niedziela, 15 listopada 2015

#45

   Ross siedział na kanapie, a Rocky na podłodze i oboje grali w jakąś grę. Ja leżałam z głową na kolanach mojego chłopaka przeglądając internet. Ostatnio dostawałam sporo miłych wiadomości od fanów R5. Po tak długim czasie obrażających mnie tekstów podchodzę do tego z dystansem, Ross mnie tego nauczył. On też dostawał takie wiadomości jak ja i się tym nie przejmował. Zrozumiałam, że ja też nie mogę.
   Leżałam, czytając te wiadomości, kiedy stało się coś okropnego. Ross, ucieszony swoją wygraną w grze całkiem zapomniał, że ciągle leżę na jego kolanach. Wstał, krzycząc ,,wygrałem!", a ja tymczasem sturlałam się na podłogę, a stolik stojący obok kanapy wywrócił się prosto na mnie. Nagle bracia Lynch ucichli i słychać było tylko dźwięki z ich gry. Ross wreszcie schylił się i pomógł mi zdjąć ze mnie stolik, oraz podał mi rękę, abym wstała.
- Przepraszam, kochanie, nic Ci nie jest? - zapytał i mimo, że widziałam jak mu głupio, zobaczyłam też z jakim trudem powstrzymuje śmiech. Spojrzałam na Rocky'ego, który tylko zaciskał wargi, żeby nie wybuchnąć. No i nie ukrywam, mnie też cała ta sytuacja śmieszyła. Pewnie gdyby ktoś to nagrał i zobaczyłabym to teraz jeszcze raz to nie mogłabym wytrzymać ze śmiechu, mimo wszystko cieszyłam się, że jednak nikt tego nie kamerował. Nie byłam zła na Lyncha, ale postanowiłam trochę z niego pożartować i nie odzywając się wyszłam z busa. Do moich uszu dobiegł śmiech chłopaków z środka i sama uśmiechnęłam się pod nosem. Rozejrzałam się dokoła i takie pustkowie przy naszym busie było czymś niemożliwym. Riker i Savannah byli w kinie, Rydellington w jakiejś restauracji, gdyż świętowali swoje zaręczyny. Sama nie wiem, gdzie zniknął Ryland. Mark i Stormie byli już w studio, w którym dziś miał się odbyć wywiad, aby sprawdzić wszystko, co jest im potrzebne. Wiem, że R5 dziś dają wywiad w jakimś programie telewizyjnym, ale nie wiem w jakim.
- Skarbie? Jesteś zła na mnie? Wiesz, że nie chciałem. - odwróciłam się w stronę Rossa i uśmiechnęłam delikatnie, zamykając oczy, kiedy przyłożył swoje gorące wargi do mojego zimnego czoła.
- Nie. - westchnęłam. - Idę na miasto się przejść zanim pojedziemy na ten wywiad, dobrze?
- Chcesz, żebym poszedł z Tobą?
- Jeżeli chcesz. A wiem, że nie chcesz, bo masz ochotę pograć.
- To znaczy...no wiesz...ostatnio nie mam czasu na granie i...
- W porządku. - przerwałam mu. - Nie jestem zła. Za godzinę będę, bo jedziemy na ten wywiad, tak? A później się przebieramy i idziemy na imprezę! - przytaknął i pocałował mnie, a ja odwróciłam się na pięcie. Ruszyłam w kierunku miasta.
Na dworze było jednak tak zimno, że postanowiłam wrócić. Kiedy znów byłam w busie, chłopcy już nie grali, bo wszyscy wrócili i szykowali się na wywiad oraz swoje przebrania, które założą zaraz potem. Ja swoje miałam już przygotowane, więc siedziałam na kanapie obserwując jak wszyscy, zabiegani próbują zapiąć wszystko na ostatni guzik.
 Po zakończonym wywiadzie, w którym Ross oznajmił, że ma dziewczynę, którą bardzo kocha, Riker również przyznał się, że kogoś ma, Ell i Rydel potwierdzili swój związek i to, że są zaręczeni,a Rocky wcinał w każde zdanie jakiś zabawny tekst, wszyscy wróciliśmy do busa. Podeszłam do łóżka mojego i Rossa, na którym wcześniej ułożyłam moje przebranie i ruszyłam z nim do - jeszcze - wolnej łazienki. Wparowałam do niej jak najszybciej i zrzuciłam z siebie ubrania. Wzięłam bardzo szybki prysznic i założyłam moją białą sukienkę na ramiączkach i chwilę później dołożyłam skrzydła. Zrobiłam bardo delikatny makijaż i gdzieniegdzie nałożyłam trochę sztucznej krwi. Nie używałam perfum, bo sama czułam na sobie mocny zapach wiśniowego żelu pod prysznic, którego użyłam, więc nie chciałam mieszać zapachów. Wyszłam z łazienki i włożyłam swoje poprzednie ubrania do reklamówki z brudami, żeby jutro w pralni je wyprać. Ross siedział już ubrany, więc musiał się przebrać tutaj i zostało mu tylko nałożyć sztuczną krew. Rydellington gdzieś zniknęli, więc pewnie się przygotowywali gdzie indziej. Riker też był już przebrany u tylko Savannah musiała teraz skorzystać z łazienki, żeby się przygotować.
- Chciałbym być bardzo nierzeczny, ale Romeo i Julia tac nie byli. - usłyszałam szept i poczułam ciepłe powietrze na swoim karku. Moje plecy automatycznie wygięły się w łuk, a głowa odchylała się tak, aby stworzyć Lynchowi jak najlepszy dostęp do mojej szyi, na której zostawiał mokre pocałunki.
- Ross. - jęknęłam, odpychając go lekko od siebie.
- Mamy jeszcze trochę czasu. Wystarczająco, żeby...
- Nie! - roześmiałam się i odwróciłam przodem do niego. Poprawiłam mu koszulę, chociaż już przed chwilą leżała idealnie. Wspięłam się na palce i musnęłam jego wargi, po czym splotłam nasze ręce i wyszliśmy przed bus. Rydel, przebrana za Daenerys oraz Ell - jej smok, stali tam przytuleni do siebie. Rocky stał niedaleko nich, robiąc coś na swoim telefonie.
- No wreszcie! Ileż można czekać? Gdzie ten idiota i Sav? - zapytała Delly, odsuwając delikatnie Ellingtona od siebie.
- Riker był już przebrany, a Savannah miała się przygotować, więc pewnie zaraz przyjdą. - uśmiechnęłam się. Po dziesięciu minutach para zakochanych wreszcie wyszła z busa. Z Rylandem mieliśmy się spotkać na miejscu.
  Wchodząc do klubu od razu ogłuszyła mnie głośna muzyka, ale po kilku chwilach przyzwyczaiłam się do niej. W środku wszyscy, a raczej wszystkie pary, się rozeszły. My z Rossem podeszliśmy do baru i Lynch zamówił jakiś alkohol. Ja tymczasem dostrzegłam Rocky'ego z jakąś blondynką, którzy rozmawiali z ,,wampirem Rylandem". Szturchnęłam Rossa pokazując mu, że już wiemy gdzie jest najmłodszy z Lynchów, na co ten tylko przytaknął i podał mi drinka. Opróżniliśmy swoje szklanki i poszliśmy tańczyć. Ross przyłożył mi nagle do czoła swój sztuczny pistolet, na co ja zrobiłam to samo z moim, unosząc brwi.
- Chciałem Cię przestraszyć. - mruknął, udając zawiedzionego.
- Nie wyszło Ci. - roześmiałam się i pociągnęłam go pod ścianę, żeby odpocząć. Byłam już kompletnie wykończona, a wszystkie kanapy i stoliki byli zajęte. Oparłam się o ścianę, a Ross szybko znalazł się naprzeciwko mnie, obsypując moją szyję pocałunkami. Uniosłam obie nogi i powoli oplotłam go nimi w pasie. Po jakimś czasie, gdy Ross coraz zachłanniej całował moją szyję zaczęłam cicho pojękiwać i zrozumiałam, że musimy skończyć.
- Ross, nie dam rady. Nie teraz. - mruknęłam mu do ucha, delikatnie przygryzając jego płatek.
- Ale dlaczego? - jęknął niezadowolony.
- Rozejrzyj się i zobacz ile tu jest ludzi. - uśmiechnęłam się, a on przewrócił oczami.
- Tylko o ludzi Ci chodzi? - zapytał i odciągnął mnie od ściany. Ciągle nie stawiając mnie na ziemię ruszył przed siebie. Znaleźliśmy się w łazience, a on nie przestawał mnie całować. Kopnął drzwi jednej z kabin, a te otworzyły się. Wślizgnęliśmy się do środka i Ross jedną ręką zamknął drzwi. Znów oparł mnie o ścianę, a moje plecy się wygięły przy spotkaniu z lodowatą powierzchnią. Krzyknęłam zszokowana, kiedy poczułam go w sobie, bo nawet  nie wiedziałam, kiedy zdjął moją bieliznę. Sukienkę wciąż miałam na sobie. Kiedy już przyzwyczaiłam się do jego gwałtownych ruchów we mnie, objęłam jego szyję i wydobywałam z siebie głośne jęki.
- Kocham Cię, Ross. - jęknęłam, szczytując. Kiedy nadeszło jego spełnienie przycisnął usta do moich, a gdy się od siebie oderwaliśmy szepnął:
- Ja Ciebie też...Julia. - roześmialiśmy się.
- Nie wiem, czy możemy być Romeo i Julią...oni byli grzeczni. - mruknęłam, uśmiechając się.
- No przestań...oni się zabili! - wyszedł ze mnie delikatnie, na co znów jęknęłam cicho. Opuściłam powoli nogi, ale ledwo na nich stałam. Schyliłam się delikatnie po moją bieliznę, ale Ross mnie powstrzymał.
- Nie zakładaj. - mruknął. Westchnęłam, kiedy ciągnął mnie za rękę. Podeszłam do lustra, poprawiając fryzurę. - Już jesteś piękna. Idziemy? - zapytał Ross wskazują na drzwi. Przytaknęłam i musnęłam jego policzek ustami, a później wyszliśmy za rękę i znów zaczęliśmy tańczyć. Tak minęła prawie cała noc. Minutę przed północą wszyscy zaczęliśmy wyczekiwać i odliczać ostatnie dziesięć sekund. Kiedy wybiła północ wszyscy krzyknęliśmy:
- Wszystkiego najlepszego! - i każdy wypił drinka. Później wręczyliśmy Rocky'emu prezent, jakim była nowa gitara. Chłopak zaczął na niej grać, dziękując każdemu z osobna. Uściskał nas wszystkich po kolei, krzycząc, że nas kocha, na co wszyscy się śmialiśmy.


