o co chodzi.
- Główni bohaterowie, których zaraz zobaczysz trafiają do ulubionego filmu jednego z tych bohaterów i takie tam.
- Oglądałaś? - roześmiała się. Nawet w objęciach samego Rossa, powiedziałam w myślach. Wstałam aby zgasić światło, a kiedy usiadłam obok Callie film właśnie się zaczął.
- Oglądałam ze względu na Maię Mitchell, bardzo ją lubię. - nie kłamałam. Uwielbiałam Maię odkąd ją poznałam. Pierwszą część oglądałam, bo Ross mnie o to prosił, ale kiedy wspomniał, że gra tam też Maia pomyślałam, że lepszego filmu być nie może.
- Okej, już cicho. - upomniała mnie, sięgając po miskę z chipsami. Uśmiechnęłam się widząc Maię. Jej widok sprawił, że za nią zatęskniłam, zapragnęłam się z nią zobaczyć, porozmawiać z nią. Kiedyś byłam z nią na spacerze. Ona i Rydel to dwie  najmilsze i najzabawniejsze dziewczyny jakie w życiu poznałam. W dodatku zazdrościłam jej urody. Zawsze podziwiałam jej grę aktorską, nawet zaczęłam oglądać serial ,,The Fosters" ze względu na jej główną rolę tam. Grała tak, jakby to wszystko działo się naprawdę.
- O, masz kota? - szepnęła, głaskając zwierzę, które właśnie wskoczyło na kanapę. - Jak się nazywa?
- Shor. - wykrztusiłam, przełykając ślinę. Świetnie wychodzi mi zapominanie.
- CICHO! O MATKO, BRADY WŁAŚNIE JEST BEZ KOSZULKI! - pisnęła, na co wywróciłam oczami. Tak, ja widziałam go też bez majtek, chciałam dodać, ale się powstrzymałam. Nawet się zaśmiałam, wyobrażając sobie jej imię.
- Tak właściwie on ma na imię Ross... - poprawiłam ją.
- Wiem, lubię R5. Ale teraz gra Brady'ego. - poprawiłam się na kanapie, kiedy powiedziała, że lubi R5. Nigdy nie wspominała i nawet nie sądziłam, że ich zna. Chciałam na chwilę wyjść z pokoju, a dzwoniący telefon, który zostawiłam w kuchni był idealną wymówką. Wstałam więc i ruszyłam jak najszybciej po telefon. Serce podskoczyło mi do gardła, kiedy zobaczyłam kto dzwoni.Chciałam się uszczypnąć, żeby zobaczyć, czy to czasem nie sen. Nie wierzyłam, że to w ogóle możliwe. Odebrałam, przykładając telefon do ucha. Nie byłam w stanie się odezwać.
- Halo? - zaczął, a po jego głosie poznałam, że jest pijany. Westchnęłam, oblizując wargi. - Wiem, że tam jesteś, słyszę jak oddychasz. Posłuchaj mnie teraz... - mówił pijackim tonem, o ile taki ton w ogóle istniał. - Dlaczego w ogóle to zrobiłaś, co? Przecież to tylko rok! Jeden zasrany rok! Wytrzymalibyśmy się, ale... - zaśmiał się - chyba byłaś zbyt słaba, żeby...ojej... przewróciłem Lunę. - w tle słyszałam dźwięk strun i upadającą na podłogę gitarę.
- Ross? - wykrztusiłam. Nawet nie wiedziałam, że płaczę. Po co zadzwonił? Żeby mnie pogrążyć? Chciałam się rozłączyć, ale znów zaczął mówić.
- Tak? Dobra, słuchaj... Ty nigdy mnie nie zniszczysz, ok? Ja się trzymam, daję radę. Chyba nawet jestem tym za czym tęsknisz...ale wiesz co? Napisałem piosenkę o Tobie. Stay With Me, posłuchaj sobie, myślę, że jest ciekawa, fanom się podoba. Dobra, muszę coś ze sobą zrobić, chyba się jeszcze napiję. - znów się zaśmiał. - Ross wszystko w porządku? Z kim rozmawiasz? - nabrałam powietrza, słysząc w tle głos Rydel.
- Danny? - jej głos mnie zdołował. Zaniosłam się płaczem.
- Rydel, proszę, powiedz o co chodziło? Co ja mu zrobiłam? - zapytałam przez łzy. Gardło bolało mnie od narastającej w nim guli.
- Co mu zrobiłaś? Zostawiłaś Go w najtrudniejszym dla niego momencie. Znowu. Przepraszam, że Ci przeszkodził, za dużo wypił.
- Delly, błagam! Ty też jesteś na mnie zła? Potrzebuję Cię, Rydel! Jesteś moją najlepszą przyjaciółką... - głos mi się zarwał.
- Muszę, kończyć, cześć. - i dźwięk przerwanego sygnału. Odłożyłam telefon, czując jak ogromny ból przeszywa moje ciało. Potrzebowałam ich wszystkich. Po co on zadzwonił? Błagam niech to się skończy. Nie chcę żyć w świecie w którym ich nie ma. Błagałam w duchu, żeby to był tylko zły sen. Żebym się obudziła, własnie w tym momencie, ale nie mogłam. Nie mogłam się obudzić. Może powinnam dopiero zasnąć? Nie rozumiałam mojego życia. Los się nade mną znęcał? Ale co takiego zrobiłam? Przez całe życie siedziałam sobie w kącie i nikomu nie przeszkadzałam. A i tak zawsze zdarzało mi się najgorsze.
-------------------------------------
Szczerze to nie podoba mi się ten rozdział. Mało się w nim dzieje i w ogóle. Ale miałam pomysł już od kilku tygodni na rozmowę Rossa i Danny, która miała się odbyć pod koniec rozdziału, a nie miałam pojęcia jak zacząć i rozwinąć rozdział xd musicie mi wybaczyć, ale chcę, aby od kolejnego rozdziału działo się więcej, mam nadzieję, że mi się uda. Czekam na komentarze :) + potem przejrzę rozdział i poprawię błędy i tutaj wiele przyśpieszyłam, bo naprawdę EP wyszło już rok temu, a album dopiero teraz, a tutaj album jest ok tydzień po EP, ale to blog, tu nie wszystko się zgadza xd

