wtorek, 21 lipca 2015

#40

2 komentarze = rozdział

- Dasz radę - szepnęłam sama do siebie stojąc przed salą gimnastyczną. To ostatni dzień szkoły. Wreszcie odpocznę - i to nie tylko na dwa miesiące. Na całe życie! Kończę szkołę. Może nie z najlepszymi wynikami, ale kończę.Wyciągnęłam rękę, żeby otworzyć drzwi, ale natychmiast ją cofnęłam. Dobrze wiem, że nawet w ostatni dzień będą mnie wyśmiewać.
- Dlaczego nie wchodzisz? - zapytała nauczycielka, która właśnie do mnie podeszła i otworzyła przede mną drzwi. Przełknęłam ślinę i powoli weszłam do środka. Było mi gorąco, nie mogłam oddychać. Za każdym razem kiedy zauważyłam, że ktoś coś szepce, albo się śmieje, byłam pewna, że to z mojego powodu. Chciałam odebrać to świadectwo i po prostu wyjść. Zostawić szkołę za sobą i nie wracać do najgorszych lat naszego życia.
- Danny Honses. - powiedziała dyrektorka, czekając aż podejdę. Czułam na sobie spojrzenia wszystkich. Chcę zapaść się pod ziemię! Czułam jak moje policzki płoną, nogami jak z waty ruszyłam odebrać świadectwo. Uścisnęłam dłoń kobiety i szybkim krokiem wróciłam na miejsce.

- Udało Ci się zdać? - usłyszałam czyiś szyderczy śmiech. Odwróciłam się na pięcie, nabierając powietrza.
- Jak widać. - uśmiechnęłam się.  Dziewczyna rozłożyła usta i spojrzała na swoją przyjaciółkę. Znów się odwróciłam, chcąc odejść.
- Nie wiem dlaczego Ross z Tobą jest. Jesteś obrzydliwa, jak on może Cię całować? Może on jest gejem, a z Tobą jest tylko dlatego, że jesteś naiwna, a media muszą poznać jakąś bajeczkę? - Parsknęłam śmiechem i odwróciłam się, podchodząc szybko do szatynki. Zamachnęłam się i uderzyłam ją z całej siły w twarz.
- Pieprz się Rowan. - splunęłam i wyszłam ze szkoły.


   Ciepłe powietrze otuliło moje ciało z momentem otworzenia drzwi.  Wyszłam na zewnątrz i ruszyłam do domu. Co dziś zrobiłam? Po 4 latach postawiłam się komuś, kto mnie dręczył. Co z tego mam? W sumie to nic. Może małą satysfakcje i ubaw po zobaczeniu jej miny. Ale wspomnienie o Rossie ukuło mnie w serce. Oczywiście, mogłam powiedzieć, że z nim nie jestem, ale nie zniosłabym kolejnej dawki obrażających mnie słów. Powoli zbliżałam się do domu, więc wyjęłam już klucze, żeby później nie szukać. Im bliżej byłam tym szybciej szłam, jednak przed samym domem zaczęłam zwalniać kroku. W końcu stanęłam w miejscu, przełknęłam ślinę i nie wiedziałam, czy czasem nie śnię. Zamrugałam kilka razy, jednak obraz ten dalej nie zniknął.
Stał tam, oparty jedną nogą o bramę. Głowę też opierał na bramie, patrząc przed siebie smutnym, pustym wzrokiem. Słońce świeciło dziś nadzwyczaj mocno, przez co wydawało się, jakby jego włosy lśniły.Opadały mu one na czoło, jednak idealnie widziałam jego twarz. Ręce schował w kieszeni spodni. Podchodziłam coraz bliżej, nie mogąc uwierzyć, że to się  dzieje. Stałam obok niego, a on wciąż nawet na mnie nie spojrzał. Zapatrzony był przed siebie, ale wiem, że czuł moją obecność.
Jedyny ruch jaki u niego dostrzegłam to oblizanie warg.
- To nie tak miało wyjść. - odezwał się wreszcie, nie przenosząc na mnie wzroku.
- O czym Ty mówisz? - zaśmiał się, odwracając głowę. Spojrzałam mu w oczy, w których przez chwilę zobaczyłam nadzieję.
- To ja odszedłem, a wciąż obwiniałem Ciebie. Ale nie chcę być tak daleko od Ciebie dopóki nic nie wyjaśnimy. - wspięłam się na palce i przeniosłam ręce na jego kark, przyciągając go do siebie. Odnalazłam jego wargi i połączyłam je z moimi. Ross odwzajemnił pocałunek dopiero po chwili, przenosząc ręce na moje biodra. Przygryzł moją dolną wargę, a następnie przejechał po niej językiem. Przyciągnęłam Go mocniej do siebie, czując, jak pieści językiem moje podniebienie. Wplątałam jedną rękę w jego gęste, miękkie włosy. Oderwał się ode mnie, na co jęknęłam niezadowolona. Oparł czoło o moje i spojrzał mi w oczy. Jego oczy nie były już takie puste jak jeszcze 10 minut temu. Pojawiła się w nich radość.
- Nie rób mi tak więcej. - westchnął, próbując uspokoić oddech.
- Jasne. - zaśmiałam się, muskając ustami jego szyję. - Ale skąd wiedziałeś, gdzie...
- Twoja ciocia mi powiedziała. Nie wierzę, że mieszkasz sama. - uniósł dwukrotnie brwi. Uderzyłam go w ramię. Nie wierzyłam, że stoi znów przede mną, że znów mogę go dotykać i całować Go kiedy zechcę.


