piątek, 28 listopada 2014

#23

Rano obudziłem się z głową Rydel na moim torsie. Blondynka była we mnie wtulona jak w swojego chłopaka i pewnie gdyby wszedł do nas do pokoju ktoś obcy, pomyślałby, że jesteśmy razem. Zacząłem sobie przypominać co działo się w nocy. Siedziałem wtulony w siostrę na podłodze i płakałem. Rzadko zdarzało mi się płakać, a jeśli już to na serio musiało mnie coś zaboleć. Ale psychicznie, bo nigdy nie płakałem z bólu fizycznego. Rydel próbowała mnie uspokoić i w końcu jej się udało. Usiedliśmy na łóżku i rozmawialiśmy. Zwierzałem jej się, a ona próbowała zrozumieć co czuję. Po rozmowach z siostrą zawsze było mi lżej na duchu. Była moim osobistym psychologiem.
Potem Rydel położyła się na łóżku, nadal mnie słuchając, aż  w końcu usnęła, więc i ja się położyłem.
-Więc to się stało w nocy. - szepnąłem do siebie.
Wstałem  z łóżka i pocałowałem siostrę w czubek głowy.
- Dziękuję za wszystko.-szepnąłem w sumie do siebie, bo przecież Rydel spała i nie słyszała.
Zszedłem  na dół, gdzie cała rodzinka jadła już śniadanie. Podszedłem do lodówki i wyjąłem sok pomarańczowy.
- Ross! Wreszcie wstałeś! Jest 11:00,  o której Ty poszedłeś spać? -zapytał Rocky, który jako pierwszy mnie zauważył.
- O 3:00. - rzuciłem bez uczuć. Odłożyłem karton soku do lodówki, chwyciłem szklankę pełną napoju i usiadłem na kanapie.
- Bro, co jest? -zapytał Riker przysiadając obok mnie.
- Nic. Idź jeść śniadanie.
-Pewnie pokłócił się z Danny.-krzyknął Ryland i zabrał się za jedzenie kolejnego naleśnika. Mój braciszek zawsze wiedział kiedy się odezwać i zawsze wybierał najmniej odpowiedni moment!
- Zamknij się RyRy! -Rocky pacnął Ryland'a w tył głowy.
- Rocky, zostaw Go! I używaj odpowiednich słów! -tata zwrócił mu uwagę.
- A Ty Riker chodź do stołu! -dodała jeszcze mama. Właśnie! Mama! Zapomniałem o tym, co jej wczoraj powiedziałem.
- To prawda, co mówi Ry? Pokłóciliście się? -próbował dowiedzieć się blondyn.
- Zerwaliśmy.  -rzuciłem. Wszyscy to usłyszeli, bo cała rodzina ucichła i patrzyła to na mnie, to na siebie nawzajem. I nastała ta niezręczna cisza, kiedy nikt nie wie co powiedzieć. Wstałem z kanapy i wyszedłem z salonu. Wszedłem do pokoju. Rydel już nie spała.
- O, Ross. Wiesz która godzina? -zapytała zaspana.
- Podobno 11:00. - zaśmiałem się.
- I jak tam? Lepiej już? - zmieniła temat.
- Nic nie jest lepiej, Delly. Odkąd wyjechała, planowałem co kupić jej na święta. Planowałem, że święta spędzimy razem, więc przy mnie wyciągnie ten prezent spod choinki. Że podzielimy się opłatkiem i złożymy sobie życzenia ,,i żebyśmy już zawsze byli razem", a Rocky i Ryland nadadzą tej śmiesznej atmosfery. Wiesz, jak to oni. - uśmiechnąłem się na chwile. -Wydaje się romantyczne, ale nie o to mi chodzi. Ja tylko chciałem spędzić z nią moje ulubione święta. Moje urodziny i sylwestra, żeby wspaniale zacząć nowy rok. A teraz wszystko poszło się...walić. - przeczesałem ręką włosy.
- Będzie dobrze, Rossy. Jeszcze się zejdziecie. - przytuliła mnie i wyszła z pokoju. Ja wziąłem z szafki ubrania i poszedłem pod prysznic.