sobota, 11 lipca 2015

#38

 
                                                                 2 komentarze = rozdział




            Bardzo powolnym krokiem zniosłam na dół ostatnie pudło. Zostało jeszcze pół dnia do przyjazdu Matta, który pomógłby mi to wszystko przewieźć. Naprawdę po tylu godzinach pakowania, a potem znoszenia tego wszystkiego byłam wykończona. Moim największym marzeniem, które z resztą spełniłam chwilę potem, było rozłożenie się na kanapie i pooglądanie telewizji. Opadłam ciężko na kanapę, chwytając za pilota leżącego obok.
- O nie. - mruknęłam smutno, gdy włączyłam telewizję w nieodpowiednim momencie. 
- Fani pytają, co dzieje się, że wszyscy tak posmutnieliście? - zadała pytanie reporterka, a ja aż przewróciłam oczami. Wszyscy siedzieli uśmiechnięci. Teraz ich miny spoważniały. Głos przejął najmłodszy. 
- Nie posmutnieliśmy. Po prostu ostatnio dużo się dzieje. Dużo robimy, mało śpimy - na ułamek sekundy na jego twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu. - Jesteśmy trochę przemęczeni, ale to nic. Wyśpimy się, gdy umrzemy. Z nami wszystko w porządku, nie musicie się martwić. 
- Kochamy Was! - dorzuciła jeszcze Rydel. Przełknęłam ślinę. ,,Fani to najlepiej niech przestaną się wtrącać", pomyślałam.  Już miałam przełączać na następny kanał, kiedy usłyszałam, że R5 mają zaśpiewać nową piosenkę. Postanowiłam, że jej wysłucham. 
- Every morning after
I'm the same disaster
Everytime it's "Groundhog day".
Tell me, have you moved on?
Am I just a sad song 
playin' every night and day? - skończył Rocky. Zaraz po nim śpiewał Ross.
- Say, can
you read between the lines I'm singin'?
Threw away the only chance I had with you.
Maybe
you'll always be the one I'm missing,
All I've got left are the words that you said...:

'Stay with me tonight,
I want you to stay with me tonight.' - zachłysnęłam się powietrzem. Podniosłam się do pozycji siedzącej, otwierając szeroko oczy. Czy to by oznaczało, że usłyszał mój szept? Że usłyszał coś, czego nie słyszał nikt inny? Poczułam, jakby ktoś własnie wyrwał mi serce, które i tak od dawna nie biło, gdy zrobiono zbliżenie na jego twarz. Spojrzałam mu w oczy. W tę pustkę. To był najgorszy widok na całym świecie, kiedy patrząc w oczy najważniejszej osobie w Twoim życiu, nie widzisz...nic. Najgorsza była jednak świadomość tego, że jego oczy są takie przeze mnie. Że on jest zniszczony przeze mnie. Poczułam jak poczucie winy wypełnia mnie całą od środka. Czułam jakby spadł na mnie ogromny ciężar, którego nie potrafiłam udźwignąć. Nie mogłam oddychać. Utknęłam w tym miejscu. Utknęłam w dziś, czując, że nie potrafię już przenieść się do jutra. I pragnęłam zniknąć. Patrząc na niego...na nich, pragnęłam umrzeć, bo tylko na to zasługiwałam. Czułam, że w ten sposób przestałabym ranić wszystkich dokoła. Przez cały czas byłam kilka kroków od przepaści. Ross był tym, który mnie od niej odciągał, gdy się do niej zbliżałam. Jednak nie zawsze mógł mnie chronić, a ja nie zawsze mogłam unikać spadnięcia. I właśnie teraz Ross odszedł, a ja podeszłam zbyt blisko, spadając na sam dół, roztrzaskując się na miliony kawałeczków, których nikt nie był w stanie poskładać w całość. Bo nawet jeżeli ktoś by próbował, zawsze brakowało by jednego kawałka. Albo raczej pięciu kawałków, które zniszczyłam swoją beznadziejnością. Pięciu kawałków, które w tym momencie mnie nienawidziło i pragnęło, bym nigdy nie pojawiała się w ich życiu. Tak samo ja tego pragnęłam. Pragnęłam, by nigdy mnie nie poznali i nigdy nie musieli przechodzić przez to, przez co przechodzą teraz, przeze mnie. Odskoczyłam, kiedy nagle coś zasłoniło moje oczy. Uniosłam dłonie do oczu i wyczuwając na nich inne ręce, delikatnie je od siebie odchyliłam odwracając się do tyłu.
- J... - westchnęłam z ulgą, uśmiechając się delikatnie.
- Co tam? - zapytał, przeskakując oparcie od kanapy i siadając obok mnie.
- Okej, ale właśnie miałam iść pod prysznic. - mrugnęłam do niego, wstałam i poklepałam go po ramieniu.