                                             
***
  Opadłam plecami na łóżko, a moja koszulka wylądowała na podłodze. Wygięłam plecy w łuk i próbowałam złapać powietrze, czując ogromny ból.
- Wszytko w porządku? - zapytał Ross, unosząc jedną brew. - Możemy przestać. - jęknął, nie przestając całować mojego brzucha i piersi.
- Nie! - odpowiedziałam odrobinę zbyt szybko. Jego usta błądziły po moim ciele, a w środku mnie rozpływała się fala gorąca. Wiłam się pod każdym jego dotykiem, czując, że jestem już na skraju wytrzymania, a to był dopiero początek. Ross jednym zwinnym ruchem odpiął mój stanik i rzucił go gdzieś za siebie, sprawiając, że zostałam już tylko majtkach, a on - w bokserkach. Spojrzał mi w oczy i połączył nasze usta w pocałunku, delikatnie ugniatając moje piersi. Przeniósł swoje pocałunki na moją szyję, potem znów piersi, brzuch i w końcu na materiał mojej bielizny, która teraz, pod jego ustami zdawała się nie istnieć.
- Ross... - szepnęłam. Jego oczy były całe czarne, przepełnione pożądaniem. Mogłam sobie jedynie wyobrażać, jak wyglądały moje. Zdjął  swoje różowe bokserki, a następnie powoli zsuwał ze mnie czerwone majtki. Zdawało się, jakby ta czynność trwała wiecznie. Jedyne światło w pokoju to były promienie słoneczne, wpadające przez źle zasłonięte okno.
- Ross, proszę. - powtórzyłam.
- Lubię, jak mnie prosisz. - uśmiechnął się triumfująco. W normalnych okolicznościach przewróciłabym oczami, ale teraz kurczyły się we mnie wszystkie mięśnie i bardzo pragnęłam w końcu poczuć ulgę i spełnienie, nie miałam sił nawet nimi przewrócić. Ross sięgnął na podłogę po swoje spodnie i wyjął z kieszeni foliową paczuszkę. Przygryzłam dolną wargę, a jego oczy (o ile to możliwe) pociemniały jeszcze bardziej. Odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy.Rozchylił moje uda, a pod jego dotykiem poczułam, jak przez moją skórę przechodzą dreszcze. Poczułam jak muska włosami moją twarz i automatycznie otworzyłam oczy. Zauważyłam, jak zwisa nade mną i mi się przygląda  wzrokiem pełnym powagi. Ułożył ręce po obu stronach mojej głowy. Przeniosłam wzrok na jedną z nich, a następnie złapałam się za jego nadgarstki. Prawie krzyknęłam, gdy wszedł we mnie gwałtownie. Uśmiechnął się, jakby właśnie wstrzymywał śmiech przez moją reakcję. Zaczął poruszać się szybko i mocno, szepcąc mi do ucha słowa, na których ciężko było mi się skupić. Zaczął całować moje ucho, szyję, obsypywał pocałunkami całą moją twarz. Błądziłam rękoma po całym jego ciele, a on nie zwalniał tempa.
- Mocniej... - zdziwiłam się swoimi słowami. Jego ruchy już teraz były wystarczająco mocne. Syknął, gdy moje paznokcie wbiły się w jego plecy, wykonując moją prośbę.
- Danny -  jego stłumiony krzyk przedarł się przez mój gardłowy jęk. Zastygł w miejscu, z ustami na mojej szyi. Moje ciało pulsowało jeszcze, kiedy opadł na łóżku obok mnie, a ja ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej. Jedną ręką wciąż pieścił moje pośladki, a ja resztkami sił całowałam jego tors i szyję.