I tak już kolejny strumień wody spływał po moim ciele, a ja nie wiedziałem co robić. Myślałem jak naprawić mój związek z Danny. I nic nie wymyśliłem. Zakręciłem wodę i wyszedłem spod prysznica. Ubrałem się w to co przyszykowałem, umyłem zęby i przeczesałem na szybko włosy. Poszedłem do kuchni, gdzie mama zmywała po śniadaniu.
- Mamo, przepraszam Cię za wczoraj. - wydukałem.
- Nie jestem zła. - rzuciła mi promienny uśmiech.
- Całe szczęście. -również się uśmiechnąłem. Wtedy rozległ się dzwonek do drzwi. Pobiegłem otworzyć.
- Victoria? A co Ty tutaj robisz?-zapytałem nieźle zdziwiony.
- No bo wczoraj jak mnie odprowadzałeś to dałeś mi swoją bluzę, bo było mi zimno,  ja zapomniałam Ci ją oddać. Więc oddaję teraz. Przepraszam, że Cię nachodzę. -podała mi bluzę i odwróciła się, żeby iść.
- Poczekaj! -krzyknąłem za nią.
- Co?
- Może chcesz gdzieś wyskoczyć?
- Jasne! -uśmiechnęła się. Chwyciłem za kurtkę i wyszedłem z domu.
- To gdzie idziemy? - zapytała.
- Może do Ciebie. -uniosłem dwukrotnie brwi i oboje wybuchnęliśmy śmiechem. - Tak serio to nie mam pojęcia. Może na gorącą czekoladę? Jest zimno!
- Może być.
Zaszliśmy do kawiarni, która była całkowicie pusta. Zajęliśmy stolik i zaraz pojawiła się koło nas kobieta w czerwonym fartuszku i notesikiem na zamówienia.
-Widzę tutaj zakochaną parkę!- rzuciła od razu.
-Tak właściwie to my nie...
-Tak, tak, jesteśmy razem.-przerwałem Victorii, która zerkała na mnie zmieszana.
- To może gofry? - zaproponowała kelnerka.
- Właściwie to chcieliśmy gorącą czekoladę, ale...
- To nie ma znaczenia! Gofry na koszt firmy! - mówiła podekscytowana. Dziwna kobieta...
Za chwile zniknęła bez  słowa za ladą.
- Co to miało być? Jak to ,,jesteśmy razem" , czemu kłamałeś?-wypytywała blondynka.
- Dla zabawy. - rzuciłem. Sam nie wiem czemu tak powiedziałem. Za chwilę kelnerka przyniosła nam czekoladę w słodkich, świątecznych kubkach i gofry w kształcie serca oblane miodem. Przesłodzone! Napiłem się łyka czekolady, kiedy do kawiarni weszło dwóch chłopaków i usiadło obok naszego stołu. Co chwile patrzyli się na Victorię i posyłali jej słodkie uśmiechy. Wkurzało mnie to! Nie wiem dlaczego! Nie byłem zazdrosny, na pewno!
- Ej Ty odwal się od niej! - wstałem od stolika i podszedłem do chłopaków. Oboje unieśli ręce w geście obrony.
- O co Ci chodzi?-zapytał jeden z nich.
- Myślisz, że nie widzę?! Czy ja mam na czole wypisane ,,debil"?!
- Ross! - Victoria pociągnęła mnie za rękaw. -  Chodźmy stąd!- rzuciłem pieniądze za zamówienie na stolik i wyszedłem ciągnięty za rękę przez Vic.
-Co to było? Najpierw kłamiesz kelnerce, że jesteśmy razem, a potem rzucasz się na niewinnych chłopaków!
- No przepraszam, przepraszam! Naprawdę nie wiem dlaczego to zrobiłem!
- Czekaj, czy Ty jesteś zazdrosny? - zapytała bardziej opanowana.
- Ja? Zazdrosny? Nie, no! Co Ty! Pfff! Tak.
- Ale o co? Znamy się jakieś dwa tygodnie, a widzieliśmy się trzy razy. O co możesz być zazdrosny?
- Nie wiem...czuję przy Tobie coś dziwnego, nawet jeśli się praktycznie nie znamy...znaczy nie jestem zakochany, to na 100%
- O czym Ty znów do mnie mówisz?
- Dobra, nie ważne. Muszę iść, pa. - pożegnałem się i już miałem odejść, kiedy złapała mnie za rękę. - Ross, wytłumacz mi to! - prosiła.
- Ale nie umiem.
- Co Ty tak właściwie do mnie czujesz? Czego ode mnie oczekujesz? - wypytywała. No przecież mówię, że nie wiem.
- Vic...wczoraj zerwała ze mną dziewczyna, naprawdę nie myślę. - wytrzeszczyła szeroko oczy.
- M..m..miałeś dziewczynę? - zapytała łamiącym głosem.
- MIAŁEM.
- Przecież gdybym wiedziała to nigdy bym się z Tobą nie spotykała na tych kręglach i w ogóle! Dlaczego mi nie powiedziałeś?!
- Przestań, spotykaliśmy się jako przyjaciele, to nie miało nic do rzeczy!
- Miałam prawo wiedzieć! - krzyczała przez łzy. To nie były łzy smutku, lecz złości. Już nie jeden raz zauważyłem, że kiedy się wściekała prawie płakała. Danny płakała tylko jak była smutna.
Podszedłem do Victorii i przytuliłem ją. Chwile się do mnie przytulała, ale za chwilę odepchnęła mnie i poszła w przeciwną stronę bez słowa.
      Równie wściekły jak ona wróciłem do domu. Usiadłem na kanapie w salonie i włączyłem telewizję. Skakałem chwilę po kanałach, aż w końcu trafiłem na wiadomości. Nienawidziłem ich, więc już miałem przełączać, kiedy usłyszałem:
,,Z ostatniej chwili, Ross Lynch...." . Pogłośniłem trochę i wsłuchiwałem się.

