2 komentarze = rozdział
Tydzień bez nich minął tak jak dzień pożegnania. Zalana łzami nawet nie wstawałam z łóżka. No może na chwilę, aby się umyć, lub pójść do toalety. Nawet nie jadłam, może w któryś z tych siedmiu dni zjadłam jakąś kanapkę, ale nie pamiętam. Nie czułam głodu. Nie czułam w sumie nic, prócz smutku. Chciałam być znów przy nich. Przy R5. Przy moich przyjaciołach i moim chłopaku. Leżałam na łóżku sięgając po kolejną chusteczkę, kiedy w pokoju rozbrzmiał się dźwięk mojego dzwonka. Odnalazłam telefon na szafce i przewróciłam oczami, widząc kto dzwoni.
- Halo? - zaczęłam jak zawsze.
- Pójdziemy dziś gdzieś? - w słuchawce rozległ się entuzjastyczny głos chłopaka.
- Matt, ja...
- Nie kończ. Wiem. Nie masz ochoty i jesteś zmęczona. To cześć. - jego podekscytowanie jakby wygasło, a ja miałam wyrzuty sumienia. Rozłączył się, a ja jeszcze chwilę trzymałam telefon przy uchu. Westchnęłam. Nie mogę przez rok siedzieć w pokoju i płakać. Od czegoś trzeba zacząć. I mimo, że mam ochotę położyć się do łóżka i usnąć, a obudzić się dopiero na powrót R5, stwierdziłam, że muszę coś ze sobą zrobić. Tym bardziej, że Matt wydzwania do mnie z propozycją wyjścia gdzieś już od tygodnia. Oblizałam usta i wybrałam numer chłopaka. Przygryzłam wargę kiedy w słuchawce rozległ się sygnał.
- Tak? - przełknęłam ślinę.
- Gdzie konkretnie chciałbyś wyskoczyć? - zapytałam, przygryzając wewnętrzną stronę policzka.
- Może do moich znajomych? Posiedzielibyśmy sobie, porozmawiali... - poczułam, że serce bije mi szybciej. Bałam się? Chyba tak. Spędzanie czasu z ludźmi, których nie znam, na dodatek znajomymi Matt'a? Może jeszcze tymi samymi, którzy prawie mi coś zrobili?
- To co? - głos chłopaka wyrwał mnie z zamyślenia.
- Ok. - idiotko! Co Ty powiedziałaś?! Zacisnęłam oczy, zdając sobie sprawę na co właśnie się zgodziłam.
- To będę u Ciebie za godzinę, może być? - pokiwałam głową, ale zdając sobie sprawę, że on tego nie zobaczy rzuciłam krótkie ,,tak" i rozłączyłam się. Obracałam kilka razy telefon w ręku, myśląc nad moją głupotą, a potem wstałam i podeszłam do szafy. Otworzyłam mebel, wyjmując z niego biały t shirt z napisem ,,I think I'm in love. No wait...I was just hungry" oraz czarne rurki. Wyszłam z pokoju i ruszyłam do łazienki. Przeraziłam się swoim widokiem. Moje oczy były czerwone i napuchnięte. Włosy sterczały każdy w inną stronę. Na dodatek rana przy ustach ani trochę się nie goiła. Umyłam twarz i użyłam podkładu. Nałożyłam pod oczy korektor i musnęłam rzęsy tuszem. Ranę w kąciku ust również zamaskowałam korektorem. Uczesałam włosy i spięłam je w luźnego koka. Ubrałam się we wcześniej przygotowane ubrania i zeszłam do kuchni. Zrobiłam sobie tosta z serem, bo po raz pierwszy od tygodnia byłam głodna. Właśnie zmywałam po sobie talerz, kiedy po domu rozszedł się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć i ujrzawszy Matt'a zmusiłam się do uśmiechu. Założyłam buty i czarną skórzaną kurtkę i wyszłam, zamykając za sobą drzwi. W ciszy wsiedliśmy do jego samochodu.
- O czym myślisz? - zapytał nagle. Mrugnęłam kilka razy odwracając się w jego stronę.