 Stałam pod lodowatym strumieniem wody, z całych sił pragnąc zmyć z siebie poczucie winy. Nie chciałam cierpieć. Chciałam być szczęśliwa. Z moimi przyjaciółmi, moim chłopakiem. Ale była jedna przeszkoda. Nie miałam już przyjaciół. Ani chłopaka. Powoli zaczynałam trząść się z zimna. Mój podbródek drżał, a wszystkie mięśnie bolały tak, jakby ktoś wbijał w nie ostrza. Mimo wszystko nie chciałam jeszcze wychodzić. Nie chciałam, ale musiałam, bo zadzwonił dzwonek do drzwi, a chwile później słyszałam głos mojego brata, zapraszającego Matta do środka. Zakręciłam wodę i powoli wyszłam spod prysznica. Owinęłam się ręcznikiem i jak najszybciej wysuszyłam włosy. Później założyłam czarne getry i koszulkę z logiem R5. Dostałam ją od Rylanda na urodziny. Nie robiłam makijażu. Zeszłam na dół, gdzie zastałam J'a i Matta rozmawiających i śmiejących się z czegoś. Ucichli, gdy mnie zobaczyli. Odwrócili się w moją stronę, a mój przyjaciel posłał mi uśmiech. Automatycznie przygryzłam wargę, otulając się rękoma. Jeszcze było mi trochę chłodno.
- Przepraszam, że musiałeś czekać. - jęknęłam.
- Nie ma problemu, czekałem 10 minut. Poza tym masz super brata. - zaśmiał się i potargał brunetowi włosy, na co ten tylko się zaśmiał. - To co? Zabieramy to wszystko, tak? - wskazał na przedpokój, na którym stało trochę pudeł.
- No tak.
- Myślałem, że będzie tego więcej.
- Mówiłam, że nie mam wiele rzeczy. - rzuciłam, chwytając jedno z pudeł i przenosząc je do samochodu Matta. Włożyłam ciężki karton do bagażnika i kiedy odwróciłam się, aby iść po następny, wpadłam na przyjaciela, który właśnie miał zapakować kolejne pudło.
- Przepraszam! - westchnęłam, próbując powstrzymać się od śmiechu, gdy z całych sił próbował złapać paczkę, zanim spadnie. Ku mojemu zdumieniu udało mu się to.
- Spoko. - rzucił i zapakował pudełko na miejsce, wracając po następne. Tym razem braliśmy więcej rzeczy naraz i dzięki temu poszło nam szybciej. Kiedy wszystkie kartony były zapakowane, opadłam na miejsce pasażera, czekając, aż Matt zrobi to samo i odjedziemy.


- Dzięki za pomoc. - rzuciłam, kiedy podawałam mu szklankę wody.
- Nie ma za co. Dan, co z Tobą? - chwycił mnie za podbródek i zmusił, żebym na niego spojrzała.
- Nic. - uśmiechnęłam się sztucznie. Uniósł brwi, jak by chciał zapytać, czy mam Go za idiotę. Wciąż patrzył swoimi stalowoniebieskimi oczami w moje, jakby próbował wyczytać z nich, co się dzieje. Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, jednak szybko je zamknęłam, rozmyślając się. Oblizał wargi i powoli zbliżył swoje usta do moich. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze, a ja wspięłam się na palce i rozszerzyłam usta, pozwalając mu wsunąć język do środka. Nie wiem ile czasu minęło, ocknęłam się dopiero wtedy, gdy moja koszulka leżała już na podłodze, a on męczył się z zapięciem od mojego stanika. Westchnęłam odsuwając go od siebie. Mój oddech był nierówny, a on patrzył mi w oczy szukając odpowiedzi.
- Przepraszam Matt, ale ja nie chcę. - załkałam.
- Rozumiem. To ja przepraszam. - rzucił, a jego wzrok  z moich oczu wędrował coraz niżej. W końcu zatrzymał się na zawiązanej na moim nadgarstku bandamce.  Oblizał wargi i westchnął, odwracając się. Już zamykałam drzwi, kiedy nagle odwrócił się w moją stronę.
- Życie jest za krótkie, żeby się nad sobą użalać. Zajmij się życiem, albo zajmij się umieraniem. * - wskazał głową na mój nadgarstek i odszedł. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami.  Powoli osunęłam się na ziemię, nie mogąc powstrzymać płaczu. Chciałam, żeby to wszystko się skończyło. Chciałam, żeby najważniejsze osoby w moim życiu były przy mnie. Nie chciałam dłużej być samotna i nie chciałam dłużej za nimi tęsknić. Jednak w życiu nie można mieć wszystkiego. Zastanawia mnie tylko, dlaczego w życiu nie można mieć akurat tego, czego się pragnie. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ale nikt nie wspominał też, że to będzie takie piekło.