- ,,Przed chwilą zauważono Ross'a Lynch'a obściskującego się z jakąś dziewczyną! Czy to jego nowa partnerka? Czy zakończył związek z Danny Honses?"
- Cholera. -szepnąłem do siebie. Na dodatek w prawym górnym rogu zdjęcie moje i Victorii jak się przytulamy. A jeśli Danny to ogląda? Znienawidzi mnie! Pomyśli, że już znalazłem sobie pocieszenie. Chwyciłem za telefon i wystukałem numer do Riker'a. Po trzech sygnałach w końcu ktoś odebrał.
- Riker? Oglądasz wiadomości? Gdzie jesteś?!
- U kolegi. Oglądam, stary co Ty odwaliłeś?! Co to za laska?
- To moja koleżanka, Riker co ja mam robić? Za chwile to się rozejdzie wszędzie, rozumiesz? Wezmą ją za moją dziewczynę i  nie pozbędziemy się plotek!
- Co Ty nie powiesz! Już wiele razy oskarżano Cię o romanse. Z Laurą, z Maią i Bell'ą tylko, że ze wszystkimi coś nagrywałeś. Odkręć to jakoś. Wymyśl plotkę, że to jakaś fanka czy coś.
- Żartujesz sobie? Jesteś głupi, Riker. Dobra, nie mam dziś siły myśleć, jutro coś wymyślę, cześć. - rozłączyłem się.
Mimo, że była dopiero 19:00 położyłem się spać. Długo nie mogłem usnąć i kręciłem się z boku na bok, myśląc o Danny, Victorii i o wszystkim. Jeszcze bardziej przerażało mnie to, że jest piątek wieczór i całe moje rodzeństwo wyszło się gdzieś rozluźnić, a ja siedziałem w domu. To było do mnie niepodobne.