                                                           
***
   Wstałam z łóżka, czując rozkoszny ból w moim podbrzuszu. Już miałam wyjść z pokoju, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie mam na sobie nic, oprócz łańcuszka, który dostałam od Rossa na osiemnaste urodziny. Na podłodze przy łóżku leżała jego koszulka, więc sięgnęłam po nią i nawet nie musiałam zbliżać do niej swojej twarzy, żeby poczuć te cudowne perfumy. Przeciągnęłam ją przez głowę i założyłam czystą bieliznę. Powoli poszłam do salonu, gdzie Lynch w samych bokserkach oglądał jakiś film. Usiadłam mu okrakiem na kolanach i musnęłam językiem jego wargę.
- Czy Ty znów nosisz moją koszulkę? - zaśmiał się, wtulając się w moją szyję.
- Tak, a czy to jakiś problem? - uśmiechnęłam się, ale on tego nie widział.
- Mhm...wolę Cię bez niej. - mruknął, muskając nosem moją skórę. Roześmiałam się, wplątując rękę w jego włosy i przytulając go do siebie.
- Zjemy coś? - zapytał. Zeszłam z jego kolan, kiwając głową na boki i siadając obok niego.
- Dlaczego? - uniósł brwi.
- Nie chce mi się robić, a po za tym nawet chyba nie mam w lodówce nic na dobre śniadanie. - westchnęłam.
- To jedziemy na śniadanie do baru? - posłał mi znaczące spojrzenie, przytaknęłam wstając z kanapy i ruszając do pokoju. Ubrałam się w żółtą sukienkę i czarne buty na koturnie. Włosy rozpuściłam. Umyłam się i zeszłam na dół, podając Rossowi jego koszulkę. Nagle się ocknęłam. Przystanęłam w miejscu, kiedy blondyn zakładał koszulkę. Sięgnął po kluczki leżące na szafce w przedpokoju i zauważywszy mój wzrok uniósł brwi i uśmiechnął się.
- O co chodzi? - bardzo powoli podniósł klucze nie spuszczając mnie z oka.
- Wczoraj w ogóle o tym nie pomyślałam, ale... gdzie jest reszta? Muszę się z nimi zobaczyć! No i co z trasą? Powinna trwać jeszcze jakieś pół roku. - zmarszczyłam brwi, przyglądając mu się badawczo.
- Możemy porozmawiać o tym po śniadaniu? Wszyscy są tutaj, w LA. - powiedział i wyszliśmy z domu. Wcale nie chciałam rozmawiać o tym po śniadaniu. Dopiero teraz dotarło do mnie, że własnie wrócił z trasy jakby nigdy nic, w dodatku moi najlepsi przyjaciele są tutaj, a ja się z nimi nie widziałam. Nagle zaczął ogarniać mnie strach. Co jeżeli zrezygnowali z trasy? Fani R5 mnie znienawidzą. Oni już mnie nienawidzą. W mojej głowie kłębiło się mnóstwo pytań. Czy Riker wciąż mnie nienawidzi? Czy jeżeli mnie zobaczy nakrzyczy na mnie, czy się nie odezwie? W końcu kazał mi nie wracać i przestać ich ranić. Czy Rydel wciąż jest zła? Co myślą o mnie Rocky i Ell? Z nimi w ogóle nie miałam kontaktu od odejścia. A co, jak po tym co opowiedzieli im Ross i Riker nienawidzą mnie i są na mnie źli, jak Rydel? Co jeżeli ich spotkam i nikt się do mnie nie odezwie i jedyna osoba z R5, z którą będę rozmawiała to będzie Ross?
- Jesteśmy. - usłyszałam głos dziewiętnastolatka i odwróciłam wzrok za szybę. Zauważyłam bar do którego już nieraz mnie zabierał. Weszliśmy do środka. To nie była żadna elegancka restauracja. To był typowy bar, w którym przy drewnianych stolikach każde krzesło było inne, tak samo jak talerze i sztućce. Było to małe pomieszczenie, umiejscowione w mało znanej okolicy. Ale za to kucharki były tu najmilsze na świecie i robiły najpyszniejsze śniadania.
- O matko! Mary, przynieś mi no mi tu aparat! Zobacz kto przyszedł! - krzyknęła pani Marie, kiedy nas zauważyła. Zaśmiałam się, czując jak płonie mi twarz. Chwilę później Mary pojawiła się z aparatem mierząc nas wzrokiem.