_____________________________
* Regina Brett ,,Bóg nigdy nie mruga".

wtorek, 7 lipca 2015

#37


                                                                                      2 komentarze = rodział



Obudziłam się niewypoczęta i z piekącymi oczami. Zmęczona wstałam od razu, zakładając na nogi papucie. Szybkie przeniesienie się do pozycji stojącej dało się we znaki i zaczęło mi się kręcić w głowie, a przed oczami miałam ciemność. Zaczęłam wymachiwać rękoma i mrugać oczami, chcąc wreszcie coś zobaczyć. Kiedy obraz powoli powracał moim oczom ukazał się rozbawiony J, który teraz wybuchł niepohamowanym śmiechem.
- Z czego się cieszysz? - rzuciłam, i pacnęłam go poduszką w głowę. Chłopak nabrał powietrza i przybrał przestraszony wyraz twarzy. Zaczął mrugać oczami i wymachiwać rękoma i wtedy zdałam sobie sprawę, że właśnie mnie naśladuje. Wywróciłam oczami, sama się śmiejąc. Jeżeli wyglądałam tak, jak własnie pokazał piętnastolatek, to nie dziwię się, że miał taki ubaw. Oboje leżeliśmy teraz na ziemi zwijając się ze śmiechu, kiedy w progu pokoju zauważyliśmy  ciocię  z uniesionymi brwiami, która przyglądała nam się uważnie. 
- Nie skomentuję tego. - wydukała i ruszyła dalej, znikając nam z oczu. Spojrzeliśmy z J'em na siebie i uśmiechnęliśmy się, powoli się uspakajając. 
- Dzięki. - powiedział nagle chłopak, a ja spojrzałam na niego pytająco. - No wiesz, że załatwiłaś te papiery i w ogóle. gdyby nie Ty, pewnie by ich nie podpisała. - uśmiechnął się. Nic nie mówiąc przytuliłam Go.


Po porannej toalecie i śniadaniu, zauważywszy ciocię siedzącą na kanapie, usiadłam obok niej, kierując wzrok w telewizor. Zmarszczyłam brwi, zauważając, że ogląda jakieś hiszpańskie telenowele. Westchnęłam i przeniosłam swój wzrok na nią.
- Ciociu, tak ostatnio myślałam nad wieloma sprawami i w ogóle... - zaczęłam, a ta przeniosła swój wzrok na mnie - myślę, że mogłabym....zamieszkać sama. - dodałam. Otworzyła usta i rozszerzyła oczy, jakby nie wiedząc co powiedzieć. Przełknęłam ślinę, spuszczając wzrok na moje palce, którymi własnie strzelałam. Wiedziałam, co chce pewnie powiedzieć i od razu poczułam się głupio. Jak mogłam o to pytać? Jestem tępa, płaczę o wszystko co się wydarzy, próbowałam popełnić samobójstwo już raz, a na dodatek widziała moje załamanie po zerwaniu z Rossem, więc kto wie czy taka psychopatka nie spróbuje zrobić tego po raz kolejny? Tak, jestem zbyt dziecinna, żeby mieszkać sama. Westchnęłam, powoli podnosząc się z kanapy i pociągając nosem. W milczeniu odwróciłam się na pięcie, aby wyjść z salonu i ruszyć do mojego pokoju.
- Danny. - zatrzymał mnie głos cioci. Po raz kolejny przełknęłam ślinę i zamrugałam kilka razy, aby łzy nie zbierały się w moich oczach. Wrażliwa? Nie, psychiczna dziewczyna, która płacze z najmniejszego powodu.
- Tak, ciociu? - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Jesteś pewna, że jesteś gotowa? - zapytała i uśmiechnęła się delikatnie. Przytaknęłam tylko, czekając, aż będzie kontynuować. - No dobrze, ale pieniądze? Skąd je weźmiesz?
 - Przechodziłam ostatnio koło kawiarni. Szukają kogoś. Może to nie będą duże pieniądze, ale zawsze coś. Starczy na czynsz i środki do życia. Jedzenie, proszek do prania i tak dalej. Po za tym zawsze mogę jeszcze gdzieś dorobić. Chcę się usamodzielnić...
- A masz już coś na oku?
- Nie, wolałam najpierw z Tobą o tym porozmawiać.
- To poszukaj czegoś, idź do tej kawiarni i... no wiesz... - otworzyłam szeroko oczy i po raz pierwszy od kilku tygodni zaczęłam skakać i piszczeć z radości. Przytuliłam Alex najmocniej jak potrafiłam.