- Proszę. Teraz odkręć to ze wszystkich sklepów! -obudził mnie głos Riker'a, oraz uderzenie czymś w twarz. To ,,coś" to była gazeta. Podniosłem ją z twarzy i spojrzałem na okładkę, na której było to samo zdjęcie, co wczoraj w wiadomościach.
- Mam to w dupie. Niech się w końcu przestaną wtrącać w moje życie! - rzuciłem gazetę na podłogę i położyłem się na brzuchu, chowając twarz w poduszce.
- Ross! Co się z Tobą dzieje? Rozumiem, że Danny Cię rzuciła, ale nagle nic Cię nie interesuje! Zrób coś!  - brat krzyczy na mnie, ale nie reaguję, więc ściąga ze mnie kołdrę.
- No dobra, dobra - krzyknąłem i wstałem z łóżka. Wziąłem potrzebne rzeczy, poszedłem po prysznic. Kiedy wyszedłem spod prysznica zjadłem jakieś śniadanie.
- Riker, to co mam zrobić? -bezradnie zapytałem brata.
- Najlepiej to cofnąć czas i jej nie przytulać.
- Bo co?! Jestem człowiekiem! Czy przez to, że jestem bardziej rozpoznawalny nie mogę nic robić? Mam tego dość. Gdzie się nie ruszę, wszędzie zdjęcia, za niedługo będą mnie w kiblu podglądać!
- Wiem, to wkurzające. - Riker poklepał mnie po plecach.


-----------------------------
tak wiem, nudny, ale nie mam weny, potem będą lepsze.
2 komentarze=rozdział.

sobota, 8 listopada 2014

#22

- O matko! To Ross Lynch!-krzyknął ktoś na końcu, gdy wszedłem do sali. Dyrektor tak się cieszył, że od razu dostałem potrzebne informacje i mogłem ruszać do grupy.
-Tak, to Ross Lynch!-zaśmiałem się. - Więc widzę, że już mnie znacie, chyba, że nie, to jestem Ross Lynch! No i będę Waszym tymczasowym trenerem. Na początek, zanim omówmy szczegóły, chciałbym Was wszystkich poznać. -uśmiechnąłem się-więc zróbmy kółeczko i każdy się przedstawi  i powie co lubi.
Jak powiedziałem tak zrobiliśmy i tak powoli poznawałem całą grupę.
-Jestem Vanessa i kocham taniec i zespół R5.-spojrzałem na dziewczynę.
-Vanessa? A czy ja Cię nie znam?-przerwałem reszcie grupy.
-Nie, chyba nie. Możesz mnie pamiętać z koncertu...
-A no tak! To niesamowite, teraz będziemy razem pracować...i będę mógł sprawdzać, czy dotrzymujesz obietnicy...-uśmiechnąłem się.
-Tak.-wyszeptała i lekko się uśmiechnęła.