- O...niczym. - zbyłam Go, zauważając jak samochód się zatrzymuje. - To tutaj? - wypuściłam powietrze przyglądając się okolicy. Było strasznie. Blok, pod którym się zatrzymywaliśmy był szary, a z jego ścian odpadał tynk. Na bloku widniały również różne żałosne napisy. Okolica była pusta, chociaż w niektórych oknach można było dostrzec ludzi, którzy uważnie się nam przyglądali. Wzdrygnęłam się, zdając sobie sprawę, że Matt czeka, aż wysiądę z samochodu. Wysiadłam, nadal dokładnie badając każdy skrawek tego miejsca. Bałam się. Weszliśmy do budynku i ku mojemu zdziwieniu zamiast w górę poszliśmy w dół.
- Gdzie idziemy? Do piwnicy? - zaczęłam oddychać szybciej. Bałam się coraz bardziej. Piwnice nie kojarzyły mi się dobrze. Bałam się też iść akurat tam z NIM. Może faktycznie wtedy mnie obronił, ale może chce mnie tylko wykorzystać? Odwrócił się, wyciągając rękę w moją stronę. Cofnęłam się do tyłu przyglądając się jego dłoni, a następnie patrząc mu w oczy. Pokiwałam głową, dając mu do zrozumienia, że nie zejdę na dół.
- Nie ufasz mi, prawda? - westchnął. Przełknęłam ślinę. - Proszę, chociaż spróbuj...nic Ci nie zrobię, jasne? - W jego oczach dostrzegłam coś, co pozwoliło mi mu uwierzyć. Ignorując jego rękę wyciągniętą w moją stronę, powoli ruszyłam za nim. Piwnice były tak samo straszne jak sam blok. W bardzo wielu miejscach porozstawiane były trutki na szczury. Drzwi do konkretnych piwnic były drewniane, a gdzieniegdzie tych drzwi brakowało. Ściany były popisane, a lampy wisiały tak nisko, że raz już uderzyłam o nie głową. Skręciliśmy, podchodząc do jednej z tych piwnic, gdzie brakowało drzwi. Na środku podłogi stała tam lampa, a dookoła niej siedzieli mężczyźni, ubrani w dresy i popijający alkohol, lub palący papierosy.
- Matt? Przyprowadziłeś dziewczynę? - odezwał się któryś z nich zachrypniętym głosem, podchodząc bliżej mnie. Położył kciuk na mojej brodzie, uwalniając spod nacisku zębów wargę, którą właśnie przygryzałam. Odwróciłam głowę w bok, tym samym zrzucając z siebie jego rękę. Splunął na ziemię, patrząc na mnie i uśmiechając się bezczelnie. Miałam ochotę zwymiotować.
- Jeżeli ma zamiar z nami przesiadywać, musi przejść test... - rzucił któryś z nich.
- Peter, to dziewczyna, dajcie spokój. - odpowiedział Matt, patrząc na mnie przepraszająco. Bałam się jeszcze bardziej niż na początku. Chciałam uciekać, ale kiedy widziałam Matt'a proszącego mnie o zaufanie i obiecującego, że nic mi nie zrobi było mi go szkoda. Chciał się dobrze bawić, obiecał, że będzie dobrze. Nie mógł tego przewidzieć. Przejdę ten test, cokolwiek mam zrobić, aby tylko on nie miał wyrzutów sumienia.
- Co mam zrobić? - wydukałam niepewnie. Matt i jak mniemam Peter wymienili kilka spojrzeń, a potem zaprowadzili mnie przed blok pod drzewo. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co chodzi i spojrzałam na nich pytająco.
- Widzisz linę? - zapytał Peter wskazują na sznur, którego wcześniej nie widziałam. Zwróciłam wzrok ku górze i zakręciło mi się w głowie. Lina przywiązana była do gałęzi drzewa, która znajdowała się jakieś cztery metry od ziemi.
- Co...co mam z nią zrobić? - żałowałam, że się na to zgodziłam.
- Więc. Wejdź na gałąź i usiądź. Wytrzymaj na niej dwie minuty i zejdź. - uśmiechnął się. Otworzyłam oczy szerzej. Byłam pewna, że zaraz zwymiotuję. Powoli podeszłam do liny, chwytając ją i podciągając się. Chyba sama nie widziałam co robić. W moich żyłach buzowała adrenalina, a ja coraz szybciej pięłam się ku górze.
