piątek, 22 maja 2015
#34
2 komentarze = rozdział
- Proszę, Danny, to jedyna szansa, żebyśmy się zobaczyli jeszcze zanim wyjadę ze Stanów... - głos Rossa rozbrzmiewał w telefonie, a ja z trudem powstrzymywałam łzy. Gardło bolało mnie z powodu narastającej guli.
- Ross, ja...
- Ale dlaczego nie chcesz? Nie zależy Ci już na mnie?
- Po prostu za późno mnie poinformowałeś. Dlaczego nie mówiłeś wcześniej, że gracie w Nowym Yorku? Myślisz, że do jutra zdążę kupić bilet? Kto mnie tam zawiezie? Nie ma opcji... - powiedziałam, a serce rozpadało mi się na malutkie kawałeczki. Z jednej strony NY nie jest tak daleko, ale z drugiej to będzie jeszcze gorsze. Pojechać, zobaczyć Go i wrócić. W ten sposób nigdy nie przyzwyczaję się, że Go nie ma. Jednak w głębi mojego zepsutego serca, jest jakiś głos, który woła ,,jedź, żyj chwilą, on Cię potrzebuje". Też bardzo go potrzebowałam. Nie rozumiałam, dlaczego wcześniej nie powiedział mi o tym, że mamy okazję się zobaczyć podczas trasy.
- Dan, proszę Cię... - wyszeptał, a ja słyszałam, jak łamie mu się głos. Momentalnie łzy, które tak bardzo powstrzymywałam, spłynęły po moich policzkach. Zamyślona obróciłam się na plecy, a po całym moim ciele rozlał się ogromny ból. Rana na nich była jeszcze zbyt świeża, abym tak gwałtownie kładła się na nich.
- Ross, zadzwonię za chwilę. - rzuciłam i rozłączyłam się. Wygięłam plecy w łuk, co jeszcze bardziej pogorszyło sytuację. Zacisnęłam oczy i próbowałam zaczerpnąć powietrza. Nieproszone łzy zebrały mi się w oczach z powodu narastającego bólu. Nie tylko z powodu bólu pleców, ale serca również. Kiedy w końcu powietrze dostało się do moich płuc, a ból ustąpił, podniosłam się do pozycji siedzącej. Otarłam łzy wierzchem dłoni i zamknęłam oczy. Potem chwyciłam telefon i jak obiecałam, oddzwoniłam do blondyna.
- W ogóle to przecież nie potrzebujesz biletu, a przyjechać możesz taksówką, ja za nią zapłacę, a ciocia pewnie się zgodzi. Więc błagam Cię... - zaczął od razu, kiedy odebrał. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Przełknęłam ślinę, a jedną ręką wciąż trzymałam się za plecy.
- Porozmawiam z ciocią. Ale musiałabym wyjechać jeszcze dziś w nocy, żeby zdążyć i spędzić z Wami czas przed koncertem...
- Zostajemy tutaj do niedzieli wieczorem, więc zawsze możemy czas spędzić w niedzielę - jego głos się rozpromienił, a ja byłam pewna, że się uśmiecha.
- W takim razie kończę, cześć.
- Kocham Cię... - przygryzłam wargę.
- Ja Ciebie też. Bardzo. - wyszeptałam i rozłączyłam się. Wstałam z łóżka i zdjęłam z suszarki moją ulubioną koszulkę. Jego koszulkę. Kochałam ją i gdybym mogła to najlepiej bym jej z siebie nie zdejmowała. Z szafki wyjęłam czarne leginsy, a z szuflady bieliznę. Weszłam do łazienki i umyłam się, a potem zaczęłam się ubierać. Właśnie wkładałam leginsy, kiedy przypadkowo zrzuciłam z umywalki mój telefon. Odpadła od niego klapka, a spod niej wyleciał mały, błyszczący przedmiot, który kiedyś tam schowałam i całkiem o nim zapomniałam. Schyliłam się i ujęłam go w palce. Przygryzałam wargę, obracając przedmiot w palcach kilka razy. Zamknęłam oczy i wystawiłam rękę nad umywalkę. Przyłożyłam żyletkę do skóry i powoli po niej przejechałam. I powtórzyłam ten ruch kilka razy. Razem z krwią leciały moje łzy. Zdawałam sobie sprawę, że to nic nie da. To nie rozwiąże moich problemów. Ale po prostu nie potrafiłam inaczej, kiedy żyletka wypadła mi z telefonu. Ból fizyczny na chwilę odwracał uwagę od bólu psychicznego. Wiedziałam, że to co robię to tylko ucieczka od problemów, a problemy trzeba rozwiązać, a nie od nich uciekać. Ale w tamtej chwili nie umiałam zrobić nic innego. Chciałam właśnie uciec. Podniosłam telefon i włożyłam tam żyletkę z powrotem, a rękę opłukałam wodą. To samo zrobiłam z umywalką. Założyłam koszulkę i upięłam włosy w kok, następnie wracając do pokoju. Schyliłam się i wyjęłam z szuflady czerwoną bandamkę i obwiązawszy nią nadgarstek, chwyciłam za torbę. Spakowałam do niej ubrania na następny dzień, kosmetyki i inne rzeczy, które mogły mi być potrzebne. Zarzuciłam torbę na ramię i zeszłam na dół, w poszukiwaniu cioci. Jak zwykle nigdzie jej nie było, więc pozostał mi ogród. Była tam i robiła coś przy roślinach. Nabrałam powietrza i ułożyłam w głowie co jej powiedzieć.