Kiedy przedstawiła mi się cała grupa powiedziałem im o moich zamiarach co do treningów i w ogóle. Potem wszyscy rozeszli się do domów. Ja zostałem na sali i zebrałem moje rzeczy.
-Hej Ross-blondynka podeszła do mnie od tyłu.
-O, hej! A Ty jesteś...?
-Victoria.
-Przepraszam, ciągle jeszcze mi się mylicie.
-To zrozumiałe, widzimy  się pierwszy raz.-uśmiechnęła się.
-Tak...-odwzajemniłem uśmiech.-Dlaczego zostałaś?
-A...chciałam z Tobą chwilę porozmawiać.
-A o czym?
-Tak po prostu. Bardzo Cię lubię i...tak jakoś.-zmierzyłem ją wzrokiem.-przepraszam, wiem, to głupie.-zarumieniła się. Była urocza.
-Nie, to nie głupie. Właściwie to nie mam planów na dziś. A Ty masz jakieś?
-Nie...-uśmiechnęła się szerzej niż przed chwilą.
-To może gdzieś wyskoczymy?-zaproponowałem.
-Jasne!
-To o..-zerknąłem na zegarek. Już 13?!-Może o 15:00?
-Okej, a gdzie?
-Tu, przed studiem.
-Dobra.-wyszedłem. Pojechałem do domu. Od razu ruszyłem do mojego pokoju i zacząłem wybierać jakieś ubrania. W progu mojego pokoju stanęła Rydel.
-Delly, nie teraz.-rzuciłem do siostry i wyjąłem z szafki jakąś niebieską bluzkę.
-Gdzie się tak szykujesz, co?-zignorowała to co powiedziałem. Przewróciłem oczami.
-Nigdy nie odpuszczasz, co?
-Nie.-rzuciła się na moje łóżko.-Więc...?
-Idę z koleżanką gdzieś na miasto.
-Z koleżanką?! Przypominam Ci, że masz dziewczynę.-Coś w środku mnie zabolało. Na chwilę przerwałem grzebanie w szafie. Poczułem, że jakby zaszkliły mi się oczy. Mrugnąłem kilka razy i zamknąłem szafkę, wyjąwszy wreszcie jakieś odpowiednie ciuchy.
-Nie mam.-warknąłem.-A po za tym to nie Twoja sprawa!-wyszedłem z pokoju i ruszyłem do łazienki się przebrać. Czy moja siostra musi odbierać wszystko jak randki? Tak, kocham Danny, ale to chyba nie znaczy, że nie mogę spotykać się z  nikim, tym bardziej, że teoretycznie NIE JEST moją dziewczyną, nawet nie odbiera ode mnie telefonów i nie odpisuje mi na SMS-y.
Ubrałem się w to, co przygotowałem. Potem psiknąłem na siebie trochę perfum, ułożyłem włosy i wyszedłem. Napisałem jeszcze SMSa, do Danny, ale kiedy znów nie odpisała, rzuciłem telefon na biurko i wyszedłem z domu.

Znalazłem się przed studiem tańca, gdzie czekała już podekscytowana Victoria.
-Hej!-rzuciła mi się na szyję. Odwzajemniłem uścisk.
-Hej.-odpowiedziałem.-to gdzie idziemy?
-Nie wiem, w  sumie nie myślałam nad tym. Może po prostu idźmy przed siebie?-przypomniała mi się Danny i to jak znaleźliśmy w ten sposób jakąś łąkę. Mój Boże, czy wszystko musi mi o niej przypominać? I czy to musi tak strasznie boleć?!
-Nie, to bez sensu. Lubisz kręgle?-odpowiedziałem w końcu.
-To trochę głupie, ale..ja nigdy nie grałam.-przyznała.
-To nie problem, mogę Cię nauczyć!-zaproponowałem i poszliśmy do kręgielni.

Wzięliśmy buty do kręgli i założyliśmy je. Pierwszy byłem ja. Zbiłem wszystkie kręgle.
-Już widzę, że nie mam szans.-zaśmiała się blondynka.
-To nie takie trudne! Weź kulę.-wybrała żółtą kulę. Mój ulubiony kolor.-Okej i teraz zobacz.-objąłem ją od tyłu i złapałem ją za rękę.-musisz się pochylić i wycelować,  a potem...-pchnąłem kulę. Również wywróciły się wszystkie kręgle.
-Widzisz?-spojrzałem na dziewczynę, która teraz była zarumieniona.
-Wydawało mi się to trudniejsze.-zaśmiała się.
-A w ogóle to ile masz lat?-zapytałem znikąd.
-Jak Ci powiem to przestaniesz się ze mną zadawać.
-No przestań! Masz 50 lat?
-Nie, ale 15.-zamilkłem. To było trochę dziwne, bo ja za miesiąc będę miał 19, ale potem zdałem sobie sprawę, że jej wiek mi nie przeszkadza. Danny ma 17, ale to i tak lepiej niż 15.
-Nie przeszkadza mi to.-usiedliśmy przy stoliku. Było w tej dziewczynie coś takiego, co bardzo mnie do niej ciągnęło. Była ładna i urocza.