- Nie patrz w dół, nie patrz w dół. - wyszeptałam sama do siebie. Wiedziałam, że kiedy spojrzę spanikuję. Po moim czole spłynęła kropelka potu. Dłonie bardzo mnie już bolały, przypuszczałam, że są nieźle obtarte. Nawet nie zauważyłam kiedy byłam już przy gałęzi. Analizowałam ją, próbując znaleźć sposób jak teraz na nią wejść. Bałam się puścić liny którąkolwiek ręką, bo byłam pewna, że wtedy spadnę. Nabrałam powietrza. Przymknęłam oczy i zarzuciłam lewą rękę na gałąź mocno się jej trzymając. Jak najszybciej zrobiłam to samo z drugą ręką i podciągnęłam się, powoli się obracając. Siedziałam. Odetchnęłam z ulgą. Naprawdę siedziałam. Żyję. Udało mi się.
- Nieźle! Teraz musisz wytrzymać dwie minuty! - krzyknął Peter, a ja nawet nie spojrzałam w dół. Ciągle patrzyłam w niebo, modląc się, aby być już na dole. - Złaź! - usłyszałam nagle i spojrzałam w dół. Zachwiałam się, jak najszybciej łapiąc się gałęzi aby nie spaść. Dwie minuty minęły naprawdę szybko. Powoli odwróciłam się, łapiąc się liny i zsuwając się w dół. Syknęłam, kiedy po raz kolejny zapiekły mnie dłonie. Powoli zniżałam się w dół. Zostało już niewiele do końca, jednak musiałam na chwilę się zatrzymać. Dłonie bardzo mnie piekły i traciłam siłę w rękach, postanowiłam, że chwila odpoczynku nic mi nie zrobi. Myliłam się. Spadłam z hukiem na ziemię. Upadłam na coś ostrego, co wbiło mi się w plecy. Próbowałam złapać oddech, ale nie mogłam. Czułam, jakbym się dusiła.
- Matt! - wykrztusiłam, łapczywie nabierając powietrza, które wciąż nie dostawało się do moich płuc. Nie mogłam się ruszyć. Wygięłam się w łuk, co sprawiło mi jeszcze większy ból. Matt klęczał obok mnie próbując coś zrobić.
- Zabieram Cię do szpitala. - rzucił, podnosząc się.
- Nie! - krzyknęłam najgłośniej, jak w tej chwili mogłam. Spojrzał na mnie unosząc brwi. Ja nie chciałam jechać do szpitala. Wszędzie, ale nie szpital. Błagam człowieku, nie rób mi tego. Proszę.
- Muszę Ci jakoś pomóc... - rzucił mi przepraszające spojrzenie i podniósł mnie, zanosząc do samochodu. Ułożył mnie na tylnym siedzeniu, a sam usiadł za kierownicą. Powoli odzyskiwałam oddech. Mogłam już powoli oddychać. Zamknęłam oczy, bo mimo to, że płuca już pracowały, ból nie ustępował. Nie wiem ile jechaliśmy. Przez całą drogę myślałam o ogromnym bólu.
Poczułam, że chłopak znów mnie podnosi i wyjmuje z samochodu. Zaniósł mnie do...szpitala. Nie chciałam, ale nie miałam już teraz wyboru.
Wylądowałam w sali z lekarką. Siedziałam odwrócona do niej plecami. Nie miałam na sobie bluzki, bo usuwała mi kawałki szkła z rany. Trochę to bolało, ale obiecałam sobie, że wytrzymam.
- Jak to się właściwie stało? - zapytała nagle, a ja znów usłyszałam kawałek szkła odbijającego się od metalowej miseczki.
- Przewróciłam się po prostu. - skłamałam. Westchnęła. Wiedziałam, że nie uwierzyła, ale chyba nie miała siły się kłócić. Kiedy skończyła, nakleiła mi na ranę sporych rozmiarów plaster. Podała mi opakowanie tabletek przeciwbólowych i wyjaśniła jak i kiedy je zażywać. Tyle dobrze, że jestem już pełnoletnia i nie musieli zawiadamiać cioci. Matt odwiózł mnie do domu. Przez całą drogę milczał.
- Przepraszam, ja... nie wiedziałem, że to się tak...
- Wiem. - przerwałam mu. - Wszystko w porządku. Naprawdę. - wymusiłam uśmiech. Wszystko mnie bolało, ale nie miałam mu tego za złe. Westchnął. Wysiadłam z samochodu i skierowałam się do mojego pokoju. Postanowiłam nie brać prysznica, bo rana była jeszcze świeża. Sama lekarka, powiedziała, że lepiej, abym dzisiaj tego nie robiła. Przebrałam się w piżamę i umyłam tylko twarz oraz zęby. Położyłam się na łóżku na brzuchu, starając się usnąć. Mimo tego, że wzięłam już drugą tabletkę, ból nie ustępował.