- Ciociu... - zaczęłam. Odwróciła się uśmiechnięta, poprawiając na głowie kapelusz.
- Tak?
- No więc... pamiętasz jak zawsze chciałam jechać do NY? - uśmiechnęłam się, wzruszając ramionami. Przewróciła oczami.
- O nie. Coś Ty znowu wymyśliła?
- No wiesz... R5 wyjeżdżają na prawie rok. To jedyna szansa, żeby się z nimi jeszcze zobaczyć... - zrobiłam minę ,,zbitego pieska", patrząc jej w oczy.
- Na ile?
- Wyjadę dzisiaj i wrócę jutro wieczorem...
- Jedź... - westchnęła. Uśmiechnęłam się, rzucając jej się na szyję i ciągle powtarzając słowo ,,dziękuję". Potem ciocia dała mi trochę pieniędzy, które było mi głupio przyjąć, ale w końcu udało się jej mi je wcisnąć. Pożegnałam się z nią i zamówiłam taksówkę. Kiedy przyjechała, kierowca zapakował moją torbę do bagażnika, a ja zostawiłam sobie tylko telefon, portfel i słuchawki. Włożyłam słuchawki do uszu i rozbrzmiała w nich piosenka ,,Say something". Oparłam się o fotel, obserwując obraz za oknem. Poczułam wibrację w dłoni i spojrzałam na wyświetlacz telefonu, na którym widniał SMS od Rossa.
- I jak? Widzimy się jutro? - uśmiechnęłam się i zabrałam się za odpisywanie.
- Nie da rady. Ciocia się nie zgodziła. :(
- Naprawdę? Cholera. R5 Family, szykujcie się na zawalony koncert.
- Co teraz robicie?
- Siedzimy, a Ty?
- Leżę. Co będziecie robić około 23? - z tego co obliczyłam o tej własnie godzinie miałam być na miejscu.
- mamy próbę
- Gdzie? ^^
- W klubie, w którym gramy jutro. ,,v" *
- Dziwna nazwa... - odpisałam i uniosłam brwi. Reszta droga zeszła mi na pisaniu SMSów z Rossem. Dzięki temu czas minął mi bardzo szybko. Kiedy dojechaliśmy pod klub, kierowca podał mi moją torbę, a ja zapłaciłam mu i ruszyłam w stronę wejścia. Byłam podekscytowana, na samą myśl o moim niespodziewanym wejściu na próbę R5 i już nie mogłam się doczekać, aż zobaczę ich miny. Weszłam do środka i o dziwo żaden ochroniarz mnie nie powstrzymywał.
- Witam Pani Honses. - powiedział jeden z nich, kiedy już byłam przy drzwiach do sali, w której odbywała się próba.
- Hej? - uniosłam brwi i pchnęłam drzwi. Ross siedział na krzesełku i śpiewał tak cicho, że nawet mikrofon nic nie dawał. Riker i Rocky siedzieli obok niego i oboje spoglądali na niego z uniesionymi brwiami. Rydel i Ell z tyłu ciągle rzucali sobie jakieś uśmiechy, spojrzenia i nic nie miało dla nich znaczenia. W końcu Ross podniósł głowę, a nasze spojrzenia skrzyżowały się. Otworzył szerzej oczy i zeskoczył ze sceny.
- Danny! - krzyknął, biegnąc do mnie. Wzrok wszystkich z zespołu został skierowany na mnie i każdy z nich uśmiechnął się do mnie. Nawet Riker. Nim się obejrzałam, Ross już był przy mnie. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a on uniósł mnie, więc zgięłam nogi w kolanach. Obrócił się kilka razy wokół własnej osi, a potem postawił mnie. Spojrzał mi w oczy i przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze, a następnie musnął ją swoimi ustami.