    Nie wiedziałam, która była godzina, ale na pewno było późno. Wszyscy opuszczaliśmy klub, a Ross namawiał mnie, aby wrócić do domu przez las.
- No nie wiem. -  zagryzłam dolną wargę czując, jak ze strachu ściska się mój żołądek.
- Przestań, tędy będzie szybciej. Jestem przecież przy Tobie. - ścisnął moją rękę, dając mi do zrozumienia, że jestem bezpieczna.
- No dobra. - mruknęłam. Strasznie nie lubiłam tego w sobie. Robiłam zawsze to, co chciał Ross. Właściwie nie miałam w tym wszystkim swojego zdania. Wystarczyło, że powie, że mnie i kocha, przytuli, czy chociaż spojrzy, żebym mu ulegała. Nieważne o co chodziło, czy o pójście lasem, czy o wyjechanie w trasę, czy chociażby o wybór jedzenia na obiad - zawsze robiłam tak, jak chciał Ross. I on dobrze wiedział, że robi ze mną coś takiego, a wcale mu to nie przeszkadzało.
Szłam tak zamyślona, gdy nagle zorientowałam się, że nie czuję już ręki Lyncha. Odwróciłam się, ale nigdzie go nie było. Zaczęłam go wołać najgłośniej jak potrafiłam. Bałam się poruszyć z miejsca, aby pójść go poszukać. Moje serce zaczęło bić sto razy szybciej.
- Ross, Ross...on Cię nie słyszy. - mruknął mi ktoś do ucha. Obcy głos wywołał u mnie lawinę łez. Miałam zacząć uciekać, ale poczułam, że ten ktoś ściska mnie mocno w pasie, przytrzymując też moje ręce.
- Puszczaj mnie. - warknęłam, ale jego to tylko rozbawiło.
- Dlaczego? Oboje tego chcemy prawda?- otworzyłam szeroko oczy. Nie, nie, nie,  to niemożliwe, nie mogę tego przeżyć kolejny raz. Słyszałam jakiś okropny pisk i nieprędko zdałam sobie sprawę, że to właśnie ja. Szarpałam się najbardziej jak potrafiłam i wreszcie uświadomiłam sobie, że klęczę na ziemi, zanosząc się płaczem, a obok mnie kuca Ross, głaskając mnie po plecach i ten facet, który przed chwilą proponował mi gwałt,  patrzył na mnie, nie wiedząc o co chodzi.
- Danny, przestań już, spokojnie. To był tylko żart, skarbie. - żart? Czy on wie, co dla mnie taki ,,żart" oznaczał? przypomniał mi tym tylko najgorsze uczucie w życiu. Ogromny strach, wstyd i obrzydzenie do siebie samej.
- Z takich rzeczy się nie żartuje. - krzyknęłam i przebiegłam przez las sama. Znalazłam się busie, gdzie wszyscy zerwali się na mój widok. Rydel spojrzała na mnie przerażona i pobiegła za mną do sypialni. Usiadła przy mnie na łóżku.
- Danny, co się dzieje? Twoja sukienka jest potargana i brudna, a Ty masz całą mokrą od łez twarz.
- Ross zrobił mi żart i nasłał na mnie swojego kolegę. - powiedziałam, ale ona dalej nie zrozumiała.
- Miałam się wystraszyć. A ten jego kolega mówił tak, jakby miał mnie zaraz zgwałcić. Udało mu się mnie wystraszyć.
- On jest nienormalny! Porozmawiam z nim, a Ty może weź gorący prysznic, rozluźnisz się. - skorzystałam z tej rady. Siedziałam pod prysznicem, czując, jak gorąca woda rozluźnia moje napięte mięśnie. Słyszałam kłótnie Rossa i Rydel i miałam wyrzuty sumienia, że do tego doprowadziłam.
- To miał być głupi żart, nie wiedziałem, że się tak wystraszy! - słyszałam głos mojego chłopaka i oczami wyobraźni widziałam jak gestykuluje.
- Nie rozumiesz, że raz udało jej się uciec, a teraz była pewna, że nie da sobie rady i tym razem dojdzie do gwałtu? - warknęła Delly. Otworzyłam oczy, które do tej pory zostawały zamknięte. Wyszłam spod prysznica, wytarłam się, nałożyłam szlafrok i chodziłam w kółko. Ross miał nie wiedzieć. Rydel, czemu to zrobiłaś?
- Jak to raz udało jej się uciec? - zapytał, a jego siostra spojrzała na mnie przez jego ramię. Lynch odwrócił się w moją stronę, a blondynka odeszła twierdząc, że powinniśmy porozmawiać.
- Nigdy nie chciałam o tym rozmawiać... - zaczęłam. Ross zacisnął zęby.
- O co chodzi Danny? Czemu o niczym nie wiem?
- To działo się na wyjeździe. Była dyskoteka, a ja nie chciałam na nią iść, więc siedziałam w pokoju. Wtedy przyszedł...ten chłopak, usiadł obok mnie i na początku normalnie rozmawialiśmy, wydawał mi się spoko. A potem mnie pocałował, ale odepchnęłam Go. Powiedziałam, że mam chłopaka, a on popchnął mnie, zaczął całować, rozbierać. A ja tylko krzyczałam. Potem do pokoju weszła taka dziewczyna, zaczęła się śmiać, ale on wtedy wyszedł. Zostawił mnie tam. Udało mi się przed tym uciec. Później pojawił się, kiedy byłam u Ciebie w szpitalu. Gdyby nie Rydel i Ellington, zrobiłby to. Dlatego byłam tak przerażona w tamtej sytuacji. Nie myśl, że nie mam poczucia humoru...po prostu nie umiem żartować z czegoś takiego, rozumiesz? - widziałam, jak wzbiera się w nim złość.
- Kto to był? Zabiję go! Zabiję go, przysięgam! - krzyczał zaciskając dłonie w pięści. Przytuliłam go mocno do siebie.
- Już dobrze, wszystko w porządku, niczego mi nie zrobił. - mówiłam i wtedy zobaczyłam coś, co mnie złamało. Ross płakał. Płakał z mojego powodu. Nie wydawał z siebie żadnego dźwięku, jedynie po jego policzkach płynęły łzy. To łamało mi serce.
- Zapomnijmy o tym, Ross...
- Kocham Cię, kurwa, najbardziej na świecie i już nigdy nie pozwolę, żeby jakiś gnój położył na Tobie chociażby najmniejszy palec, obiecuję. Przepraszam. - powiedział, a ja, wciąż go przytulając, czułam dziwną ulgę i ogromną miłość do tego blondyna.





Ta daaam. Przepraszam, że rozdział tak późno. Napisałam go już w październiku, ale później bylam chora i nie miałam siły, żeby go skończyć. No, a później jak zwykle brak czasu. Mam nadzieję, że jak zwykle mi wybaczycie. Chyba musicie przywyknąć, ze te rozdziały są tak rzadko.

piątek, 9 października 2015

#44

                                                                 
     - Ale ja naprawdę nie wiem, co zrobiłem nie tak. Staram się jak mogę... - szatyn siedział z głową ukrytą w dłoniach, a ja obok niego, klepiąc go po plecach.
- Wiesz, dla mnie to nieco dziwna sytuacja, bo zazwyczaj doradzam Rydel, a nie Tobie... - zaczęłam. Ellington podniósł głowę i spojrzał na mnie przejęty. On i Rydel mają trudniejszy okres. Sama nie wiem, o co się teraz kłócą, bo Delly o niczym mi nie mówiła, a Ratliff dopiero zaczął, nie zdradzając szczegółów. Nie ukrywam, że było mi trochę przykro, że nie wiedziałam, że Rydellington się kłóci. W końcu zawsze w takich sytuacjach Rydel mi o wszystkim mówiła, ale ostatnio woli rozmawiać o tym z Vanni. Nie mam im tego za złe, jednak przyznam, że czuję się odtrącona.
- Wiem, młoda. Przepraszam, że Cię zamęczam. - westchnął.
- Nie zamęczasz, po prostu ciężko mi się przyzwyczaić. Powiesz mi o co dokładnie się pokłóciliście?
- Nie jestem pewien. Ta kłótnia ciągnie się już od tygodnia, a codziennie jest z innego powodu.
- A od czego się zaczęło?
- Kelly do mnie napisała i...
- Słucham? A czego ona od Ciebie chciała? Myślałam, że ze sobą nie rozmawiacie.
- Bo nie rozmawiamy! Napisała do mnie, żeby mi pogratulować, bo widziała nasz ostatni występ w telewizji. Sam nie wiem, co się stało, że się ze  mną skontaktowała. Odpisałem jej, że dziękuję i na tym się zakończyło. Rydel znalazła te SMS-y i stwierdziła, że wszystkie inne usunąłem i, że ciągle czuję coś do Kelly. Później powiedziała, że już wszystko w porządku i nie jest już zła, ale każdego dnia ma pretensje dosłownie o wszystko. Kiedy przytulę fankę mówi ,,z nią też piszesz SMS-y za moimi plecami?". To denerwujące. To była tylko jedna wiadomość. - mówił, sporo gestykulując. Uśmiechnęłam się delikatnie, wiedząc, że to wcale nie jest taki poważny problem. Rydel zawsze była zazdrosna, szczególnie,  jeśli chodzi o jej ukochanego, nic więc dziwnego, że robi sceny zazdrości, po tym, jak do Ellingtona napisała jego była. Spojrzałam na szatyna, który wstał z kanapy i zaczął chodzić w kółko po całym busie. Siedziałam cicho, próbując wymyślić coś, co zmiękczy Rydel i pomoże im się pogodzić, jednak Ratliff rozpraszał mnie tym ciągłym chodzeniem.
- Możesz usiąść? Za chwilę dostanę oczopląsu od tego twojego łażenia w kółko. Siadaj na te cztery litery i daj mi w spokoju myśleć. - warknęłam, a chłopak usiadł bez słowa obok mnie. Minęło już dobre dziesięć minut, a ja wciąż nie mogłam nic wymyślić. W tym czasie do busa wbiegł Rocky trzymając Rylanda na plecach i krzycząc ,,na koniec świata i jeszcze dalej". Przystanął, kiedy zobaczył mnie i Ratliffa. On i najmłodszy Lynch przyglądali nam się chwilę, po czym Ryland krzyknął w stronę wyjścia z busa:
- Ross, Danny Cię zdradza! - i bracia zniknęli nam z oczu. Wtedy do busa wpadł jak błyskawica zawołany wcześniej Ross.
- Z kim niby? Kto dotknął mojej dziewczyny? Radzę się przyznać. - groził nam palcem, ale kiedy zdał sobie sprawę, że nie ma tu nikogo prócz mnie i jego przyjaciela, uspokoił się. Wepchnął się jednak na kanapę pomiędzy nas tak, żebyśmy nie byli blisko siebie. - O czym rozmawiacie? - zapytał, nie spuszczając oka z Ellingtona. Roześmiałam się i położyłam głowę na ramieniu mojego chłopaka.
- Zastanawiamy się, co zrobić, żeby Rydel wybaczyła temu idiocie. - westchnęłam.
- Skrzywdziłeś moją siostrę? - warknął Lynch, wstając z miejsca. - Nie pamiętasz już naszej pogawędki po tym, jak przyłapałem was na trzymaniu się za ręce? Jeśli ona przez Ciebie cierpi, to nie chciałbym być w Twojej skórze. - szarpnęłam blondyna za nadgarstek, aby ponownie usiadł, ale mimo, że to zrobił, nie odwracał wzroku od perkusisty.
- Nie skrzywdził jej. Rydel jest zazdrosna, bo napisała do niego Kelly. Nawet się z nią nie spotkał, a Delly, jak to ona jest podejrzliwa i od tygodnia się do niego nie odzywa, dlatego chcemy, żeby jej przeszło.
- No to proste. Laski lubią, jak się im wyznaje miłość publicznie i tak dalej, no nie? Zrób coś romantycznego na scenie, dziś wieczorem. Od razu jej przejdzie. - Ross wzruszył ramionami.
- Ale co?
- Stary, sam coś wymyśl. Ja chcę spędzić czas z moją dziewczyną.
- Nie zapomnijcie o zabezpieczeniu. - rzucił Ellington, wstając z kanapy i obrywając w twarz poduszką od Rossa. - Roześmiałam się, zarzucając blondynowi ręce na szyję i mocno go całując. Od początku trasy w ogóle nie mieliśmy dla siebie czasu sam na sam. Zawsze w busie się ktoś kręci, na mieście jesteśmy wszyscy, a koncerty jak to koncerty. Brakuje mi tego wszystkiego co działo się zawsze za zamkniętymi drzwiami pokoju mojego, lub Rossa, ale nie mogę nic z tym zrobić. Takie są właśnie uroki trasy. Jęknęłam, kiedy blondyn całował moją całą szyję. Oddawałam mu się bez reszty, korzystając z tej krótkiej chwili samotności. Bardzo krótkiej chwili.
- Rossy, wyjdziemy na spacer po mieście, ale jest zimno, ubierz coś. - usłyszeliśmy głos Stormie. Lynch wstał z kanapy, a ja zmieniłam pozycję z leżącej w siedzącą. Wciąż próbowałam opanować oddech i poprawiałam dekolt i fryzurę.
- Mamo! - krzyknął blondyn do kobiety stojącej przy nas. - Nie mów do mnie Rossy. Poza tym, mam 19 lat, oczekuję trochę prywatności. Mogłaś przynajmniej krzyknąć, że idziesz. - jęknął zażenowany. Czułam, jak pieką mnie policzki, ale mimo wszystko byłam rozbawiona.
- Jak Ty się odzywasz do matki? Rób co każe i nie pyskuj. Za pięć minut widzę was na zewnątrz. - wtrącił Mark, biorąc żonę za rękę i wychodząc z busa. Wybuchnęłam śmiechem widząc naburmuszonego Rossa. Chłopak odwrócił się moją stronę i sam się uśmiechnął pytając:
- Takie to śmieszne, tak? - a ja tylko kiwałam głową.