Kiedy trochę się już ogarnęłam poszłam do kawiarni w samym centrum. Ruch był tam spory, wszystkie stoliki zajęte, a kolejka ciągła się aż do drzwi. I do tego wszystkiego jedna kelnerka - chyba już wiedziałam na jakiego stanowisko kogoś potrzebują.  Próbowałam się przepchnąć przez kolejkę, wyjaśniając ludziom, że niczego nie kupuję, ale oni jak zwykle patrzyli na mnie krzywo, pokrzykując, że oni też czekają już długo. Przewróciłam oczami, wzdychając i ustawiając się na samym końcu, mega długiej kolejki. Stojąc w kawiarni i czując zapachy tych wszystkich ciast zrobiłam się naprawdę głodna. Po jakimś czasie zaburczało mi w brzuchu, na co wszyscy kolejkowicze przenieśli na mnie swój wzrok.
-  To nie ja. - odparłam, czując jak zalewa mnie czerwień i łapiąc się za mój bolący brzuch. Po około pół godzinie wreszcie nadeszła moja kolej.
- Proszę? - zaczęła młoda blondynka, przykładając palce na klawisze kasy, aby zapisać moje zamówienie. Zastanawiałam się, dlaczego robi to tutaj, a nie w notesie, ale zdałam sobie sprawę, że już jedna kelnerka zajmuje się spisywaniem w zeszyciku.
- Właściwie to jestem zainteresowana pracą tutaj. - uśmiechnęłam się na ułamek sekundy.
- Savannah! - wykrzyknęła blondynka, odwracając się do tyłu i przyjmując zamówienie mężczyzny za mną.
- Co? - zapytała szczupła brunetka o niebieskich oczach, wyłaniając się zza zaplecza.
- Pani o pracę. - blondynka wskazała na mnie głową, nie podnosząc wzroku z kasy.  Nieśmiałym krokiem podeszłam do nijakiej Savannah, która z uśmiechem zaprowadziła mnie na zaplecze. Myślałam, że będzie gorzej, ale ona tylko zapytała mnie o moje doświadczenie, szkołę i tego typu sprawy, po czym po prostu... dostałam pracę?  Tak. Nie wierzę w to. Zacząć miałam od jutra. 20 $ za godzinę to cena okej. Zarabiam  160 $ za cały dzień, myślę, że na czynsz jakiegoś małego mieszkania wystarczy. Może nie będę żyła bardzo rozrzutnie, ale to tylko początek. Kiedy wróciłam do domu od razu zaczęłam szukać jakiegoś mieszkania. TANIEGO MIESZKANIA. Tak, to było najważniejsze. Po około dwóch godzinach znalazłam coś odpowiedniego.