- Co tutaj robisz? - zapytał, opierając swoje czoło o moje.
- Zapraszałeś mnie przecież.
- Co tam młoda? - Riker, który w niewyjaśniony sposób znalazł się obok nas, poczochrał moje włosy. Przytuliłam Go, z resztą jak wszystkich i chwilę rozmawialiśmy.
- To może nie marnujcie czasu i przejdźcie się gdzieś... - Ell uniósł brwi dwukrotnie, na co Ross uderzył Go w ramię. Jednak jak zaproponował Ratliff wyszliśmy na zewnątrz, aby trochę pozwiedzać. Szliśmy za rękę przez Nowy York, a ja podziwiałam piękne widoki. To wszystko było naprawdę piękne.
- Idziemy na plażę? Woda jest raczej ciepła. - zaśmiał się Ross, wyrywając mnie z zamyślenia, a ja stuknęłam się palcem w czoło.
- Tu się uderz. - rzuciłam, a kiedy zdałam sobie sprawę, na czym aktualnie spoczął jego wzrok, schowałam rękę za plecy i przełknęłam ślinę. Cisza, która teraz nastała między nami stała się bardzo uciążliwa. Przygryzałam wargę, czekając, aż zacznie na mnie krzyczeć.
- Po co Ci bandamka? - zapytał w końcu.
- Pasowała mi do ubrań. - skłamałam, ale wiedziałam, że mi nie uwierzył.
- Masz mnie za idiotę? - zapytał, na co pokręciłam głową. Chwycił za moją rękę i wyciągnął ją, odwiązując chustkę, a ja nie potrafiłam protestować. Stałam z głową spuszczoną w ziemię, czując na sobie jego wzrok. Dreszcze przeszły po moim ciele, kiedy opuszkami palców przejechał po moich ranach.
- Powiesz mi dlaczego to zrobiłaś? - zapytał, kiedy w końcu spojrzałam mu w oczy.
- Nie - wyszeptałam prawie bezgłośnie. Chwycił za moje dłonie, opierając swoje czoło o moje.
- What can I do to make you feel all right? - zanucił pod nosem słowa piosenki ,,Smile". Po moich policzkach spłynęły łzy, a on widząc to nucił dalej:
- Baby I don’t want to see you cry, no...
I wanna see you smile,
I wanna see you smile... - uśmiechnęłam się mimowolnie, próbując już nie płakać, jednak na nic. Wybuchnęłam płaczem, wtulając się w niego. Odwzajemnił mój uścisk. Czułam, jak głaszcze moje włosy. Przytuliłam go jeszcze mocniej, nie mogąc się uspokoić, a on prosił, abym nie płakała. W końcu odkleiłam się od niego i otarłam łzy, pociągając nosem.
- Przepraszam... - wykrztusiłam. Nic nie mówiąc, wyjął z tylnej kieszeni spodni marker i narysował na moim nadgarstku motylka z podpisem ,,Ross". Przeniosłam wzrok z niego na rysunek, który po chwili zasłonił mi, zawiązując mi z powrotem chustę. Znów spojrzał w moje oczy, a ja chciałam wierzyć, że ten rysunek coś da. Przejechałam językiem po dolnej wardze, a on chwycił mnie za rękę i poszliśmy dalej. W końcu wróciliśmy do hotelu, w którym R5 spali. Ross był jedyną osobą, która wiedziała o moim problemie i dbałam o to, aby nikt więcej nie zauważył moi ran. W pokoju ostrożnie położyłam się na łóżko, a Ross usiadł na jego brzegu, przyglądając mi się.
- No co? - zapytałam w końcu.
- Chcę wiedzieć. Czemu to robisz? - westchnęłam.
- Nie chcę o tym teraz rozmawiać.
- Nigdy nie chcesz rozmawiać o rzeczach, które są trudne. Ale trzymanie spraw dla siebie nie czyni ich mniej bolesnymi. Po prostu boli ludzi, od których się odcinasz. * - Odgięłam głowę do tyłu, zamykając oczy.
- Brakuje mi Ciebie. Nie chcę Cię stracić. Boję się Ciebie stracić. Jesteś dla mnie wszystkim. Może lepiej będzie jeżeli...