Po kręglach poszliśmy na pizzę. I dowiedziałem się tam o niej wielu rzeczy. Np. że kocha surfować, tak jak ja, a jej marzeniem jest pocałunek w deszczu.

Wróciłem do domu. W salonie czekała już na mnie wściekła mama.
-Wiesz która godzina?-spytała od razu, kiedy wszedłem do domu.
-23.00.-rzuciłem.
-Miałeś być o 20:00!
-Mam 18 lat! Za miesiąc 19! Nie będziesz mi ustalała o której godzinie mam wracać do domu!  Po za tym 20:00?! Już Ryland ma więcej czasu ode mnie, a jest młodszy!
-Zmień ton!
-Ty zmień! I zmień mi najlepiej godzinę powrotu do domu na nieograniczoną! Od dzisiaj wracam o której chcę!-krzyknąłem i pobiegłem do swojego pokoju. Czułem, że naprawdę przesadziłem, ale no o 20:00? Tym bardziej, że wcale nic nie ustalaliśmy. Moja mama chyba myśli, że mam 14 lat. Chociaż Victoria ma 15,  a ma czas do 23.00. Właśnie dlatego wróciłem dopiero teraz.
Położyłem się do łóżka, kiedy zadzwonił mój telefon. Leniwie podniosłem się i chwyciłem za słuchawkę.
-Victoria?-zapytałem od razu. Moje przeczucie mnie pomyliło.
-Jaka Victoria?-poznałem ten głos.
-Danny?! Wreszcie się odzywasz, od jakiś dwóch tygodni! No i jak tam?-pytałem podekscytowany.
-Wiesz co...ja chciałam Ci tylko powiedzieć, ze musimy zerwać..
-Słucham?-czułem jak łamie mi się głos.-Jak to...zerwać, dlaczego?!
-No po prostu Ross, dużo myślałam. Przepraszam Cię.-rozłączyła się. Spojrzałem na telefon. Jak mogła ze mną zerwać.
-Cholera.-szepnąłem.-CHOLERA JASNA!-wydarłem się na cały dom i rzuciłem telefonem o ścianę. Ruszyłem w stronę biurka, ale zahaczyłem nogą o gitarę. Kopnąłem ją z całej siły. Rozbrzmiał krótki dźwięk strun. Minęło 10 sekund, jak Rydel stanęła w progu mojego pokoju. Siedziałem na podłodze i prawie płakałem.
-Co się stało?!-przerażona usiadła koło mnie. Przy niej zawsze się uspakajałem.
-Nic, księżniczko.-próbowałem mówić w miarę wiarygodnie, ale głos mi się łamał. Łzy spływały po moich policzkach. Rydel bez słowa przytuliła mnie.
-Danny ze mną zerwała.-wyszeptałem. Nie odezwała się. Przytuliła mnie jeszcze mocniej. Na tyle mocno, że czułem już wyraźnie zapach jej słodkich perfum, a kosmyki jej blond włosów łaskotały mnie po twarzy.
-Ross...
-Nie mów nic.-przerwałem jej.-Nic nie mów. Po prostu przy mnie bądź.





No hej :) Pisałam ten rozdział tydzień, a i tak nie należy do najlepszych. Nie wiem co się ostatnio ze mną dzieje, że tak słabo piszę. Znaczy, zawsze słabo pisałam, ale nigdy nie AŻ tak słabo. Przepraszam za to ;/

A w ogóle Riker ma dziś urodzinki, więc życzmy mu wszystkiegoooo najlepszego. Kochamy Cię, Riker <3