    Siedzieliśmy na backstage'u, kiedy Ryland rozkręcał publiczność przed występem R5. Stałam oparta  o ścianę, a Ross stał na przeciwko mnie, opierając się rękami o ścianę po obu stronach mojej głowy. W białym pomieszczeniu znajdowały się dwie czarne kanapy ustawione na przeciwko siebie. Jedną z nich zajmowała Savannah i Rydel prowadząc ożywioną rozmowę, drugą zaś Ratliff i Riker. Ellington przyglądał się swojej dziewczynie, podczas gdy Lynch coś do niego mówił, jednak w ogóle nie zwracał uwagi na to, że nie jest słuchany.  Rocky siedział na czarnym fotelu robiąc coś na swoim telefonie. Stormie i Mark ogarniali jakieś sprawy dotyczące koncertu, ale ja nigdy się na tym nie znałam.
- Czy Ty jadłaś żelki? - mruknął Ross, odrywając swoje usta od moich. Odchyliłam głowę do tyłu, śmiejąc się.
- A Ty skąd wiesz?
- Czuję. Pewnie zjadłaś wszystkie, bo po co się dzielić ze swoim chłopakiem? - udał obrażonego, a ja tylko przytaknęłam. Nie wiem ile czasu jeszcze tak spędziliśmy, kiedy nagle zjawił się przy nas Ryland krzycząc:
- Oni są niesamowici! Pokochacie ich! - a następnie siadając obok Rikera i Ellngtona, ściągając przy tym butelkę wody ze szklanego stolika. Wdał się w rozmowę ze swoim bratem, gdyż jego przyjaciel nadal w niej nie uczestniczył.
Chciałam już wrócić do busa i położyć się spać. Byłam dziś bardzo zmęczona, z niewiadomych mi przyczyn. Byłabym gotowa usnąć na którejś z tych skórzanych kanap. Ross musnął moje wargi po raz ostatni i rzucił:
- Muszę spadać.
- Powodzenia. - uśmiechnęłam się. Zespół zerwał się ze swoich miejsc i stanął w kółku. Ułożyli dłonie na jedną ,,kupkę" i krzyknęli swoje słynne ,,Ready Set Rock" po czym weszli na scenę. Krzyki fanów można było usłyszeć doskonale na backstage'u. Przysiadłam się do Rylanda, a obok nas usiadła Vanni. Przez około pół godziny rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Głównie Lynch opowiadał o swoim występie i fanach, którzy go wspierali. Nie mógł wyjść z podziwu, jak dobrze znają oni teksty piosenek i jak dobrze potrafią się bawić. Uśmiechnęłam się, przypominając sobie jak dzisiaj na mieście jakieś dwie dziewczyny poprosiły mnie o zdjęcie. Ostatnio zdarza mi się to co raz częściej i nie mogę w to uwierzyć. Fala wyzwisk w moją stronę powoli znika. Słyszałam głos Rydel wykonującej swoją piosenkę i fanów, którzy ją w tym wspierają.
- To była najseksowniejsza, najpiękniejsza i najcudowniejsza kobieta na tej planecie. I właśnie tej kobiecie chciałbym powiedzieć coś dziś, przy was wszystkich. - do moich uszu dotarł głos Ella i musiałam zobaczyć co się dzieje. Stanęłam tak, aby widzieć wszystko idealnie. Obok mnie stanęła Vanni i Ryland, a po drugiej stronie sceny zobaczyłam rodziców Lynchów. Ellington wyciągnął z kieszeni kartkę, rozwinął ją i zaczął czytać:
- Poznaliśmy się bardzo dawno temu. Od początku byłaś dla mnie kimś ważnym, a w końcu stałaś się najważniejsza. Naprawdę Rydel, nie ma nikogo ważniejszego niż Ty. Kocham Cię całym moim sercem i dziś chcę Ci to udowodnić. - rzucił kartkę na scenę, a ja zauważyłam, że nic na niej nie ma i wcale nie czytał. Uśmiechnęłam się. Podszedł do Rydel, która już miała łzy w oczach, które dało się dostrzec z takiej odległości. Wziął blondynkę za rękę i wyprowadził na środek sceny. Dziewczyna szła za nim szeroko uśmiechnięta,a fani trwali, o dziwo, w milczeniu. Riker zaczął przygrywać powolną melodię, co zrobili również Ross i Rocky bacznie obserwując wydarzenie. Ell klęknął na jedno kolano i wyjął z tylnej kieszeni spodni pudełko. Pisnęłam, przytulając Savannah, która również nie mogła opanować emocji. Nie wierzyłam, że to się dzieje.
- Rydel Mary Lynch...czy zostaniesz moją żoną? - zapytał, a policzki dziewczyny pokrywały tylko łzy. Fani pisnęli, a blondynka, nie mogąc wydusić z siebie słowa pokiwała tylko głową. Ratliff wsunął jej pierścionek na palec, wstał i pocałował namiętnie.
- Ratliff, nie ustalaliśmy zaręczyn. - palnął Ross, na co wszyscy zaczęli się śmiać. Nawet Delly się roześmiała, ocierając łzy z twarzy.

----------------------
Przepraszam, przepraszam, przepraszam x 30000. Naprawdę chciałam napisać rozdział już wcześniej, ale po prostu nie byłam w stanie. Ciągle szkoła, choroba, albo ogólnie zmęczenie. Nie mam już siły, a to dopiero październik. Przepraszam, że rozdziały będą dużo rzadziej, ale ja się już po prostu nie wyrobię, wybaczcie mi. Mam nadzieję, że chociaż rozdział się Wam spodoba.
Błędy poprawię później.

wtorek, 1 września 2015

#43

- Nie! Naprawdę nie chcę tam iść. - naburmuszona założyłam ręce na klatce piersiowej. Ross wywrócił oczami i westchnął, patrząc na mnie, jakby chciał mi uświadomić, że zachowuję się jak dziecko. Nie musiał jednak tego robić, bo doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Miałam ogromne wyrzuty sumienia wiedząc jak Go traktuję. Okazało się, że jego wcale nie interesuje żadna nagroda i nie stresuje się tym, czy wygra. Jedyne co się dla niego liczy to ludzie, którzy oddają na niego głosy. To im jest wdzięczny.
- Danny, proszę. Na serio zależy mi, żeby zobaczyć Cię obok mojego rodzeństwa i Ella, kiedy będę odbierał nagrodę, lub nie. Chcę, żebyś była ze mnie dumna, kiedy wygram i żebyś mnie wspierała, gdy tak się nie stanie. - jego ton był tak błagalny, że chciało mi się płakać. Wiem, że bardzo mu zależy, żebym była z nim na tej gali. I wiem, że jestem samolubna. Już teraz jestem z niego dumna. Jest w końcu nominowany do trzech kategorii. Jetem pewna, że wygra co najmniej jedną i sama marzę o tym, żeby siedzieć koło zespołu i wspierać mojego chłopaka. Nie powiem mu jednak przecież, że boję się tam iść, bo nie przepadam za jego fanami. Z początku ich lubiłam i wydawali mi się wspaniałymi ludźmi. Do czasu, aż dowiedzieli się, że ja i Ross jesteśmy parą. Wtedy moją skrzynkę na facebook'u zawaliły wiadomościami o tym, jaką jestem suką. Pisały, że Ross powinien być z Maią lub Laurą, bo ja na niego nie zasługuję. Pisały też, że to właśnie któraś z nich jet dla niego odpowiednia. Twierdziły, że jestem z nim dla sławy. Pojawiały się tam takie wiadomości, że przy wielu po prostu płakałam. Nigdy nie powiedziałam o nich Rossowi. Nie chciałam się skarżyć, ani nie chciałam niszczyć w jego oczach ludzi, których naprawdę kocha. I lepiej, żeby tak zostało. W końcu byłoby, że przeze mnie Ross nienawidzi fanów. Czasami były chwile, gdy zastanawiałam się, czy to wszystko nie jest prawdą. Może faktycznie nie zasługiwałam na Rossa? Może powinien być z Maią czy Laurą? Laury nie miałam okazji poznać, ale jest najlepszą przyjaciółką Rossa. Wiele fanów ją uwielbia i shippuje raurę. Musi więc być kimś dobrym. Maię za to poznałam i wiem, że jest cudowna. Na dodatek jest bardzo ładna. Z nią Ross mógł być na 100 %. Bo na pewno jest lepsza ode mnie.
Dlatego nie chciałam tam jechać. Po pierwsze nie chciałam spotkać fanów R5. Pewnie w realnym świecie nie byliby tacy odważni. Ale samo to, że miałabym stać koło nich i być narażona na bycie zwyzywanym przy Rossie bardzo mnie przerażało. Po drugie pojawienie się na gali Teen Choice Award oznaczałoby zamieszanie wokół nas. Czyli teoretycznie fani mieliby kolejny dowód na to, że wykorzystuję sławę mojego chłopaka. A tak nie było i z całych sił pragnęłam trzymać się tego. Ale nie mogłam patrzeć na błagającego mnie o przyjście Lyncha. Znów mu uległam. Nienawidziłam tego w sobie. Jak na mnie działał. Nie umiałam mu odmówić. Nigdy.
- Jesteś najlepszą dziewczyną w historii najlepszych dziewczyn. - zaśmiał się, biorąc moją twarz w dłonie. Jego wargi rozbiły się o moje, a potem spojrzał w moje oczy swoimi, przepełnionymi wdzięcznością. - A teraz chodźmy spać, bo naprawdę jestem zmęczony, a jutro ważny dzień. - położyłam się na łóżku, odwracając w stronę ściany, jednak kiedy Ross wślizgnął się obok mnie, odwróciłam się w jego stronę i ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej. Objął mnie ramieniem i oboje zasnęliśmy. To znaczy nie do końca. Ross nigdy nie chrapał. Aż do dziś. Robił to tak głośno, że pewnie nawet zatyczki do uszu by nie pomogły. Kilka razy szturchałam Go i prosiłam, żeby przestał, on jednak nie reagował. W końcu nie wytrzymałam i skopałam Go z łóżka. Wylądował na podłodze z głośnym jękiem. Spojrzałam na niego, czekając na jego reakcję.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytał, masując tył głowy.
- Zdajesz sobie sprawę, jak piłujesz? Albo się zamkniesz, albo będziesz spał przed busem. - fuknęłam i odwróciłam się do ściany.
- Wow, a myślałem, że jesteś wyluzowana. - powiedział i poczułam jak łóżko znów ugina się pod jego ciężarem. Zarzucił na mnie rękę, obejmując mnie w pasie i przyciągając do siebie, aż dotykałam plecami jego klatki piersiowej. Tej nocy już nie chrapał - albo po prostu nie słyszałam.

Obudziłam się cała w nerwach. Naprawdę, byłam jednym wielkim głąbkiem nerwów. Do tego stopnia, że nikt się do mnie nie odzywał, bo za każdym razem, kiedy ktoś to próbował zrobić, był przeze mnie skrytykowany. A to wszystko przez tę całą galę. Bałam się. Tego, co się stanie, jeżeli spotkamy fanów. Tego, jakie będą wyniki. No wszystkiego. Chwila! A w co się ubiorę? Cholera, jesteśmy w trasie. Nie przewidziałam żadnej gali i nie zabrałam odpowiedniego stroju. Jednak szybko znalazłam odpowiedź na moje pytanie.
- Rydel? - zaczęłam niepewnie. Mimo, że gala jest za pięć godzin, blondynka już od jakiegoś czasu przegląda walizkę w poszukiwaniu odpowiednich ubrań, kosmetyczkę w poszukiwaniu kosmetyków. Czy ona naprawdę będzie się szykować pięć godzin?
- Tak? - rzuciła zatracona w dobieraniu strojów. Przed nią leżały teraz trzy śliczne sukienki. Wydawało się, jakby w ogóle nie zauważyła, że ze mną rozmawia.
- Czy mogłabym pożyczyć od Ciebie sukienkę na dzisiejszą galę? - zapytałam. Było mi trochę głupio, że o to proszę. Na pewno Savannah ma sukienkę dla siebie. Kurczę, byłam zazdrosna o tę dziewczynę. Bardzo dobrze dogadywała się z Rydel. A to była moja jedyna przyjaciółka. Bałam się, że Delly polubi ją bardziej ode mnie. Bo Vanni jest naprawdę świetną dziewczyną. Przynajmniej nie przynosi wstydu Rikerowi, tak jak ja zapewne Rossowi. Niepotrzebnie się obawiałam. To pytanie ożywiło dziewczynę, która podekscytowana odwróciła się w moją stronę, klaszcząc w dłonie.
- Oczywiście! Weź tę. - prawie pisnęła, wciskając mi cudowną sukienkę. - Zajmę się jeszcze Twoją fryzurą i makijażem. - właśnie pożałowałam mojej prośby. Prawdopodobnie nie wyjdę stąd prze pięć godzin. Rydel wybrała czarną sukienkę dla siebie i położyła ją obok mojej, następnie położyła mi ręce na ramionach i przycisnęła w dół tak, że zasiadłam na krześle przed lustrem. Delly błyskawicznie dobrała się do moich włosów. Upięła mi je w koka z tyłu głowy. Później zajęła się makijażem. Po skończonej robocie zajęła się sobą, a ja poszłam założyć sukienkę. To wcale nie wydawało się trwać tak długo, jednak zajęło to dwie godziny. Znów miałam wyrzuty sumienia - to znaczy, że Rydel zostały trzy.