------
to jeden z najgorszych rozdziałów jakie napisałam ;-;
- Pójdziemy dziś gdzieś? - w słuchawce rozległ się entuzjastyczny głos chłopaka.
- Matt, ja...
- Nie kończ. Wiem. Nie masz ochoty i jesteś zmęczona. To cześć. - jego podekscytowanie jakby wygasło, a ja miałam wyrzuty sumienia. Rozłączył się, a ja jeszcze chwilę trzymałam telefon przy uchu. Westchnęłam. Nie mogę przez rok siedzieć w pokoju i płakać. Od czegoś trzeba zacząć. I mimo, że mam ochotę położyć się do łóżka i usnąć, a obudzić się dopiero na powrót R5, stwierdziłam, że muszę coś ze sobą zrobić. Tym bardziej, że Matt wydzwania do mnie z propozycją wyjścia gdzieś już od tygodnia. Oblizałam usta i wybrałam numer chłopaka. Przygryzłam wargę kiedy w słuchawce rozległ się sygnał.
- Tak? - przełknęłam ślinę.
- Gdzie konkretnie chciałbyś wyskoczyć? - zapytałam, przygryzając wewnętrzną stronę policzka.
- Może do moich znajomych? Posiedzielibyśmy sobie, porozmawiali... - poczułam, że serce bije mi szybciej. Bałam się? Chyba tak. Spędzanie czasu z ludźmi, których nie znam, na dodatek znajomymi Matt'a? Może jeszcze tymi samymi, którzy prawie mi coś zrobili?
- To co? - głos chłopaka wyrwał mnie z zamyślenia.
- Ok. - idiotko! Co Ty powiedziałaś?! Zacisnęłam oczy, zdając sobie sprawę na co właśnie się zgodziłam.
- To będę u Ciebie za godzinę, może być? - pokiwałam głową, ale zdając sobie sprawę, że on tego nie zobaczy rzuciłam krótkie ,,tak" i rozłączyłam się. Obracałam kilka razy telefon w ręku, myśląc nad moją głupotą, a potem wstałam i podeszłam do szafy. Otworzyłam mebel, wyjmując z niego biały t shirt z napisem ,,I think I'm in love. No wait...I was just hungry" oraz czarne rurki. Wyszłam z pokoju i ruszyłam do łazienki. Przeraziłam się swoim widokiem. Moje oczy były czerwone i napuchnięte. Włosy sterczały każdy w inną stronę. Na dodatek rana przy ustach ani trochę się nie goiła. Umyłam twarz i użyłam podkładu. Nałożyłam pod oczy korektor i musnęłam rzęsy tuszem. Ranę w kąciku ust również zamaskowałam korektorem. Uczesałam włosy i spięłam je w luźnego koka. Ubrałam się we wcześniej przygotowane ubrania i zeszłam do kuchni. Zrobiłam sobie tosta z serem, bo po raz pierwszy od tygodnia byłam głodna. Właśnie zmywałam po sobie talerz, kiedy po domu rozszedł się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć i ujrzawszy Matt'a zmusiłam się do uśmiechu. Założyłam buty i czarną skórzaną kurtkę i wyszłam, zamykając za sobą drzwi. W ciszy wsiedliśmy do jego samochodu.
- O czym myślisz? - zapytał nagle. Mrugnęłam kilka razy odwracając się w jego stronę.
- O...niczym. - zbyłam Go, zauważając jak samochód się zatrzymuje. - To tutaj? - wypuściłam powietrze przyglądając się okolicy. Było strasznie. Blok, pod którym się zatrzymywaliśmy był szary, a z jego ścian odpadał tynk. Na bloku widniały również różne żałosne napisy. Okolica była pusta, chociaż w niektórych oknach można było dostrzec ludzi, którzy uważnie się nam przyglądali. Wzdrygnęłam się, zdając sobie sprawę, że Matt czeka, aż wysiądę z samochodu. Wysiadłam, nadal dokładnie badając każdy skrawek tego miejsca. Bałam się. Weszliśmy do budynku i ku mojemu zdziwieniu zamiast w górę poszliśmy w dół.