- Matko, tyle Was tu nie było! - westchnęła, układając dłonie ubrudzone z mąki na twarzy. - Nasze Ronny wróciło. - czasami będąc tu czułam się jakbym była u moich babć, których tak naprawdę nigdy nie miałam. Ekscytowały się każdym naszym gestem i kochały nas jak swoich wnuków. Obie nas uścisnęły, a Ross posłał mi rozbawione spojrzenie.
- Co dla Was? - zapytała w końcu Marie.
- Dla mnie gofry z owocami i sok pomarańczowy. - uśmiechnęłam się.
- Czyli to co zawsze? Ross, Ty też to co zawsze? - miała na myśli jajecznicę, ale ten pokiwał głową, co chyba trochę ją zdziwiło.
- Dzisiaj smażony bekon i jajko sadzone, do tego sok jabłkowy i...to tyle. - uśmiechnął się i oboje zajęliśmy miejsce przy stoliku. Ross siedział na telefonie i znając życie przeglądał twittera, a ja w tym czasie obserwowałam jego twarz. Każdy jego gest. Każdy cień uśmiechu, który przemykał przez jego twarz, gdy przeczytał coś miłego lub zabawnego. Obserwowałam jego palce, piszące coś na klawiaturze jego telefonu. Mery postawiła przed nami talerze, a Lynch schował telefon do kieszeni posyłając jej uśmiech i dziękując.
- Smacznego. - rzucił, chwytając za  widelec.
- Smacznego. - odpowiedziałam i wzięłam gofra do ręki. Był tak pyszny, że dosłownie rozpływał mi się w ustach. Ross skończył jeść, gdy ja dopiero zaczynałam drugiego gofra. Wypił cały sok jabłkowy za jednym razem i teraz to on obserwował mnie. Ale ja jadłam i czułam się głupio. Czułam, ze zaraz zrobię z siebie idiotkę i się nie pomyliłam. Nie mogąc ugryźć kawałka jedzenia, szarpnęłam nim, przez co bita śmietana spadła mi na sukienkę, przy okazji brudząc mi twarz. Co z tego, że Ross widział mnie w każdej sytuacji i kochał mnie taką, jaką jestem? Moja twarz i tak płonęła, kiedy ten zaśmiał się, sięgając po serwetkę i wycierając mi nią brodę.
- Dobra, już jest po śniadaniu, co z trasą? - rzuciłam.
- Masz jeszcze prawie całego gofra, nie chcesz go skończyć? - zapytał, przenosząc wzrok na mój talerz.
- Nie. Powiedz mi o co chodzi!
- Dobra. Zjechaliśmy z trasy na tydzień, przez co musieliśmy poprzekładać koncerty. Mieliśmy tu sprawy do załatwienia. Wracamy za sześć dni, także spokojnie. - uśmiechnął się. Ja nie miałam powodu do uśmiechu. Czyli jednak muszę wytrzymywać bez niego jeszcze pół roku? A ja zrobiłam sobie niepotrzebną nadzieję.
- Ale co z nami? Ze mną? - zapytałam, starając się brzmieć pewnie i biorąc łyka soku. Prawie go wyplułam, słysząc jego odpowiedź.
- Jedziesz z nami.

____________________________
Typowe fan fikszyn w jednym rozdziale, hehe. 
+ nie umiem pisać tych głupich scenek. XD

3 komentarze:

  1. Co się z tym czymś dzieje, znowu komentarz się usunął x
    Mam dziwne przeczucia że to zdjęcie to photoshop
    Ja miałam nadzieje że będzie jakaś akcja typu 'kłotnia' itp itd... A oni się całują i jeszcze takie inne hhihi
    SKĄD TY WZIĘŁAŚ TO TYPOWE FF?
    Typowe jest jak są naleśniki :')
    Czekam na nexta
    ~ Char xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest photoshop i chodziło mi o to, że od razu się całują haha xD

      Usuń
  2. Dopiero po przeczytaniu tego, doszłam do dziwnego wniosku.....
    Chłopaki to dziwne i wielkie stworzenia! XD
    Rozdzial ogolnie super.
    Scenka jest super, nie gadaj xd
    Ona z nimi jedzie! Jedzie!
    Juz sie nie moglam doczekac kiedy on wroci i znow bedzie Ronny! I jest! Jest!
    Czekam!

    -Wika aka ponczek

    OdpowiedzUsuń