Usiadłam na krześle obok Rydel, rozglądając się nerwowo dokoła. Ross za chwilę usiadł obok mnie, ale z drugiej strony. Wciąż próbowałam złapać kogoś na rzucaniu mi gniewnego spojrzenia, ale nic takiego nie miało miejsca. Odetchnęłam  z ulgą, rozluźniając się na krześle i oglądając przebieg gali. Ross chwycił mnie za rękę - nie na długo jednak, bo chwilę później razem z zespołem musieli iść wręczyć nagrodę. Stanęli na scenie, zrobili co mieli zrobić i już mieli wracać, kiedy prezenterka ich zatrzymała.
- Ross wygrał nagrodę w kategorii najlepszy aktor telewizyjny (pewnie coś przekręciłam - od aut.) - powiedziała, wręczając mu ową nagrodę. Blondyn uśmiechnął się i podszedł bliżej prezenterki i ustawił jej rękę tak, aby mikrofon był skierowany w jego stronę.
- Dziękuję, dziękuję wszystkim, którzy na mnie głosowali. Jesteście najlepsi. - zaśmiał się i cały zespół znów usiadł obok mnie. Ross złożył na moich ustach przelotny pocałunek i znów złączył nasze palce razem.
- Gratuluję. - powiedziałam i położyłam głowę na jego ramieniu. - zasłużyłeś sobie.


Wyszliśmy na zewnątrz, gdyż na gali nie działo się na razie nic ciekawego. Postanowiliśmy odetchnąć chwilę i wrócić tam za parę minut. Nagle zaczęły zbliżać się do nas trzy dziewczyny, których nie znałam, więc to pewnie fanki.
- Ross? Możemy zrobić zdjęcie? - zapytała jedna z nich. Spojrzał na mnie przepraszająco, ale pokiwałam głową ze zrozumieniem i podeszłam do Rydel i Ellingtona, którzy właśnie się wygłupiali.
- Co tam, Dan? - zapytał Ell, wciskając mi palec między żebra. Odskoczyłam i oddaliłam się na bezpieczną odległość.
- Fanki przyszły, więc nie chciałam przeszkadzać. - uśmiechnęłam się. - Dobrze wypadliście na scenie.
- Dziękuję! Sukienka mi się nie podwinęła? Bo wydawało mi się, że tak, ale nikt mi nic nie powiedział, więc nie wiem. Jeżeli się podwinęła to będę teraz pośmiewiskiem przez kilka tygodni.
- Nic się nie podwinęło, wyglądałaś perfekcyjnie jak zawsze. - przytuliłam ją i zobaczyłam, że teraz fanki podeszły do Rikera, więc Savannah ruszyła w stronę Rocky'ego, który robił coś na swoim telefonie. Wróciłam więc spokojnie do Rossa, który i tak zmierzał powoli w moją stronę. Uśmiechnął się, pokazując szereg białych zębów.
- Powiedziały, że słodko razem wyglądamy. - wyprostował się z dumą. Na mojej twarzy też pojawił się uśmiech. Nie zwyzywały mnie, ani nie powiedziały, że na niego nie zasługuję? To było...fajne!
Stałam z rozmawiając z moim chłopakiem kilka dobrych minut, kiedy fanki znów ruszyły w naszą stronę. Nie chciałam im jak zwykle przeszkadzać, więc wypatrzyłam samotną Vanni i już miałam zmierzać w jej stronę, kiedy ktoś złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłam się w tę stronę i zauważyłam wszystkie trzy fanki. Były uśmiechnięte, więc również się uśmiechnęłam.
- Czemu tak od nas uciekasz? Nie zjemy Cię.  - zaśmiała się jedna z nich. - Chciałyśmy zapytać czy możemy z Tobą zdjęcie? - zaniemówiłam. Ze mną? Jak to? To jakiś żart?
- Tak, jasne. - wydukałam w końcu. Uśmiechnęłam się i wszystkie trzy dziewczyny stanęły obok mnie, a jedna z nich wyciągnęła przed nami telefon z włączoną przednią kamerką. Uśmiechnęłam się, a kiedy dziewczyna zrobiła dwa zdjęcia, zabrała telefon, podziękowała i znów wdała się w dyskusję z Rossem, w której w sumie uczestniczyłam. To było miłe. Naprawdę miłe.
Kiedy fanki odeszły znów mieliśmy chwilę samotności. Ale tak jak napisałam - tylko chwilę. Szatynka podeszła do Rossa od tyłu, zarzucając mu dłonie na oczy.
- Zgadnij kim jestem. - próbowała zmienić głos na niższy niż ma, ale jej nie wyszło, więc się roześmiałam, kiedy zobaczyłam jej minę.
- Laura! - krzyknął Ross, odwracając się w jej stronę i przytulając. - Poznajcie się, to Danny - wskazał ręką na mnie, patrząc na dziewczynę.
- Ja jestem...
- Laura, wiem, wiele o Tobie słyszałam. - przerwałam jej i podałam jej rękę.
- Wiesz ja chyba słyszałam tylko o Tobie, bo ten idiota o nikim innym nie gada. - roześmiała się, a ja razem z nią. - Miło Cię wreszcie poznać.
- Ciebie też. To znaczy wiesz, miło w końcu poznać dziewczynę, z którą Ross ukrywa związek, a ja jestem przykrywką. - palnęłam. To miał być żart, ale myślałam, że ani Ross, ani Lau nie wiedzą o tych tekstach lecących w naszą stronę. Pomyliłam się. Oboje śmiali się z tego co powiedziałam, a to znaczy, że dostają podobne wiadomości.
- Byłam pewna, że to raczej Ross mnie z Tobą zdradza, a ja zdradzam jego z moim chłopakiem. - wywróciła oczami i znów się uśmiechnęła. Biła od niej bardzo pozytywna energia. - Przepraszam, ale pójdę się przywitać z resztą, miło było Cię spotkać. - przytuliła mnie na pożegnanie i ruszyła w stronę Rydel. Odwróciłam się w ich stronę i to co, a raczej kogo, tam zobaczyłam sprawiło, że od razu poprawił mi się humor.
- Maia! - krzyknęłam, zmierzając w jej stronę.
- Danny?! Tyle czasu Cię nie widziałam. - powiedziała i uścisnęła mnie. Odwzajemniłam uścisk, uśmiechając się szeroko.
- Co u Ciebie? - uśmiechnęła się i przeniosła wzrok na mojego chłopaka zbliżającego się w naszą stronę.
- Dobrze, jestem teraz z R5  w trasie, a...
- Jesteś z nimi w trasie?! To chyba dobrze, nie? Masz teraz wszystkich na co dzień - uniosła brwi dwukrotnie. Roześmiałam się.
- Tak, mam. No, a co u Ciebie?
- Wiesz, nic nowego, nagrywam serial, spotykam się ze znajomymi...to co zwykle. - westchnęła i uśmiechnęła się.
- Dobrze widzieć, że wszystkie moje trzy dziewczyny się dogadują. - rzucił Ross, ściskając Maię na przywitanie. Wszyscy trzej wybuchnęliśmy śmiechem.
- Czekaj...jak to trzy? Kto jeszcze? - zapytała Mitchell i tym razem zmarszczyła brwi.
- Laura. - powiedzieliśmy równo z Rossem. Dziewczyna nas usłyszała, bo odwróciła się naszą stronę.
- Maia?! Co Ty tu robisz, nie wiedziałam, że będziesz! - krzyknęła Marano podbiegając do naszej trójki. Później dołączyła do nas Rydel, a Ross nas zostawił, więc rozmawiałyśmy w czwórkę o wszystkim, co było możliwe. Niestety powoli zbliżał się koniec gali więc i musieliśmy się rozstać i wracać do naszego busa. Już niedługo wyjeżdżaliśmy do Europy i byłam bardzo podekscytowana, bo jeszcze nigdy tam nie byłam. Nie mogłam się doczekać.


Taki sobie, wiem, wybaczcie mi.


czwartek, 6 sierpnia 2015

42 - epilog?

2 komentarze = rozdział (proszę o przeczytanie notki na dole)


Zrobiłam kolejne kilka kresek żyletką na nadgarstku.
- Danny, mogę na... - głos Rossa sprawił, że podskoczyłam, robiąc kolejne niechciane cięcie. Odwróciłam się ze łzami w oczach, zakrywając dłonią wszystkie rany.
- Przepra...
- Nie chcę Twoim przeprosin! - przerwał mi.
- Co jest znów nie tak? Co zrobiłem źle? Mówiłaś, że wszystko jest w porządku, a znów to zrobiłaś. Przepraszam, że tak Cię ranię!
- Ross, to nie z Twojego powodu! - szarpnęłam za jego nadgarstek, kiedy się odwrócił. Nie spojrzał na mnie. Nie dał mi wyjaśnić. Wyrwał rękę i wyszedł z łazienki. Akurat mieliśmy postój, więc wyszedł z busa i ruszył w nieznanym mi kierunku. Postanowiłam pobiec za nim, ale tuż przy wyjściu potknęłam się o czyjąś nogę, wywracając się. Podniosłam wzrok. Rocky i Ell przybyli piątkę. To był któryś z nich. Nie rozumiałam o co im chodzi, co się właśnie stało. Podniosłam się, ktoś poklepał mnie po ramieniu. Odwróciłam głowę i przełknęłam ślinę.
- Riker. - chciałam Go przytulić, ale odepchnął mnie od siebie z taką siłą, że wywróciłabym się, gdybym nie wpadła wprost w ramiona Rydel. Odzyskałam równowagę i odwróciłam się jej stronę.
- Tu suko. - jej dłoń napotkała mój policzek. Uderzyła mnie z taką siłą, że upadłam po raz kolejny. Nie mogłam oddychać, moje płuca płonęły. Wciągałam głośno powietrze, ale ono nie chciało trafić do moich płuc. Podniosłam wzrok. Mój widok był rozmazany przez łzy, więc ciężko było dostrzec kto gdzie stoi. Musiałam pozwolić łzom płynąć, żeby odzyskać normalne widzenie. Nade mną stał Ross. Śmiał się, kręcąc głową.
- Nienawidzę Cię. - uśmiechnął się. Nie mogłam oddychać. Chociaż tak bardzo próbowałam, była to teraz najcięższa rzecz, jaką mogłabym zrobić. Podniosłam się z podłogi i wybiegłam z busa. Biegłam przed siebie najszybciej jak potrafiłam. Moje uda paliły i domagały się o postój, ale ja nie chciałam się zatrzymywać. Chciałam biec najdalej jak potrafię - ignorowałam ból, ignorowałam mój stan, ignorowałam fakt, że zaraz skończy mi się powietrze. Po prostu biegłam, jakby to miało mnie uratować.
- Ja też siebie nienawidzę! - krzyknęłam najgłośniej jak mogłam, pędząc dalej przed siebie pustymi ulicami. W końcu coś mnie spowolniło. Nie mogłam już biec, bo z trudnością przychodziło mi chodzenie. Spojrzałam w dół. Byłam w wodzie. Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie tylko woda. Nikogo, ani niczego więcej. Ta woda była bardziej zielona niż przeźroczysta, czy niebieska. Była brudna, ale to mnie nie odpychało. Szłam dalej, aż nie dosięgałam dna. Zanurkowałam i dopłynęłam do samego dna. W mojej głowie odbijały się echem słowa wszystkich. Co takiego zrobiłam? Dlaczego tak mnie potraktowali? Nie chciałam ich skrzywdzić i nie wiem, dlaczego tak mnie znienawidzili. Moje rany na ręce zaczęły szczypać, ale nie zważałam na to. Przyciągnęłam kolana pod brodę. Moje płuca domagały się powietrza, ale ja nie chciałam im go dawać. Wstrzymywałam je najdłużej jak potrafiłam. ,,No dalej Danny. Już możemy to zakończyć. Możemy skończyć z wszystkimi problemami. Żyletka nie będzie Ci już więcej potrzebna. Ulżymy wszystkim cierpieniom. Będziesz szczęśliwa. Tylko zacznij oddychać, Danny." - mówiła moja podświadomość. W końcu się poddałam. Nie walczyłam, nie krzyczałam. Zamknęłam oczy i odliczyłam do trzech, a później...zaczęłam oddychać. Topiłam się. To wszystko się kończyło. Nadchodziło moje zbawienie. Uchyliłam ostatni raz ciężkie powieki. Odwzajemniłam uśmiech kobiety, która głaskała mnie po głowie, a za jej plecami dostrzegłam kosę. Nie wzdrygnęłam się na ten widok. Ona była piękna. Taka spokojna i szczęśliwa. Tak jak śmierć, która właśnie nadeszła. Wtedy zrozumiałam. Ona była Śmiercią. Opuściłam powieki. Umarłam.