- Gdzie idziemy? Do piwnicy? - zaczęłam oddychać szybciej. Bałam się coraz bardziej. Piwnice nie kojarzyły mi się dobrze. Bałam się też iść akurat tam z NIM. Może faktycznie wtedy mnie obronił, ale może chce mnie tylko wykorzystać? Odwrócił się, wyciągając rękę w moją stronę. Cofnęłam się do tyłu przyglądając się jego dłoni, a następnie patrząc mu w oczy. Pokiwałam głową, dając mu do zrozumienia, że nie zejdę na dół.
- Nie ufasz mi, prawda? - westchnął. Przełknęłam ślinę. - Proszę, chociaż spróbuj...nic Ci nie zrobię, jasne? - W jego oczach dostrzegłam coś, co pozwoliło mi mu uwierzyć. Ignorując jego rękę wyciągniętą w moją stronę, powoli ruszyłam za nim. Piwnice były tak samo straszne jak sam blok. W bardzo wielu miejscach porozstawiane były trutki na szczury. Drzwi do konkretnych piwnic były drewniane, a gdzieniegdzie tych drzwi brakowało. Ściany były popisane, a lampy wisiały tak nisko, że raz już uderzyłam o nie głową. Skręciliśmy, podchodząc do jednej z tych piwnic, gdzie brakowało drzwi. Na środku podłogi stała tam lampa, a dookoła niej siedzieli mężczyźni, ubrani w dresy i popijający alkohol, lub palący papierosy.
- Matt? Przyprowadziłeś dziewczynę? - odezwał się któryś z nich zachrypniętym głosem, podchodząc bliżej mnie. Położył kciuk na mojej brodzie, uwalniając spod nacisku zębów wargę, którą właśnie przygryzałam. Odwróciłam głowę w bok, tym samym zrzucając z siebie jego rękę. Splunął na ziemię, patrząc na mnie i uśmiechając się bezczelnie. Miałam ochotę zwymiotować.
- Jeżeli ma zamiar z nami przesiadywać, musi przejść test... - rzucił któryś z nich.
- Peter, to dziewczyna, dajcie spokój. - odpowiedział Matt, patrząc na mnie przepraszająco. Bałam się jeszcze bardziej niż na początku. Chciałam uciekać, ale kiedy widziałam Matt'a proszącego mnie o zaufanie i obiecującego, że nic mi nie zrobi było mi go szkoda. Chciał się dobrze bawić, obiecał, że będzie dobrze. Nie mógł tego przewidzieć. Przejdę ten test, cokolwiek mam zrobić, aby tylko on nie miał wyrzutów sumienia.
- Co mam zrobić? - wydukałam niepewnie. Matt i jak mniemam Peter wymienili kilka spojrzeń, a potem zaprowadzili mnie przed blok pod drzewo. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co chodzi i spojrzałam na nich pytająco.
- Widzisz linę? - zapytał Peter wskazują na sznur, którego wcześniej nie widziałam. Zwróciłam wzrok ku górze i zakręciło mi się w głowie. Lina przywiązana była do gałęzi drzewa, która znajdowała się jakieś cztery metry od ziemi.
- Co...co mam z nią zrobić? - żałowałam, że się na to zgodziłam.
- Więc. Wejdź na gałąź i usiądź. Wytrzymaj na niej dwie minuty i zejdź. - uśmiechnął się. Otworzyłam oczy szerzej. Byłam pewna, że zaraz zwymiotuję. Powoli podeszłam do liny, chwytając ją i podciągając się. Chyba sama nie widziałam co robić. W moich żyłach buzowała adrenalina, a ja coraz szybciej pięłam się ku górze.
- Nie patrz w dół, nie patrz w dół. - wyszeptałam sama do siebie. Wiedziałam, że kiedy spojrzę spanikuję. Po moim czole spłynęła kropelka potu. Dłonie bardzo mnie już bolały, przypuszczałam, że są nieźle obtarte. Nawet nie zauważyłam kiedy byłam już przy gałęzi. Analizowałam ją, próbując znaleźć sposób jak teraz na nią wejść. Bałam się puścić liny którąkolwiek ręką, bo byłam pewna, że wtedy spadnę. Nabrałam powietrza. Przymknęłam oczy i zarzuciłam lewą rękę na gałąź mocno się jej trzymając. Jak najszybciej zrobiłam to samo z drugą ręką i podciągnęłam się, powoli się obracając. Siedziałam. Odetchnęłam z ulgą. Naprawdę siedziałam. Żyję. Udało mi się.