Następnego dnia  o 8:00 musiałam zjawić się w kawiarni. Dostałam notes, ołówek i fartuszek. Ubrałam go i w sumie od razu zaczęli schodzić się klienci. Przez cały dzień ja i Callie, którą zdążyłam poznać, zbierałyśmy zamówienia. Ani chwili przerwy, nie było nawet czasu pomyśleć. Ale nie przeszkadzało mi to. Wcale nie było ciężko, miałam tylko zapisywać na kartkach czego chcą ludzie. O 16:00 od razu z pracy przyjechał po mnie Matt. Przytuliłam Go na powitanie i wgramoliłam się na miejsce pasażera. Chłopak podwiózł mnie na miejsce, gdzie miałam spotkać się z agentem nieruchomości. Zauważając mężczyznę w garniturze i ze skórzaną walizeczką w prawej ręce, odwróciłam się w stronę Matta.
- To on. - wskazałam na mężczyznę ruchem głowy. - Chcesz wejść ze mną? - zapytałam, mając nadzieję, że się zgodzi. Szatyn uśmiechnął się, wysiadając z samochodu. Ja również wysiadłam, a Matt po zamknięciu samochodu dołączył do mnie i mężczyzny, który uścisnął nam obu dłonie przedstawiając się jako Liam Whitlock. Następnie zaprowadził nas na pierwsze piętro otwierając drzwi z numerem 5. Uśmiechnęłam się delikatnie do Matta, który odwzajemnił uśmiech. Liam otworzył drzwi i pozwolił nam wejść pierwszym. Naszym oczom ukazał się mały przedpokoik i na lewo - jeden pokój ze ścianami pomalowanymi na biało z elementami zielonego. W rogu stał ciemny, brązowy narożnik z zielonymi poduszkami. Przed narożnikiem stał mały, biały kwadratowy stolik, a na przeciwnej do łóżka ścianie wisiał telewizor. Nad narożnikiem natomiast wisiał obraz białych tulipanów. Na jednej ścianie były jeszcze ustawione dwie, białe komody. Następny pokój był mniejszy, ale równie przytulny. Ściany były fioletowe, a pod jedną z nich stało jednoosobowe łóżko z pościelą o  tym samym odcieniu fioletu co ściany. Obok łóżka stało małe, białe, drewniane biurko, a pod przeciwną ścianą stała spora, także biała, szafa.  Wróciliśmy na przedpokój i tym razem skręciliśmy w lewo, do kuchni. Ściany tam były żółte, podobnie jak meble. Zmywarka i piekarnik były w tym samym odcieniu koloru srebrnego. Łazienka była bardzo mała. Zmieścił się tam tylko prysznic, umywalka i pralka. Nad umywalką wisiała jeszcze mała szafka z lustrem. Whitlock zostawił nas na chwilę samych. Spojrzałam pytająco na Matta, a ten z szerokim uśmiechem pokiwał tyko głową, dając mi do zrozumienia, że powinnam brać to mieszkanie. Nie było duże, ale większe nie było mi potrzebne. Po za tym było bardzo ładne i przytulne, nowoczesne. W dodatku cena była naprawdę niska. Idealne pierwsze mieszkanie. Razem z Mattem odnaleźliśmy Liama w salonie, a następnie zapłaciłam mu pieniędzmi, na tę chwilę pożyczonymi jeszcze od cioci. Za pierwszą wypłatę miałam jej oddać. Whitlock wręczył mi klucze, uścisnął nam dłonie i wyszedł z mieszkania, zostawiając nas samych. Uśmiechnęłam się do Matta opadając na kanapę, a szatyn upadł zaraz obok mnie.
- To co? Jesteś już spakowana? - zapytał, patrząc w wyłączony telewizor.
- Jeszcze nie, ale nie mam tego wiele. - zaśmiałam się. Wiedziałam, że jak najszybciej muszę spakować wszystkie rzeczy i załatwić sobie kogoś, kto je przewiezie. Oboje wstaliśmy leniwie z kanapy i chłopak podwiózł mnie pod dom i pojechał do swojego. Chciałam już dziś zacząć coś pakować, ale opadałam z sił i od razu zasnęłam.







dobra, wiem, nie było rozdziału miesiąc, a na dodatek ten nie jest w ogóle dobry, długi, ani nic, ale niestety taki brak weny mam ;-;