- Nie. - przerwał mi. - Nawet sobie nie żartuj. Nie zrezygnuję z Ciebie, rozumiesz? Tym razem nie pozwolę Ci odejść. Tylko Ty dajesz mi tyle radości i wiary, żebym olał przeciwności i zaufał miłości. Przetrwamy to, rozumiesz? - przytaknęłam. W jego oczach pojawiły się łzy. Poczułam ukłucie w sercu i chciałam zrobić wszystko, żeby nie był smutny przeze mnie. Przybliżyłam się do niego, układając głowę na jego kolanach. Wyciągnęłam jedną rękę i opuszkami palców błądziłam po jego twarzy, zatrzymując się na jego ustach. Schylił się i pocałował mnie namiętnie, a moja dłoń powędrowała teraz na jego policzek. Serce biło mi szybciej, a świat nie miał teraz znaczenia. Poczułam jak jego ręka przesuwa się z mojego uda na biodro i tam się zatrzymuje. Jego pocałunki stawały się coraz bardziej nachalne i pożądliwe.
- Chodźmy na kolację. - odkleiłam się od niego, delikatnie Go odpychając. Zauważyłam w jego oczach zdziwienie i zawód. Uśmiechnęłam się przepraszająco i pociągnęłam Go za rękę, kierując się na jadalnię.
----------------
* ,,v" - wymyśliłam tę nazwę, taki klub nie istnieje xd
* ,,Nigdy nie chcesz rozmawiać o rzeczach, które są trudne. Ale trzymanie spraw dla siebie nie czyni ich mniej bolesnymi. Po prostu boli ludzi, od których się odcinasz." - to jest cytat z serialu ,, The Fosters".
Jestem zawiedziona liczbą komentarzy pod poprzednim rozdziałem, ale miałam wenę, napisałam więc dodam wcześniej, ale mam nadzieję, że tym razem nie będzie tylko jednego komentarza. Boję się, że zrobiłam coś nie tak i dlatego już nie komentujecie ;O
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Elo ;3 Tutaj panna co hasła gupi xx
OdpowiedzUsuńCiotka Danny, moja bogini, mój skarb, moja Królowa II
Pojechała ♥ Yay ♥
Mam banana na ryjcu bejbe
Cały czas piszczałam i ryczałam ze szczęścia, wiem, krezji to ja jestem
Awwww Awwww Awwww. Mama powiedziała że mam się zamknąć, nie zamknęłam się.
PLAŻA taki super pomysł c'nie?
.Bardzo.I.Ja.Wiem.Że.On.Się.Nie.Puknął.
Pocięła się, ja wiedziałam, Paryżanka ma zawsze rację ;33
Tak, 2 dni ze sobą, co będzie dalej? Masakra do potęgi..
Nie wiem jak Danny, ale ja mam Rossa za idiotę. Nie wiem dlaczego.
Śpiewał jej! Success Lynch, Congratulation Lynch, Congratulation
.
.
Ten koniec <3 Kocham
A CO ON SOBIE MYŚLAŁ, ŻE CO? ŻE MU WOLNO? JEST ZA STARY JUŻ! KOLACJA WAŻNIEJSZA...
~ Martyyyna
Pozdrawiam Panią, Panią która na kurniku grać nie umie
A tym jedynym komentującym był nie kto inny jak ja! Ba! Przeciez xd
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdzial!
Czekam!
~Wika aka ponczek
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!
OdpowiedzUsuńBoże...co oni zrobią przez tyle czasu rozłąki :( Muszą dać radę!
Pozdrawiam :*
Przepraszam, ze nie skomentowalam poprzednich rozdzialow. Mam nadzieje ze mi wybaczysz.
OdpowiedzUsuńMyslalam, ze porycze sie gdy czytalam ten rozdzial. Boze, jak mi sie chcialo plakac! Jak tylko teraz o tym pomysle, tez mi sie chce :(
Kochana, rozdzial boski. Danny zrobila mu niesamowita niespodzianke. Sie chlopak ucieszyl <3
Jest za Ronny Forever! Hahaha <33
Niech Danny powie Rossowi, dlaczego to robi i... Dan, czy ty nie widzisz czego pragnie Ross? On pragnie ciebie, laska. Nie czujesz tego jak cie caluje? Ja to czuje to cholery. Danny bierz sie w garsc! Kochasz go, a on kocha ciebie.
Przetrwacie to.
Bo nie ma innej opcji.
Nie-e, nie ma!
To tyle ode mnie.
Czekam oczywiscie na nastepny i zapraszam do siebie. Dodalam nowy.
R5-my-love-story.blogspot.com
Caluski od Tajemniczej :**
Piękny blog , RB wszystko DB
OdpowiedzUsuń