- Ross! - zerwałam się ze snu.  Mogłam oddychać, choć przychodziło mi to z trudem. Oddychałam bardzo ciężko. Wciągałam powietrze tak szybko jak mogłam. Chciałam je zatrzymać. Nigdy więcej nie wypuszczać. Nie pozwolić mu odejść.
- Danny, jestem tutaj, wszystko dobrze, co się dzieje? - blondyn głaskał mnie po mokrych od potu włosach. Cała moja twarz była mokra. Pot pomieszał się z moimi łzami, które nawet teraz nie chciały przestać lecieć. Moje ubrania przyklejały się do mojego ciała. Cała byłam mokra od potu. Przypomniałam sobie o moim nadgarstku. Moje serce zabiło szybciej. Szybko podwinęłam rękaw koszulki. Nic tam nie było. Tylko stare blizny i gumka recepturka. Ścisnęłam swój nadgarstek i zamknęłam oczy. Odchyliłam głowę do tyłu, a mój oddech powoli się uspokajał.
- Nie pozwól mi umrzeć. - zaszlochałam. Ross patrzył na mnie, nie wiedząc o co chodzi, ale przytaknął, przytulając mnie mocno do siebie. Jego oczy...były pełne strachu, współczucia i czegoś, czego nie mogłam rozpoznać. - Kocham Cię, tak bardzo Cię kocham...nigdy więcej Cię nie zranię, przysięgam. - głos mi się załamał. Znów wybuchłam płaczem, a on znów przytulił mnie do siebie, mocniej niż wcześniej. W końcu się uspokoiłam. Wzięłam kilka głębokich wdechów i wstałam z łóżka, patrząc Rossowi w oczy. Przyglądał mi się gotowy do złapania mnie na wypadek, gdybym zaraz zemdlała, a jego oczy wciąż pytały, czy już dobrze.
- W porządku. - odpowiedziałam szeptem, chociaż niepotrzebnie. Nie chciałam nikogo obudzić, ale zdałam sobie sprawę, że nikt już nie śpi, przez moje krzyki. Przecież wszyscy mieli łóżka w tym samym pomieszczeniu, a biedny Ross musiał się cisnąć ze mną na jednym. - Idę pod prysznic. - odpowiedziałam już normalnym głosem. Przytaknął, a ja wzięłam ręcznik i moją ulubioną (jego) koszulkę, którą zawsze trzymałam pod poduszką. Nie pytajcie dlaczego. Takie przyzwyczajenie.

Stanęłam bez ubrań przed kabiną prysznicową. Włożyłam do środka tylko ręce - w jednej trzymałam prysznic, a drugim odkręciłam kurek z zimną wodą. Polałam strumieniem po dłoni, aby sprawdzić, czy jest na tyle zimna, żebym mogła tam wejść i nie dostać hipotermii. Kiedy była odpowiednia, powoli wsunęłam się do środka i odłożyłam prysznic na miejsce, tak, że jego strumienie spływały od moich włosów, na sam dół i znikały mi z oczu powoli spływając do odpływu. Potrzebowałam tylko ochłonąć i opłukać się z potu. To był tylko sen - odetchnęłam z ulgą. Sen, który był tak cholernie realny. Co, gdybym umarła naprawdę? Czy śmierć to naprawdę taka piękna kobieta, napawająca ludzi spokojem, czymś, czego szukają całe życie? Czy to naprawdę coś tak pięknego? Nie wiem. I nie chcę wiedzieć. Bo nie chcę umierać, przynajmniej nie teraz, kiedy wszystko jest znów w normie.
- Danny? - usłyszałam głos Rossa. Sam już chyba ochłonął. Uchylił lekko drzwi i wślizgnął się do łazienki. Wyszłam spod prysznica, a on podał mi ręcznik. Kompletnie zignorował fakt, że stoję przed nim nago. Stał tam, patrząc w moje oczy, kiedy wycierałam całe ciało. Ja też patrzyłam w jego oczy, w których malowało się coś na kształt ulgi.
- Błagam powiedz mi, co Ci się śniło? Czy Cię skrzywdziłem? - zapytał, kiedy naciągałam na siebie bieliznę i jego koszulkę.
- Ja Ciebie. - odpowiedziałam smutno. - Nie chcę już o tym rozmawiać, dobrze? - przytaknął. Zbliżył się do mnie i złożył na moim czole delikatny jak piórko pocałunek. Automatycznie przymknęłam wtedy oczy. Otworzyłam je dopiero, gdy złapał mnie za dłonie i zdałam sobie sprawę, że już zabrał swoje gorące usta. Spojrzał mi w oczy jeszcze raz. Uśmiechnęłam się, dając mu do zrozumienia, że w porządku, a on wyszedł z łazienki. Ja wysuszyłam włosy i zrobiłam to co on. Szłam właśnie do łóżka, kiedy potknęłam się o czyjąś nogę. Podniosłam się tak szybko, jak upadłam, patrząc na Rocky'ego i Ellingtona stojących przede mną z szeroko otwartymi oczami. Spodziewałam się spoliczkowania od Rydel, ale nigdzie jej nie było.
- Ty idioto, mówiłem, żebyś uważał! - krzyknął w końcu Rocky, zdzielając Ratliffa w tył głowy.
- Przepraszamy. - odpowiedzieli równocześnie i przytulili mnie mocno. Odetchnęłam z ulgą. Ten sen zniszczył moją psychikę, z którą powoli było coraz lepiej. A może to był jakiś znak? Strzeliłam sobie z całej siły gumką w rękę. Po to ją miałam - żeby strzelać za każdym razem, gdy pomyślę o żyletce. A odkąd się obudziłam, myślałam głównie o tym. Wróciłam  do łóżka i wślizgnęłam się obok Rossa, kładąc mu głowę na klatce piersiowej. Nie przykrywałam się, było mi zbyt gorąco.
- Kocham Cię. - szepnął i pocałował mnie w czubek głowy.
- Ja Ciebie też. - odpowiedziałam. Nie chciało mi się spać. Nie chciałam zamykać oczu, bo bałam się zobaczyć to co godzinę temu.





_______________________________
O, a jednak nie epilog!
Po pierwsze: PRZEPRASZAM! Wiem, obiecałam rozdział, jak będą dwa komentarze. Doszło do pięciu, a ja nadal nic. Miałam jakąś blokadę, odkąd postanowiłam, że Dan pojedzie z nimi w trasę, ale w końcu wymyśliłam dziś to. Wiem, że jest krótki i może nie jakiś super, ale no...mnie się nawet podoba.
Po drugie: Zbliżamy się małymi kroczkami do końca bloga. Malutkimi, naprawdę. Nie mam zaplanowane ile będzie tu rozdziałów, ale od samego początku (zabrzmi bezsensownie) mam zaplanowany koniec. Wiem, jak blog się skończy i szczerze mówiąc, myślałam, że to nadejdzie później, ale z tego co widzę, to stanie się trochę szybciej niż planowałam. ALE. Mam też plany co do drugiej części tego opowiadania. Myślę, że będzie to nawet oryginalne, bo ja przynajmniej nie spotkałam się nigdy z takim ff (z takim tematem). No i  moje pytanie to:  CZY CHIELIBYŚCIE TAKI DRUGI SEZON? Odpowiedzcie w komentarzach, bo jak ten to musiałabym sobie sporo rzeczy ogarnąć. Może nie jest Was super dużo, ale jestem wdzięczna, że w ogóle jesteście, więc jeżeli chcielibyście taką drugą część to... będziecie ją mieli ;) Kocham Was <3 Do rozdziału :*