- Nieźle! Teraz musisz wytrzymać dwie minuty! - krzyknął Peter, a ja nawet nie spojrzałam w dół. Ciągle patrzyłam w niebo, modląc się, aby być już na dole. - Złaź! - usłyszałam nagle i spojrzałam w dół. Zachwiałam się, jak najszybciej łapiąc się gałęzi aby nie spaść. Dwie minuty minęły naprawdę szybko. Powoli odwróciłam się, łapiąc się liny i zsuwając się w dół. Syknęłam, kiedy po raz kolejny zapiekły mnie dłonie. Powoli zniżałam się w dół. Zostało już niewiele do końca, jednak musiałam na chwilę się zatrzymać. Dłonie bardzo mnie piekły i traciłam siłę w rękach, postanowiłam, że chwila odpoczynku nic mi nie zrobi. Myliłam się. Spadłam z hukiem na ziemię. Upadłam na coś ostrego, co wbiło mi się w plecy. Próbowałam złapać oddech, ale nie mogłam. Czułam, jakbym się dusiła.
- Matt! - wykrztusiłam, łapczywie nabierając powietrza, które wciąż nie dostawało się do moich płuc. Nie mogłam się ruszyć. Wygięłam się w łuk, co sprawiło mi jeszcze większy ból. Matt klęczał obok mnie próbując coś zrobić.
- Zabieram Cię do szpitala. - rzucił, podnosząc się.
- Nie! - krzyknęłam najgłośniej, jak w tej chwili mogłam. Spojrzał na mnie unosząc brwi. Ja nie chciałam jechać do szpitala. Wszędzie, ale nie szpital. Błagam człowieku, nie rób mi tego. Proszę.
- Muszę Ci jakoś pomóc... - rzucił mi przepraszające spojrzenie i podniósł mnie, zanosząc do samochodu. Ułożył mnie na tylnym siedzeniu, a sam usiadł za kierownicą. Powoli odzyskiwałam oddech. Mogłam już powoli oddychać. Zamknęłam oczy, bo mimo to, że płuca już pracowały, ból nie ustępował. Nie wiem ile jechaliśmy. Przez całą drogę myślałam o ogromnym bólu.
Poczułam, że chłopak znów mnie podnosi i wyjmuje z samochodu. Zaniósł mnie do...szpitala. Nie chciałam, ale nie miałam już teraz wyboru.
Wylądowałam w sali z lekarką. Siedziałam odwrócona do niej plecami. Nie miałam na sobie bluzki, bo usuwała mi kawałki szkła z rany. Trochę to bolało, ale obiecałam sobie, że wytrzymam.
- Jak to się właściwie stało? - zapytała nagle, a ja znów usłyszałam kawałek szkła odbijającego się od metalowej miseczki.
- Przewróciłam się po prostu. - skłamałam. Westchnęła. Wiedziałam, że nie uwierzyła, ale chyba nie miała siły się kłócić. Kiedy skończyła, nakleiła mi na ranę sporych rozmiarów plaster. Podała mi opakowanie tabletek przeciwbólowych i wyjaśniła jak i kiedy je zażywać. Tyle dobrze, że jestem już pełnoletnia i nie musieli zawiadamiać cioci. Matt odwiózł mnie do domu. Przez całą drogę milczał.
- Przepraszam, ja... nie wiedziałem, że to się tak...
- Wiem. - przerwałam mu. - Wszystko w porządku. Naprawdę. - wymusiłam uśmiech. Wszystko mnie bolało, ale nie miałam mu tego za złe. Westchnął. Wysiadłam z samochodu i skierowałam się do mojego pokoju. Postanowiłam nie brać prysznica, bo rana była jeszcze świeża. Sama lekarka, powiedziała, że lepiej, abym dzisiaj tego nie robiła. Przebrałam się w piżamę i umyłam tylko twarz oraz zęby. Położyłam się na łóżku na brzuchu, starając się usnąć. Mimo tego, że wzięłam już drugą tabletkę, ból nie ustępował.
------
to jeden z najgorszych rozdziałów jakie napisałam ;-;
Co ty pieprzysz?! Świetny rozdzial!
OdpowiedzUsuńAle czekam, az R5 wroca z trasy (poczekam sobie xd)
~Wika aka ponczek
Mega zajebisty NW czm uważasz że jest najgorszy
OdpowiedzUsuń