poniedziałek, 27 lipca 2015

#41



2 komentarze = rozdział





- Aha, super, a spytałeś mnie o zdanie? - krzyknęłam, kiedy wychodziliśmy z baru. Lynch przewrócił oczami i westchnął, sięgając do kieszeni po klucz.
- Możesz już przestać zanudzać? Jedziesz z nami i tyle. - powiedział znudzony, otwierając samochód.
- Ross!
- Co?!
- Gówno. - powiedziałam oschle. - Nigdzie nie jadę, nie rzucę pracy, bo Pan Ross Lynch zechciał, abym wyjechała z zespołem na pół roku. - założyłam dłonie na klatce piersiowej, kiedy dziewiętnastolatek wsiadał do samochodu nadal milcząc.
- A po co Ci praca? - stęknął, czekając, aż wsiądę, jednak nie miałam takiego zamiaru. Nie rozumiałam jego zachowania.
- Może po to, żeby mieć za co żyć i opłacić mieszkanie. Nie wszyscy śpią na pieniądzach, bo przez dwie godziny sobie pośpiewają, wiesz? - uniósł brwi, spoglądając na mnie z środka samochodu i czekając z otwartymi drzwiami, aż wejdę do środka.
- Nie śpię na pieniądzach, idiotko. A pracę możesz znaleźć nawet bardziej płatną, mieszkanie opłaciłaś za rok i nie wymiguj się, bo sama to wczoraj powiedziałaś. - Może racja, ale to nie znaczyło, że ma mi dyrygować. Co do pracy też miał rację. Moje argumenty się skończyły, on był w tym o wiele lepszy. Usiadłam na miejscu pasażera, zatrzaskując za sobą drzwi, na co od razu dostałam upomnienie od blondyna.
- Odwieź mnie do domu. - szepnęłam, opierając się o fotel i patrząc przed siebie. Ross przekręcił klucz w stacyjce i po chwili już jechaliśmy.
- I co wyjadę na pół roku i znów zerwiemy, tak? Dobra.
- Dobra.
- Super.
- Super. - reszta drogi minęła w ciszy. Nie rozumiałam dlaczego on taki był. Kochałam Go, ale zawsze musiał mieć władzę. Wszystko co zarządził - tak miało być i nikt nie miał nic do gadania. Myślał, że jest jakimś przywódcą, ale bardzo się mylił, bo każdy miał coś do powiedzenia. I nie mogę  uwierzyć w to, że on i tak zawsze dostaje to co chce - dzięki swojej arogancji i bezczelności.
    Zaczęłam zaciskać dłoń na nadgarstku, tak bardzo, że paznokcie wbiły mi się w skórę, powodując niemal ból, kiedy Ross jechał zbyt szybko. Czułam, że robi się niedobrze. Zacisnęłam powieki nie chcąc widzieć jak szybko jedziemy autostradą. Nie chciałam widzieć wszystkich mijanych aut.
- Czemu po prostu nie powiedz, żebym zwolnił? - zapytał oschle, znacznie zmniejszając szybkość. Słyszałam, że wciąż był zły, chociaż nie wiem z jakiego powodu. To ja miałam prawo być zła, a nie on.  - I  dlaczego choć raz nie zrobisz czegoś, o co ktoś Cię prosi i patrzysz tylko na siebie? - dodał po krótkiej ciszy.
- Nawet nie wiesz z jak wielu rzeczy zrezygnowałam robiąc coś dla innych. - odparłam spokojnie.
- Właśnie widzę.
- Chrzań się, Lynch. - rzuciłam i moja złość znów powróciła. Nigdy nie przypuszczałam, że mogę być aż tak wściekła na osobę, którą kocham.
- Własnie to zrobiłem, wczoraj. - przez jego twarz przemknął cień uśmiechu, a jego ton głosu był łagodniejszy. Sam też nie był już zdenerwowany. Był bardziej znudzony.
- Palant.  - fuknęłam.
- Egoistka. - zaśmiał się, ale ja nie widziałam powodów do śmiechu.
- Gdzie Ty jedziesz? - zauważyłam.
- Do domu. Mojego. - ogarnęła mnie nagła panika, przed spotkaniem z R5. Wyobrażałam sobie ich głośny dom, śmiechy i wygłupy, a nagle wchodzę ja i wszyscy cichną. Nastaje krępująca cisza, a Ross prowadzi mnie do swojego pokoju, żebyśmy mogli normalnie rozmawiać. Odetchnęłam ciężko, gdy blondyn zaparkował przed swoim domem. Nagła fala gorąca rozlała się po moim ciele. Wysiadłam z samochodu, zakładając ręce na klatkę piersiową i podeszłam do drzwi. Chwilę później dołączył do mnie Ross i otworzył drzwi, wpuszczając mnie do środka. Ruszyliśmy do salonu, gdzie Riker siedział na kanapie z wtuloną do siebie jakąś dziewczyną, na co moje serce zabiło mocniej. Nie wiem skąd taka reakcja, zdziwiłam się. Nie wiedziałam, że kogoś ma. Chwilę później dostrzegłam, że na telewizorze włączona jest jakaś gra i mój wzrok powędrował na fotel, na którym siedział Ryland  z padem w dłoni. Z takim samym padem w rękach na podłodze siedział Rocky. Grali w jakąś grę wojenną, wciąż krzycząc do siebie jakieś polecenia i wymachując padami, jakby miało im to w czymś pomóc. Riker dawał im wskazówki, a dziewczyna wtulona w niego śmiała się, widząc przejęcie chłopaków grą. Okrążyłam salon wzrokiem, szukając Rydel. Dostrzegłam ją. Stała przy schodach, przyglądając się nam z poważną miną. Poczułam się niezręcznie. Ross odchrząknął, więc wszyscy zgromadzeni skupili uwagę na nas. Jeszcze raz przejrzałam się twarzom im wszystkich, zatrzymując się na Rydel, która zbliżała się do nas powoli. W salonie zapadła cisza, jak przewidywałam. Odnalazłam dłoń Rossa, ściskając ją z całej siły.
- Cholera, Rocky, patrzysz jak grasz? - ciszę przerwał Ryland. Spojrzałam na telewizor. Przegrali. Wtedy RyRy również przeniósł na mnie swój wzrok. - Oh, wow. - szepnął. Chyba wszyscy czuli się tak samo niekomfortowo w tej sytuacji.
- Danny. - nie zdążyłam nic zrobić, kiedy blondynka była wtulona we mnie, a ja czułam jej wiśniowy szampon do włosów. Zaskoczona jej reakcją odwzajemniłam uścisk dopiero po chwili. Ścisnęłam ją mocno, nie mogąc uwierzyć, że znów ją widzę.
- Tak bardzo mi Ciebie brakowało, Delly. - szepnęłam,  kiedy oderwałyśmy się od siebie.  Zauważyłam Rocky'ego, stojącego przede mną i przyglądającego mi się.
- Ty nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłaś!. - krzyknął - Myślałem, że ten idiota już zawsze będzie chodził przygaszony. - zaczął się śmiać, a następnie połaskotał mnie, na co pisnęłam przerażona.
- Rocky! - krzyknęłam przez śmiech. Brunet przestał i chwilę później byłam w ramionach Rylanda. Nie na długo jednak, bo ktoś nagle szarpnął go do tyłu, i przyciągnął mnie do siebie, mocno mnie do siebie przytulając.
- Przepraszam za to, co wtedy powiedziałem. - usłyszałam uspakajający głos Rikera i nic nie mówiąc ścisnęłam go mocniej.
- To jest Savannah. - wskazał na dziewczynę, którą wcześniej obejmował. - Sav, to Danny. - przedstawił mnie. Uśmiechnęłam się do Savannah i podałyśmy sobie dłonie.
  Resztę dnia spędziłam u Lynchów na graniu w gry wideo i butelkę. Ok. 24 byłam tak zmęczona, że poszłam spać, a Ross poszedł razem ze mną.


---------
musiałam tak skończyć rozdział, bo nie wiedziałam co dalej napisać haha xd ups

wtorek, 21 lipca 2015

#40

2 komentarze = rozdział

- Dasz radę - szepnęłam sama do siebie stojąc przed salą gimnastyczną. To ostatni dzień szkoły. Wreszcie odpocznę - i to nie tylko na dwa miesiące. Na całe życie! Kończę szkołę. Może nie z najlepszymi wynikami, ale kończę.Wyciągnęłam rękę, żeby otworzyć drzwi, ale natychmiast ją cofnęłam. Dobrze wiem, że nawet w ostatni dzień będą mnie wyśmiewać.
- Dlaczego nie wchodzisz? - zapytała nauczycielka, która właśnie do mnie podeszła i otworzyła przede mną drzwi. Przełknęłam ślinę i powoli weszłam do środka. Było mi gorąco, nie mogłam oddychać. Za każdym razem kiedy zauważyłam, że ktoś coś szepce, albo się śmieje, byłam pewna, że to z mojego powodu. Chciałam odebrać to świadectwo i po prostu wyjść. Zostawić szkołę za sobą i nie wracać do najgorszych lat naszego życia.
- Danny Honses. - powiedziała dyrektorka, czekając aż podejdę. Czułam na sobie spojrzenia wszystkich. Chcę zapaść się pod ziemię! Czułam jak moje policzki płoną, nogami jak z waty ruszyłam odebrać świadectwo. Uścisnęłam dłoń kobiety i szybkim krokiem wróciłam na miejsce.

- Udało Ci się zdać? - usłyszałam czyiś szyderczy śmiech. Odwróciłam się na pięcie, nabierając powietrza.
- Jak widać. - uśmiechnęłam się.  Dziewczyna rozłożyła usta i spojrzała na swoją przyjaciółkę. Znów się odwróciłam, chcąc odejść.
- Nie wiem dlaczego Ross z Tobą jest. Jesteś obrzydliwa, jak on może Cię całować? Może on jest gejem, a z Tobą jest tylko dlatego, że jesteś naiwna, a media muszą poznać jakąś bajeczkę? - Parsknęłam śmiechem i odwróciłam się, podchodząc szybko do szatynki. Zamachnęłam się i uderzyłam ją z całej siły w twarz.
- Pieprz się Rowan. - splunęłam i wyszłam ze szkoły.


   Ciepłe powietrze otuliło moje ciało z momentem otworzenia drzwi.  Wyszłam na zewnątrz i ruszyłam do domu. Co dziś zrobiłam? Po 4 latach postawiłam się komuś, kto mnie dręczył. Co z tego mam? W sumie to nic. Może małą satysfakcje i ubaw po zobaczeniu jej miny. Ale wspomnienie o Rossie ukuło mnie w serce. Oczywiście, mogłam powiedzieć, że z nim nie jestem, ale nie zniosłabym kolejnej dawki obrażających mnie słów. Powoli zbliżałam się do domu, więc wyjęłam już klucze, żeby później nie szukać. Im bliżej byłam tym szybciej szłam, jednak przed samym domem zaczęłam zwalniać kroku. W końcu stanęłam w miejscu, przełknęłam ślinę i nie wiedziałam, czy czasem nie śnię. Zamrugałam kilka razy, jednak obraz ten dalej nie zniknął.
Stał tam, oparty jedną nogą o bramę. Głowę też opierał na bramie, patrząc przed siebie smutnym, pustym wzrokiem. Słońce świeciło dziś nadzwyczaj mocno, przez co wydawało się, jakby jego włosy lśniły.Opadały mu one na czoło, jednak idealnie widziałam jego twarz. Ręce schował w kieszeni spodni. Podchodziłam coraz bliżej, nie mogąc uwierzyć, że to się  dzieje. Stałam obok niego, a on wciąż nawet na mnie nie spojrzał. Zapatrzony był przed siebie, ale wiem, że czuł moją obecność.
Jedyny ruch jaki u niego dostrzegłam to oblizanie warg.
- To nie tak miało wyjść. - odezwał się wreszcie, nie przenosząc na mnie wzroku.
- O czym Ty mówisz? - zaśmiał się, odwracając głowę. Spojrzałam mu w oczy, w których przez chwilę zobaczyłam nadzieję.
- To ja odszedłem, a wciąż obwiniałem Ciebie. Ale nie chcę być tak daleko od Ciebie dopóki nic nie wyjaśnimy. - wspięłam się na palce i przeniosłam ręce na jego kark, przyciągając go do siebie. Odnalazłam jego wargi i połączyłam je z moimi. Ross odwzajemnił pocałunek dopiero po chwili, przenosząc ręce na moje biodra. Przygryzł moją dolną wargę, a następnie przejechał po niej językiem. Przyciągnęłam Go mocniej do siebie, czując, jak pieści językiem moje podniebienie. Wplątałam jedną rękę w jego gęste, miękkie włosy. Oderwał się ode mnie, na co jęknęłam niezadowolona. Oparł czoło o moje i spojrzał mi w oczy. Jego oczy nie były już takie puste jak jeszcze 10 minut temu. Pojawiła się w nich radość.
- Nie rób mi tak więcej. - westchnął, próbując uspokoić oddech.
- Jasne. - zaśmiałam się, muskając ustami jego szyję. - Ale skąd wiedziałeś, gdzie...
- Twoja ciocia mi powiedziała. Nie wierzę, że mieszkasz sama. - uniósł dwukrotnie brwi. Uderzyłam go w ramię. Nie wierzyłam, że stoi znów przede mną, że znów mogę go dotykać i całować Go kiedy zechcę.


                                             
***
  Opadłam plecami na łóżko, a moja koszulka wylądowała na podłodze. Wygięłam plecy w łuk i próbowałam złapać powietrze, czując ogromny ból.
- Wszytko w porządku? - zapytał Ross, unosząc jedną brew. - Możemy przestać. - jęknął, nie przestając całować mojego brzucha i piersi.
- Nie! - odpowiedziałam odrobinę zbyt szybko. Jego usta błądziły po moim ciele, a w środku mnie rozpływała się fala gorąca. Wiłam się pod każdym jego dotykiem, czując, że jestem już na skraju wytrzymania, a to był dopiero początek. Ross jednym zwinnym ruchem odpiął mój stanik i rzucił go gdzieś za siebie, sprawiając, że zostałam już tylko majtkach, a on - w bokserkach. Spojrzał mi w oczy i połączył nasze usta w pocałunku, delikatnie ugniatając moje piersi. Przeniósł swoje pocałunki na moją szyję, potem znów piersi, brzuch i w końcu na materiał mojej bielizny, która teraz, pod jego ustami zdawała się nie istnieć.
- Ross... - szepnęłam. Jego oczy były całe czarne, przepełnione pożądaniem. Mogłam sobie jedynie wyobrażać, jak wyglądały moje. Zdjął  swoje różowe bokserki, a następnie powoli zsuwał ze mnie czerwone majtki. Zdawało się, jakby ta czynność trwała wiecznie. Jedyne światło w pokoju to były promienie słoneczne, wpadające przez źle zasłonięte okno.
- Ross, proszę. - powtórzyłam.
- Lubię, jak mnie prosisz. - uśmiechnął się triumfująco. W normalnych okolicznościach przewróciłabym oczami, ale teraz kurczyły się we mnie wszystkie mięśnie i bardzo pragnęłam w końcu poczuć ulgę i spełnienie, nie miałam sił nawet nimi przewrócić. Ross sięgnął na podłogę po swoje spodnie i wyjął z kieszeni foliową paczuszkę. Przygryzłam dolną wargę, a jego oczy (o ile to możliwe) pociemniały jeszcze bardziej. Odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy.Rozchylił moje uda, a pod jego dotykiem poczułam, jak przez moją skórę przechodzą dreszcze. Poczułam jak muska włosami moją twarz i automatycznie otworzyłam oczy. Zauważyłam, jak zwisa nade mną i mi się przygląda  wzrokiem pełnym powagi. Ułożył ręce po obu stronach mojej głowy. Przeniosłam wzrok na jedną z nich, a następnie złapałam się za jego nadgarstki. Prawie krzyknęłam, gdy wszedł we mnie gwałtownie. Uśmiechnął się, jakby właśnie wstrzymywał śmiech przez moją reakcję. Zaczął poruszać się szybko i mocno, szepcąc mi do ucha słowa, na których ciężko było mi się skupić. Zaczął całować moje ucho, szyję, obsypywał pocałunkami całą moją twarz. Błądziłam rękoma po całym jego ciele, a on nie zwalniał tempa.
- Mocniej... - zdziwiłam się swoimi słowami. Jego ruchy już teraz były wystarczająco mocne. Syknął, gdy moje paznokcie wbiły się w jego plecy, wykonując moją prośbę.
- Danny -  jego stłumiony krzyk przedarł się przez mój gardłowy jęk. Zastygł w miejscu, z ustami na mojej szyi. Moje ciało pulsowało jeszcze, kiedy opadł na łóżku obok mnie, a ja ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej. Jedną ręką wciąż pieścił moje pośladki, a ja resztkami sił całowałam jego tors i szyję.

                                                           
***
   Wstałam z łóżka, czując rozkoszny ból w moim podbrzuszu. Już miałam wyjść z pokoju, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie mam na sobie nic, oprócz łańcuszka, który dostałam od Rossa na osiemnaste urodziny. Na podłodze przy łóżku leżała jego koszulka, więc sięgnęłam po nią i nawet nie musiałam zbliżać do niej swojej twarzy, żeby poczuć te cudowne perfumy. Przeciągnęłam ją przez głowę i założyłam czystą bieliznę. Powoli poszłam do salonu, gdzie Lynch w samych bokserkach oglądał jakiś film. Usiadłam mu okrakiem na kolanach i musnęłam językiem jego wargę.
- Czy Ty znów nosisz moją koszulkę? - zaśmiał się, wtulając się w moją szyję.
- Tak, a czy to jakiś problem? - uśmiechnęłam się, ale on tego nie widział.
- Mhm...wolę Cię bez niej. - mruknął, muskając nosem moją skórę. Roześmiałam się, wplątując rękę w jego włosy i przytulając go do siebie.
- Zjemy coś? - zapytał. Zeszłam z jego kolan, kiwając głową na boki i siadając obok niego.
- Dlaczego? - uniósł brwi.
- Nie chce mi się robić, a po za tym nawet chyba nie mam w lodówce nic na dobre śniadanie. - westchnęłam.
- To jedziemy na śniadanie do baru? - posłał mi znaczące spojrzenie, przytaknęłam wstając z kanapy i ruszając do pokoju. Ubrałam się w żółtą sukienkę i czarne buty na koturnie. Włosy rozpuściłam. Umyłam się i zeszłam na dół, podając Rossowi jego koszulkę. Nagle się ocknęłam. Przystanęłam w miejscu, kiedy blondyn zakładał koszulkę. Sięgnął po kluczki leżące na szafce w przedpokoju i zauważywszy mój wzrok uniósł brwi i uśmiechnął się.
- O co chodzi? - bardzo powoli podniósł klucze nie spuszczając mnie z oka.
- Wczoraj w ogóle o tym nie pomyślałam, ale... gdzie jest reszta? Muszę się z nimi zobaczyć! No i co z trasą? Powinna trwać jeszcze jakieś pół roku. - zmarszczyłam brwi, przyglądając mu się badawczo.
- Możemy porozmawiać o tym po śniadaniu? Wszyscy są tutaj, w LA. - powiedział i wyszliśmy z domu. Wcale nie chciałam rozmawiać o tym po śniadaniu. Dopiero teraz dotarło do mnie, że własnie wrócił z trasy jakby nigdy nic, w dodatku moi najlepsi przyjaciele są tutaj, a ja się z nimi nie widziałam. Nagle zaczął ogarniać mnie strach. Co jeżeli zrezygnowali z trasy? Fani R5 mnie znienawidzą. Oni już mnie nienawidzą. W mojej głowie kłębiło się mnóstwo pytań. Czy Riker wciąż mnie nienawidzi? Czy jeżeli mnie zobaczy nakrzyczy na mnie, czy się nie odezwie? W końcu kazał mi nie wracać i przestać ich ranić. Czy Rydel wciąż jest zła? Co myślą o mnie Rocky i Ell? Z nimi w ogóle nie miałam kontaktu od odejścia. A co, jak po tym co opowiedzieli im Ross i Riker nienawidzą mnie i są na mnie źli, jak Rydel? Co jeżeli ich spotkam i nikt się do mnie nie odezwie i jedyna osoba z R5, z którą będę rozmawiała to będzie Ross?
- Jesteśmy. - usłyszałam głos dziewiętnastolatka i odwróciłam wzrok za szybę. Zauważyłam bar do którego już nieraz mnie zabierał. Weszliśmy do środka. To nie była żadna elegancka restauracja. To był typowy bar, w którym przy drewnianych stolikach każde krzesło było inne, tak samo jak talerze i sztućce. Było to małe pomieszczenie, umiejscowione w mało znanej okolicy. Ale za to kucharki były tu najmilsze na świecie i robiły najpyszniejsze śniadania.
- O matko! Mary, przynieś mi no mi tu aparat! Zobacz kto przyszedł! - krzyknęła pani Marie, kiedy nas zauważyła. Zaśmiałam się, czując jak płonie mi twarz. Chwilę później Mary pojawiła się z aparatem mierząc nas wzrokiem.
- Matko, tyle Was tu nie było! - westchnęła, układając dłonie ubrudzone z mąki na twarzy. - Nasze Ronny wróciło. - czasami będąc tu czułam się jakbym była u moich babć, których tak naprawdę nigdy nie miałam. Ekscytowały się każdym naszym gestem i kochały nas jak swoich wnuków. Obie nas uścisnęły, a Ross posłał mi rozbawione spojrzenie.
- Co dla Was? - zapytała w końcu Marie.
- Dla mnie gofry z owocami i sok pomarańczowy. - uśmiechnęłam się.
- Czyli to co zawsze? Ross, Ty też to co zawsze? - miała na myśli jajecznicę, ale ten pokiwał głową, co chyba trochę ją zdziwiło.
- Dzisiaj smażony bekon i jajko sadzone, do tego sok jabłkowy i...to tyle. - uśmiechnął się i oboje zajęliśmy miejsce przy stoliku. Ross siedział na telefonie i znając życie przeglądał twittera, a ja w tym czasie obserwowałam jego twarz. Każdy jego gest. Każdy cień uśmiechu, który przemykał przez jego twarz, gdy przeczytał coś miłego lub zabawnego. Obserwowałam jego palce, piszące coś na klawiaturze jego telefonu. Mery postawiła przed nami talerze, a Lynch schował telefon do kieszeni posyłając jej uśmiech i dziękując.
- Smacznego. - rzucił, chwytając za  widelec.
- Smacznego. - odpowiedziałam i wzięłam gofra do ręki. Był tak pyszny, że dosłownie rozpływał mi się w ustach. Ross skończył jeść, gdy ja dopiero zaczynałam drugiego gofra. Wypił cały sok jabłkowy za jednym razem i teraz to on obserwował mnie. Ale ja jadłam i czułam się głupio. Czułam, ze zaraz zrobię z siebie idiotkę i się nie pomyliłam. Nie mogąc ugryźć kawałka jedzenia, szarpnęłam nim, przez co bita śmietana spadła mi na sukienkę, przy okazji brudząc mi twarz. Co z tego, że Ross widział mnie w każdej sytuacji i kochał mnie taką, jaką jestem? Moja twarz i tak płonęła, kiedy ten zaśmiał się, sięgając po serwetkę i wycierając mi nią brodę.
- Dobra, już jest po śniadaniu, co z trasą? - rzuciłam.
- Masz jeszcze prawie całego gofra, nie chcesz go skończyć? - zapytał, przenosząc wzrok na mój talerz.
- Nie. Powiedz mi o co chodzi!
- Dobra. Zjechaliśmy z trasy na tydzień, przez co musieliśmy poprzekładać koncerty. Mieliśmy tu sprawy do załatwienia. Wracamy za sześć dni, także spokojnie. - uśmiechnął się. Ja nie miałam powodu do uśmiechu. Czyli jednak muszę wytrzymywać bez niego jeszcze pół roku? A ja zrobiłam sobie niepotrzebną nadzieję.
- Ale co z nami? Ze mną? - zapytałam, starając się brzmieć pewnie i biorąc łyka soku. Prawie go wyplułam, słysząc jego odpowiedź.
- Jedziesz z nami.

____________________________
Typowe fan fikszyn w jednym rozdziale, hehe. 
+ nie umiem pisać tych głupich scenek. XD

niedziela, 19 lipca 2015

#39


                                                                              2 komentarze = rozdział



- Chciałam colę dietetyczną! - parsknęła blondynka, kiedy postawiłam przed nią szklankę.
- Słucham? Przecież my nie mamy dietetycznej, a po za tym od razu mówiłaś, że zwykłą! - krzyknęłam. - Przepraszam. - dodałam. Nie chciałam krzyknąć, ale od ostatnich wydarzeń ciągle chodzę zdenerwowana, a ta blondi mega działa mi na nerwy.
- Czy ona na mnie krzyknęła? - zwróciła się do chłopaka siedzącego obok niej. Blondyn westchnął ciężko, posyłając mi przepraszające spojrzenie. - Dlaczego nic z tym nie robisz? - uniosła się, teatralnie kładąc dłoń na swoją pierś.
- Megan, przecież zamawiałaś zwykłą...
- Mam tego dość! - przerwała mu, wstając od stolika i poprawiając spódniczkę, która ledwo zakrywała jej pośladki, a następnie wyszła z kawiarni. Spojrzałam na blondyna. Położył pieniądze na stoliku obok szklanki z colą i wstał, tak jak Megan przed chwilą.
- Strasznie Cię przepraszam. - jęknął i poszedł w ślady swojej dziewczyny i opuścił pomieszczenie.
    Wróciłam na zaplecze, zważając na fakt, że nie ma już żadnych klientów i rzuciłam notes na blat, nalewając sobie do szklanki wody.
- Poznałaś już Megan? - Callie, która w niewyjaśniony sposób pojawiła się obok mnie, wybuchnęła śmiechem. Uniosłam brwi, odwracając się tyłem do blatu i opierając się o niego plecami. Upiłam łyk wody.
- Czyli ona często tu bywa? - zapytałam.
- To najgorsza laska na świecie. Jest tutaj co piątek i zawsze strzela o coś fochy, ale nigdy nie wyszła. Chyba ją wkurzyłaś. - uśmiechnęła się zwycięsko, przecierając blat ściereczką.
- Ja ją? Chyba ona mnie. Okropne babsko. - rzuciłam i odłożyłam szklankę.
- Widzę. Nadal jesteś cała czerwona. - roześmiała się. - A co do piątków... dziś jest piątek. Masz jakieś plany?
- Tak. Siądę przed telewizorem i z miską popcornu i będę narzekać na żenującą grę aktorską różnych osób. - westchnęłam.
- Mogę dołączyć? - zapytała, przygryzając wargę. Przeniosłam na nią wzrok. - No wiesz, pewnie robiłabym to samo, więc może zrobimy to razem? Będę się dziś strasznie nudzić.
- Jasne! W sumie czemu nie, przynajmniej będę miała jakieś towarzystwo.
- Super! Dziękuuuję - uścisnęła mnie.
- Przyślę ci adres SMS'em. - odwiązałam mój fartuszek i odłożyłam go na wieszak. Zabrałam swoją torebkę i pożegnałam się z Callie, wychodząc z restauracji. Po drodze do domu wstąpiłam do sklepu po różne produkty spożywcze.
- Polecamy kubki z wizerunkiem zespołu R5. - rzuciła bez uczuć sprzedawczyni, kiedy skasowała wszystkie rzeczy. Spojrzałam na zdjęcie moich przyjaciół, czując ukłucie w sercu.
- Nie, dziękuję. - wykrztusiłam wreszcie, wyciągając z portfela pieniądze i podając je kobiecie. Odebrałam reklamówki, wychodząc ze sklepu. Ruszyłam do domu i z trudem odnalazłam klucz w torebce. Już prawie trafiłam w zamek, kiedy klucze wyślizgnęły mi się i spadły na ziemię.
- Cholera. - jęknęłam, schylając się, ale kiedy już trzymałam w dłoni przedmiot, jedna reklamówka pękła od spodu i wszystkie moje zakupy się wysypały. - Dlaczego mi to robisz?! - krzyknęłam, patrząc na niebo, mając nadzieję, że Bóg mnie usłyszał.  Schyliłam się więc po raz kolejny i zaczęłam zbierać zakupy i właśnie w tym momencie druga siatka zsunęła mi się z rąk i spadła na podłogę. - O tak, jesteś bardzo zabawny. Ciekawe co zrobisz w prima aprilis! - wyrzuciłam dłonie w górę i oparłam się o drzwi. Otarłam z czoła kropelki potu i westchnęłam, zauważając, że sądzi z drugiej strony ulicy przyglądają mi się z uniesionymi brwiami. Super. Teraz mają mnie za kretynkę!
Kucnęłam, próbując wśród wysypanych produktów odnaleźć klucz. Znalazłam go i otworzyłam drzwi, wchodząc do środka. Zabrałam z kuchni reklamówkę i wyszłam znów na dwór, zbierając wszystko co mi się wysypało. Na szczęście drugie zakupy nie ucierpiały wcale. Zabrałam toboły i położyłam je na blacie w kuchni. Nalałam sobie do szklanki wody i wypiłam ją za jednym razem.       Było mi strasznie gorąco, więc poszłam do łazienki i wzięłam gumkę. Zgięłam się wpół, tak, że włosy mi zwisały, i wtedy ujęłam je w ręce. Okręciłam kilka razy tak, żeby powstało coś w stylu koka i związałam włosy gumką, wyprostowując się. Wróciłam do kuchni i rozpakowałam wszystko.

        Nie chciałam pamiętać o R5, ale nie mogłam oszukiwać - ich muzyka była naprawdę dobra i dlatego gdy tylko napotkałam w sklepie ich nowy album Sometime Last Night musiałam kupić! Włączyłam więc płytę mimo wielkiego bólu w sercu gdy słyszałam głosy ich wszystkich. Ciągle gdzieś w środku miałam uczucie, jakby niektóre piosenki były o mnie, ale to było głupie uczucie. Może ,,Stay With Me" gdzieś miało coś ze mnie. Jedna piosenka na całą EP. Ale cały album? Byłam wariatką myśląc tak.


   W domu rozbrzmiewały różne piosenki R5, a ja chodziłam i sprzątałam. W końcu miałam dziś gościć tu Callie. Była naprawdę cudowną dziewczyną i przy niej nie można było się nudzić. Była też przeciwieństwem mnie. Potrafiła walczyć o swoje i była bardzo pewna siebie. Z resztą była bardzo ładna, no i rok ode mnie starsza. Trochę przypominała mi Rydel.  Była tak samo gadatliwa i tak samo wszystko przeżywała. Bardzo ją polubiłam.

  Kiedy w końcu skończyłam była 18:00. Wysłałam Callie SMS'a z adresem, a sama poszłam jeszcze tylko wyrzucić śmieci.
- Co Ty tu robisz? - zapytałam smutno, patrząc na małego osobnika, siedzącego na moim śmietniku. - Może wpadniesz do mnie, co? - zaśmiałam się. - Ta, jasne, bo mi odpowiesz. - wzięłam czarnego, małego kota na ręce i wróciłam z nim do domu. Postawiłam go na podłodze w kuchni i wyjęłam z szafki dwie małe miseczki. Do jednej nalałam mleka, a do drugiej obrałam kurczaka, który został mi po wczorajszym obiedzie. Kot wyglądał na młodego, ale myślę, że mógł jeść kurczaka. Następnie postawiłam obie miski przed nim i wróciłam do pokoju, kładąc się na kanapie. Prawie zasnęłam, ale poczułam, jak miękkie futro muska moją rękę. Uchyliłam jedno oko i zauważyłam jak czarny kot wciska się pod moją rękę i próbuje zrobić sobie miejsce. Wstałam, wywracając oczami.
- Masz rację, wstaję. Dzięki. - parsknęłam, ruszając do kuchni.
O matko...ja jestem idiotką! Najpierw rozmawiam sama ze sobą, a potem z kotem! Muszę przestać, albo zamkną mnie w psychiatryku, mają sporo powodów.
 W kuchni przesypałam chipsy do  miski, zrobiłam popcorn i jakieś kanapki i  rozlałam picie do szklanek. Wyniosłam wszystko do salonu i postawiłam na stoliku, czekając na Callie.


                                                                         ***

- To co oglądamy? Jakiś horror, komedia, znów horror... - Callie przewróciła oczami, skacząc po kanałach, kiedy opadłam na kanapę obok niej, chwytając miskę z popcornem. - O, premiera Teen Beach 2 na Disney Channel. - wybuchnęła śmiechem - Szczerze mówiąc, to może coś na kanale dla dzieci będzie lepsze od tych ,, strasznych" - zrobiła cudzysłów w powietrzu - horrorów i nudnych komedii. Obejrzymy? Będzie śmiesznie. - przełknęłam ślinę. Oglądanie Rossa na ekranie przez jakieś dwie godziny? Tak to idealny pomysł, jeżeli się za nim tęskni i jeżeli był osobą, która odeszła, a była dla Ciebie tak ważna jak powietrze.
- Dobra. - rzuciłam. No bo co? Będę płakać przez całą noc przypominając sobie jak było, kiedy był obok mnie. Tak, najwyżej tyle.
- A oglądałaś pierwszą część? Ja nie i nie będę wiedzieć o co chodzi.
- Główni bohaterowie, których zaraz zobaczysz trafiają do ulubionego filmu jednego z tych bohaterów i takie tam.
- Oglądałaś? - roześmiała się. Nawet w objęciach samego Rossa, powiedziałam w myślach. Wstałam aby zgasić światło, a kiedy usiadłam obok Callie film właśnie się zaczął.
- Oglądałam ze względu na Maię Mitchell, bardzo ją lubię. - nie kłamałam. Uwielbiałam Maię odkąd ją poznałam. Pierwszą część oglądałam, bo Ross mnie o to prosił, ale kiedy wspomniał, że gra tam też Maia pomyślałam, że lepszego filmu być nie może.
- Okej, już cicho. - upomniała mnie, sięgając po miskę z chipsami. Uśmiechnęłam się widząc Maię. Jej widok sprawił, że za nią zatęskniłam, zapragnęłam się z nią zobaczyć, porozmawiać z nią. Kiedyś byłam z nią na spacerze. Ona i Rydel to dwie  najmilsze i najzabawniejsze dziewczyny jakie w życiu poznałam. W dodatku zazdrościłam jej urody. Zawsze podziwiałam jej grę aktorską, nawet zaczęłam oglądać serial ,,The Fosters" ze względu na jej główną rolę tam. Grała tak, jakby to wszystko działo się naprawdę.
- O, masz kota? - szepnęła, głaskając zwierzę, które właśnie wskoczyło na kanapę. - Jak się nazywa?
- Shor. - wykrztusiłam, przełykając ślinę. Świetnie wychodzi mi zapominanie.
- CICHO! O MATKO, BRADY WŁAŚNIE JEST BEZ KOSZULKI! - pisnęła, na co wywróciłam oczami. Tak, ja widziałam go też bez majtek, chciałam dodać, ale się powstrzymałam. Nawet się zaśmiałam, wyobrażając sobie jej imię.
- Tak właściwie on ma na imię Ross... - poprawiłam ją.
- Wiem, lubię R5. Ale teraz gra Brady'ego. - poprawiłam się na kanapie, kiedy powiedziała, że lubi R5. Nigdy nie wspominała i nawet nie sądziłam, że ich zna. Chciałam na chwilę wyjść z pokoju, a dzwoniący telefon, który zostawiłam w kuchni był idealną wymówką. Wstałam więc i ruszyłam jak najszybciej po telefon. Serce podskoczyło mi do gardła, kiedy zobaczyłam kto dzwoni.Chciałam się uszczypnąć, żeby zobaczyć, czy to czasem nie sen. Nie wierzyłam, że to w ogóle możliwe. Odebrałam, przykładając telefon do ucha. Nie byłam w stanie się odezwać.
- Halo? - zaczął, a po jego głosie poznałam, że jest pijany. Westchnęłam, oblizując wargi. - Wiem, że tam jesteś, słyszę jak oddychasz. Posłuchaj mnie teraz... - mówił pijackim tonem, o ile taki ton w ogóle istniał. - Dlaczego w ogóle to zrobiłaś, co? Przecież to tylko rok! Jeden zasrany rok! Wytrzymalibyśmy się, ale... - zaśmiał się - chyba byłaś zbyt słaba, żeby...ojej... przewróciłem Lunę. - w tle słyszałam dźwięk strun i upadającą na podłogę gitarę.
- Ross? - wykrztusiłam. Nawet nie wiedziałam, że płaczę. Po co zadzwonił? Żeby mnie pogrążyć? Chciałam się rozłączyć, ale znów zaczął mówić.
- Tak? Dobra, słuchaj... Ty nigdy mnie nie zniszczysz, ok? Ja się trzymam, daję radę. Chyba nawet jestem tym za czym tęsknisz...ale wiesz co? Napisałem piosenkę o Tobie. Stay With Me, posłuchaj sobie, myślę, że jest ciekawa, fanom się podoba. Dobra, muszę coś ze sobą zrobić, chyba się jeszcze napiję. - znów się zaśmiał. - Ross wszystko w porządku? Z kim rozmawiasz? - nabrałam powietrza, słysząc w tle głos Rydel.
- Danny? - jej głos mnie zdołował. Zaniosłam się płaczem.
- Rydel, proszę, powiedz o co chodziło? Co ja mu zrobiłam? - zapytałam przez łzy. Gardło bolało mnie od narastającej w nim guli.
- Co mu zrobiłaś? Zostawiłaś Go w najtrudniejszym dla niego momencie. Znowu. Przepraszam, że Ci przeszkodził, za dużo wypił.
- Delly, błagam! Ty też jesteś na mnie zła? Potrzebuję Cię, Rydel! Jesteś moją najlepszą przyjaciółką... - głos mi się zarwał.
- Muszę, kończyć, cześć. - i dźwięk przerwanego sygnału. Odłożyłam telefon, czując jak ogromny ból przeszywa moje ciało. Potrzebowałam ich wszystkich. Po co on zadzwonił? Błagam niech to się skończy. Nie chcę żyć w świecie w którym ich nie ma. Błagałam w duchu, żeby to był tylko zły sen. Żebym się obudziła, własnie w tym momencie, ale nie mogłam. Nie mogłam się obudzić. Może powinnam dopiero zasnąć? Nie rozumiałam mojego życia. Los się nade mną znęcał? Ale co takiego zrobiłam? Przez całe życie siedziałam sobie w kącie i nikomu nie przeszkadzałam. A i tak zawsze zdarzało mi się najgorsze.
-------------------------------------
Szczerze to nie podoba mi się ten rozdział. Mało się w nim dzieje i w ogóle. Ale miałam pomysł już od kilku tygodni na rozmowę Rossa i Danny, która miała się odbyć pod koniec rozdziału, a nie miałam pojęcia jak zacząć i rozwinąć rozdział xd musicie mi wybaczyć, ale chcę, aby od kolejnego rozdziału działo się więcej, mam nadzieję, że mi się uda. Czekam na komentarze :) + potem przejrzę rozdział i poprawię błędy i tutaj wiele przyśpieszyłam, bo naprawdę EP wyszło już rok temu, a album dopiero teraz, a tutaj album jest ok tydzień po EP, ale to blog, tu nie wszystko się zgadza xd